Dobrze myslal o swoim macie. Sorcor byl nie tylko dobrym marynarzem, lecz takze – mimo braku wyksztalcenia – calkiem inteligentnym czlowiekiem. Gdyby Kennit zainteresowal go takimi kwestiami, moze inni piraci takze zaczeliby omawiac ten temat.
Popatrzyl matowi w twarz. Kose spojrzenie zoralo opalone czolo mezczyzny. Na policzku lsnila blizna, ktora stanowila pozostalosc po niewolniczym tatuazu.
Sorcor odezwal sie dopiero wtedy, gdy wszystko sobie dokladnie przemyslal.
– Jestesmy tu wolnymi ludzmi. Nie zawsze tak bylo. Wiecej niz polowa mieszkancow Lupogrodu to dawni niewolnicy lub ci, ktorzy w ostatniej chwili unikneli takiego losu. Wielu nadal nosi tatuaz albo blizne po nim. A reszta, no coz… W rodzinnych miastach czeka na nich chlosta lub stryczek, a moze nawet jedno i drugie. Kilka dni temu wspomniales o krolu dla nas, piratow. Nie jestes pierwszym, ktory mowi na ten temat, gadaja o nim takze handlarze. Burmistrze, radni, krolowie, straznicy… O nie, tam, skad pochodzimy, bylo ich zbyt wielu i wiekszosc z nas wlasnie z powodu tych ludzi uciekla z rodzinnych miast. Zaden z nas nie chce, by ktos mu mowil, co ma robic, a czego nie. Wystarczy, ze mamy kapitana na statku… Blagam, wybacz mi moja szczerosc, panie.
– Nie obrazilem sie, Sorcorze. Wiedz wszakze, iz anarchia to tylko niezorganizowane ciemiezenie jednych przez drugich. – Kennit z uwaga obserwowal twarz Sorcora. Chwilowe zaklopotanie mata uswiadomilo mu, ze uzyl niewlasciwych slow. Najwyrazniej nie mial wprawy w omawianiu takich idei. Usmiechnal sie przyjaznie. – Tak w kazdym razie twierdza niektorzy. Wierze w moich piratow, ale wiem, ze potrzebuja prostszych slow. Sam pomysl, jak wyglada teraz Lupogrod? Panuja tu kolejni tyrani. Pamietasz, jak Podee i jego banda napadali i okradali ludzi? Bylo pewne, ze jesli jakis marynarz zejdzie na brzeg samotnie, jeszcze przed polnoca zostanie pobity i obrabowany. Najlepszym, czego mogl oczekiwac, byla bijatyka ze zgraja Podee'a. Ostatecznie zebrali sie piraci z trzech statkow i rozprawili ze zlodziejami. W przeciwnym razie rozboje bylyby nadal. A w chwili obecnej… slyszalem, ze w co najmniej trzech tawernach mozna oberwac palka. To pewne jak milosc od platnej dziewki. Nikt nie walczy z tym mrocznym procederem. Martwic sie musi tylko czlowiek, ktory zostal ogluszony i okradziony. – Zerknal ukradkiem na mata. Mezczyzna zmarszczyl czolo i zamyslony kiwal glowa.
Kennit poczul dreszcz, kiedy uswiadomil sobie, ze marynarz za sterem takze przysluchuje sie ich rozmowie. Kiedy indziej skarcilby go, lecz teraz niemal go to ucieszylo. Niestety Sorcor dostrzegl wzrok sternika w tym samym momencie, co kapitan.
– Hej, ty, uwazaj tam! Masz trzymac statek na kursie, a nie podsluchiwac zwierzchnikow!
Mat podskoczyl do marynarza, jak gdyby chcial go uderzyc. Sternik wykrzywil twarz i czekal na cios, ale sie nie poruszyl. Kennit zostawil Sorcora, ktory wymyslal marynarzowi od leniwych glupcow, i ruszyl przed siebie. Deski pokladu byly do bialosci wypolerowane piaskiem i kamieniem. Wszedzie, gdzie spojrzal, dostrzegal efekty dokladnosci i pracowitosci swoich ludzi. Kazdy marynarz cos robil, a wszystkie nieuzywane akurat sprzety skrupulatnie spakowano. Kennit w zadumie pokiwal glowa. Nie tak tu wygladalo, gdy piec lat temu obejmowal dowodztwo statku. “Marietta” byla wowczas tak zaniedbana stara balia, jak wiekszosc innych pirackich statkow. A poprzedni kapitan, ktory powital Kennita na pokladzie przeklenstwem i zle wycelowanym ciosem, niewiele sie odroznial od swej niechlujnej, kiepskiej zalogi. Wszyscy wygladali jak stado brudnych kundli.
