rozpamietujac dotyk jej gladkiej skory i swoje pozadanie. Przerazila go mysl o jej mokrej twarzy i zalzawionych oczach. Nie po to kupowal sobie dziwke. Kupowal ja wlasnie po to, aby tego wszystkiego uniknac. Do diabla, zaplacil przeciez. Nie patrzac na lozko rozkazal jej nagle: – Poloz sie na brzuchu. Twarza w przescieradlo.

Uslyszal, jak dziewczyna obraca sie w lozku. Przeszedl do niej szybko przez pociemniala izbe. Choc lezala twarza do dolu jak chlopak, wzial ja jak kobiete. Niech nikt, nawet dziwka, nie mowi, ze Kennit nie zna roznicy.

Byl przekonany, ze nie postepuje z nia zbyt brutalnie, a jednak Etta ciagle plakala, nawet gdy juz sie stoczyl z jej ciala. Ten prawie bezglosny placz lezacej obok niego kobiety poruszyl go. Niepokoj, ktory poczul, dolaczyl do wczesniejszego wstydu i wstretu do samego siebie. Co sie z nia dzialo? Czyz jej nie placil? Nie miala prawa oczekiwac od niego niczego wiecej. Ostatecznie byla tylko dziwka. Zawarli uklad.

Natychmiast sie podniosl i zaczal ubierac. Po pewnym czasie jej placz ucichl. Obrocila sie nagle.

– Prosze – szepnela chrapliwie. – Prosze, nie odchodz. Przepraszani, ze cie urazilam. Juz bede cicho. Obiecuje.

Desperacja w jej glosie wspolbrzmiala z rozpacza, ktora Kennit czul w swoim sercu. Smutek przeciw smutkowi. Kapitan pomyslal, ze powinien zabic te dziewuche. Powinien raczej ja zabic, niz pozwolic, by mowila do niego takie slowa. Nie zrobil tego jednakze, wlozyl natomiast reke do kieszeni kaftana.

– Mam cos dla ciebie – oswiadczyl, szukajac po omacku jakiejs malej monety. Sadzil, ze pieniadze przypomna im obojgu, po co sie spotkali w tym pomieszczeniu. Lecz los go zdradzil, poniewaz kieszen byla pusta. Kennit opuscil statek w wielkim pospiechu. Zeby zaplacic Bettel, bedzie musial wrocic na “Mariette” po pieniadze. Sytuacja stala sie krepujaca. Wiedzial, ze dziwka patrzy na niego i czeka. Coz moglo byc bardziej ponizajacego niz stanie bez pieniedzy przed dziwka, ktora wlasnie cie obsluzyla?

Na szczescie w najdalszym zakamarku kieszeni wyczul cos, cos malenkiego, co uklulo go w palec i wbilo sie pod paznokiec. Wyjal drobiazg, spodziewajac sie ciernia lub jakiegos kamyka, lecz w jego reku blysnal malenki ozdobiony klejnocikiem kolczyk; Kennit przypomnial sobie, ze wyrwal go z ucha martwego niebieskiego kociaka. Zamigotal rubin. Mlody kapitan nigdy nie przywiazywal wagi do rubinow. Tak jak i do Etty.

– Masz – powiedzial, wpychajac w dlon dziewczyny kolczyk, po czym dodal: – Nie opuszczaj tego pokoju. Zatrzymaj go do jutra wieczor. Wroce.

Zanim zdolala sie odezwac, wyszedl. Byl rozdrazniony, poniewaz podejrzewal, ze Bettel zazada ogromnej sumy za zatrzymanie pokoju i dziewczyny przez noc i dzien. No coz, niech sobie zada, Kennit i tak zaplaci tyle, ile sam zechce. Dzieki temu rozwiazaniu nie bedzie sie musial przyznac przed Bettel, ze dzis wieczorem nie ma pieniedzy na zaplate. Uniknie przynajmniej wstydu.

Halasliwie zbiegl po schodach i wszedl do glownego pomieszczenia.

– Chce zatrzymac pokoj i dziewczyne – poinformowal Bettel, kiedy przechodzil. W innej sytuacji niemal ucieszylby go widok jej skonsternowanej twarzy. Przeszedl juz kilkaset metrow, gdy poczul, ze sakiewka obija mu sie o lewa kieszen. Smieszne. Nigdy jej tam nie trzymal. Przyszlo mu do glowy, zeby wrocic, wszystko odwolac i od razu zaplacic Bettel, ale zrezygnowal. Jesli powie, ze zmienil zamiar, znowu zachowa sie jak glupiec. Glupiec! Slowo palilo jego umysl niczym rozzarzone zelazo.