Ale mlody pirat wybral wlasnie “Mariette” na swoja siedzibe. Mimo widocznych lat zaniedbania i kiepsko polatanych zagli na rejach, byla piekna. A jej kapitan nadawal sie tylko do obalenia. Kennit zrozumial to natychmiast. Czlowiek, ktory pozwala swemu matowi na przeklenstwa i awantury, jest skonczony. Jego rzady dobiegly juz konca. Pozbycie sie go zabralo mlodemu piratowi siedemnascie miesiecy, a dodatkowe cztery poswiecil na wyrzucenie jego mata. Odkad zostal dowodca “Marietty”, marynarze wrecz cisneli sie do niego. Starannie wybral sposrod nich Sorcora i uczynil go swoim lojalnym podwladnym. Potem wyprawili sie na otwarte morze, daleko od ladu, by przetestowac zaloge. Dobierali marynarzy niczym pokerzysta, ktory odrzuca kiepskie karty. Poniewaz tylko oni dwaj umieli odczytywac morskie mapy i ustalac kurs, raczej nie grozil im wybuch buntu wsrod zalogi. Kennit nie pozwolil surowemu matowi znecac sie nad ludzmi. Wierzyl wszakze, ze wiekszosci marynarzy najbardziej odpowiada twardy dowodca. A jesli jest wytrawnym kapitanem, uczy podwladnych schludnosci i zapewnia im bezpieczenstwo, marynarze powinni byc absolutnie zadowoleni. I taka tez stala sie jego zaloga. Ci ludzie pozeglowaliby dla niego na koniec swiata.
W chwili, gdy Kennit wprowadzil statek do tak odleglego portu, ze nawet Sorcor nie rozumial jezyka jego mieszkancow, “Marietta” miala juz wyglad wymuskanego, malego statku handlowego i marynarzy, ktorzy podrywali sie na jedno spojrzenie kapitana lub mata. W porcie mlody pirat zapedzil swa starannie dobrana zaloge do ostatnich prac remontowych. Pozniej “Marietta” poplynela wzdluz wybrzeza i przez miesiac marynarze oddawali sie piractwu, lupiac male porty w nieznanej krainie. Statek wrocil do Lupogrodu wyladowany egzotycznymi towarami i obcymi monetami. Przedstawiciele zalogi, ktorzy wrocili wraz z Kennitem, byli bogaci jak nigdy i lojalni jak psy. Podczas tego jednego rejsu kapitan zdobyl statek, reputacje i fortune.
Wlasnie wtedy, schodzac do dokow Lupogrodu, zdal sobie sprawe z zyciowych ambicji i cala jego duma z dotychczasowych dokonan rozwiala sie w dym. Obserwowal, jak jego piraci wchodza do dokow dumni jak pawie i niczym mozni panowie ubrani w jedwab; kazdy trzymal torby ciezkie od pieniedzy, kosci sloniowej i osobliwej w formach bizuterii. Kennit wiedzial, ze jego zaloga sklada sie z typowych marynarzy i ze w kilka godzin ich zdobycze pochlonie Lupogrod. I nagle nieskazitelnie czyste poklady, starannie uszyte zagle i swieza farba “Marietty” wydaly mu sie triumfem tak chwilowym i plytkim jak majatek jego piratow. Odprawil wowczas Sorcora i zamiast spedzic tydzien w porcie, pil samotnie w polmroku swej kajuty. Nigdy sie nie spodziewal, ze sukces moze go tak przygnebic. Poczul sie oszukany.
Minely miesiace, zanim otrzasnal sie z tego zniechecenia. Przetrwal ten okres w odretwieniu i smutku, obezwladniony poczuciem beznadziejnosci. Na szczescie nie pomylil sie w wyborze Sorcora, bowiem mat przez caly czas zachowywal sie bez zarzutu, jak gdyby nic sie nie stalo. Nie probowal tez wypytywac o cokolwiek swego kapitana. Jesli marynarze cos wyczuwali, nie okazywali tego. Zreszta Kennit wyznawal filozofie, ze na dobrze dowodzonym statku kapitan nigdy nie musi sie zwracac bezposrednio do zalogi; wystarczy, ze zasugeruje swoje zyczenia matowi, a zostana one spelnione. W tamtym trudnym okresie ow nawyk bardzo mu sie przydal. Mlody pirat poweselal dopiero pewnego ranka, gdy Sorcor zastukal do jego drzwi i oznajmil, ze przed “Marietta” plynie ladny bogaty statek handlowy. Spytal, czy kapitan zyczy sobie go doscignac.
Poscig sie udal, piraci Kennita dokonali abordazu – zarzucili haki, sczepili oba statki, weszli na poklad handlowca i przejeli wspanialy ladunek wina i perfum. Akcja dowodzil on sam, pozostawiwszy Sorcorowi opieke nad pirackim zaglowcem. Tego dnia po raz pierwszy Kennit wlozyl w walke cale serce. Gdy wreszcie wyrzucil z siebie gniew i odreagowal rozczarowanie, ku jego zdziwieniu przy zyciu nie pozostal zaden przeciwnik. Odwrocil sie od ostatniego ciala, padajacego u jego stop i zobaczyl swoich ludzi; zebrani w grupki na pokladzie patrzyli na niego zafascynowani. Slyszal jedynie ich szepty, lecz polaczenie przerazenia i podziwu w ich oczach dopowiedzialo mu reszte. Pomyslal, ze wczesniej zdobyl sobie posluch u zalogi, lecz dopiero tego dnia piraci naprawde go pokochali. Nie smieli sie do niego odzywac w sposob poufaly i nigdy nie traktowali go z czuloscia, lecz kiedy przemierzali Lupogrod, pijac i hulajac, chwalili sie wszystkim wokol wlasna sila, dzieki ktorej wytrzymywali jego surowa dyscypline na pokladzie, oraz nieustraszonym w walce kapitanem; sugerowali w ten sposob, ze ich statku nalezy sie obawiac.
Od tamtego czasu oczekiwali, ze Kennit stale bedzie prowadzil ich najazdy. Gdy po raz pierwszy powstrzymal ich przed masakra i przyjal kapitulacje kapitana statku, zaloga wydawala sie niezadowolona, chociaz tylko do chwili rozdzielenia miedzy nich wielkich lupow i procentu od okupu. Wraz z zaspokojeniem chciwosci, humory piratow poprawialy sie.
W ciagu nastepnych lat Kennit zdobyl sobie male imperium. W niewielkich, zapuszczonych portach Chalced handlarze bez pytania kupowali od niego najbardziej nawet niezwykle towary. Zjednal tez sobie pomniejszych chalcedzkich dziedzicow, ktorzy bez skrupulow – choc oczywiscie za spore udzialy – grali role posrednikow przy zadaniach okupu za statek, ladunek i zaloge. Imperium Kennita rozciagalo sie juz daleko poza Lupogrod czy Port Czaszek. W ostatnich miesiacach mlody pirat zaczal nawet fantazjowac, ze dzieki poparciu tych chalcedzkich paniatek moglby zdobyc sobie uznanie na pirackich wyspach jako ich prawowity wladca. Potrzebowal tylko akceptacji mieszkancow.
Po raz kolejny zastanowil sie nad kosztami i zyskami. Piractwo staloby sie legalne i jego ludziom przestalby grozic stryczek. Kennit prowadzilby otwarty handel z innymi portami. Gdyby zjednoczyl pirackie wyspy i miasta, mogliby dzialac wspolnie. Polozyliby kres napadom niewolniczych statkow na miasta. Przez chwile martwil sie, ze piratom mogloby to nie wystarczyc, potem jednak odsunal te mysl i marzyl dalej. Handlarze z Chalced i Kupcy z Miasta Wolnego Handlu rownie znaczaco skorzystaliby na unormowanej sytuacji. Na przyklad mogliby bez ryzyka uzywac Kanalu Wewnetrznego prowadzacego wzdluz wybrzeza do Miasta Wolnego Handlu, Chalced i ziem