Wydluzyl krok, probujac uciec od wlasnych mysli. Natychmiast musial stad odejsc. Kiedy schodzil lepka od blota ulica, z nadgarstka odezwal sie cienki glosik.

– To byl prawdopodobnie jedyny kawalek skarbu, jaki kiedykolwiek ktos wywiozl z Wyspy Innego Ludu, a ty dales go dziwce.

– No i? – zapytal, podnoszac reke i patrzac w malenka twarz.

– Moze masz szczescie i jestes madry. – Twarzyczka usmiechnela sie do niego z wyzszoscia. – Moze.

– Co chcesz przez to powiedziec?

Niestety czarodrzewowy talizman nie zamierzal sie juz odzywac, mimo iz Kennit pstryknal w niego palcem wskazujacym. Rzezbione rysy pozostaly nieruchome i twarde jak kamien.

Poszedl do saloniku Ivra. Nie wiedzial, ze sie tam kieruje, az do chwili, gdy stanal przed drzwiami. W srodku bylo ciemno. Pora byla znacznie pozniejsza, niz sadzil. Kopal w drzwi, az najpierw syn Ivra, a potem sam artysta kazali mu przestac.

– To ja, Kennit – rzucil w mrok. – Chce jeszcze jeden tatuaz. W domu zapalilo sie slabe swiatelko. Po chwili Ivro gwaltownym ruchem otworzyl drzwi.

– Dlaczego mialbym tracic na ciebie czas? – zapytal wsciekle maly rzemieslnik. – Idz gdzies indziej, do jakiegos durnia z byle iglami i popiolem, ktory ma w nosie wlasna prace. Kiedy jutro zdecydujesz, ze juz nie chcesz tatuazu, wypalisz go, bo i tak nie bedzie nic wart. – Splunal, zaledwie o kilka centymetrow omijajac buty Kennita. – Jestem artysta, nie dziwka.

Kapitan uswiadomil sobie, ze trzyma malego mezczyzne (rzemieslnik stal na czubkach palcow) za gardlo i potrzasa nim gniewnie.

– Zaplacilem ci, do cholery! – uslyszal swoj krzyk. – Zaplacilem za niego i zrobilem z nim, co chcialem. Rozumiesz?

Zapanowal nad soba rownie nagle, jak przed chwila stracil panowanie. Oddychajac ciezko, postawil artyste na nogi.

– Rozumiesz? – powtorzyl ciszej. Dostrzegl nienawisc w oczach mezczyzny, lecz byl w nich takze strach. Zrobi to. Zrobi to dla ciezkiego zlota, brzeczacego w sakiewce, ktora Kennit mu pokazal. Artysci i dziwki… latwo mozna ich kupic. Artysci to tylko dobrze oplacane dziwki, nic wiecej.

– W takim razie, wejdz – Ivro zaprosil go zupelnie spokojnym glosem. Kapitan poczul na plecach dreszcz. Wiedzial, ze ten maly czlowieczek zada mu bol. Postara sie, by zabieg naprawde bolal. Ale Ivro byl tez prawdziwym artysta, wiec jego tatuaz bedzie absolutnie idealny. Bol i perfekcja. Tylko w ten sposob Kennit mogl odkupic swoje winy. Musial zrobic wszystko, by powrocilo jego szczescie, ktorego nigdy nie potrzebowal tak bardzo jak dzisiejszego wieczoru.

Podazyl za mezczyzna do saloniku i rozebral sie do polowy. Ivro od swiecznika zapalil swieczke. Pirat starannie zlozyl koszule i usiadl na niskim stolku. Ubranie polozyl sobie na kolanach. Bol i perfekcja. Czul, ze nadchodzi wyzwolenie, podczas gdy tatuazysta krecil sie po pokoju, ustawial swiece na stolach i znosil sprzet.

– Gdzie i co? – zapytal Kennita. Mowil rownie bezdusznym tonem, jak kapitan, kiedy zwracal sie do dziwki.

– Na karku – odparl cicho kapitan. – Wytatuuj Innego.

– Co innego? – spytal rozdrazniony Ivro. Przyciagnal juz stol. Malenkie tygle z polyskliwym atramentem staly starannie ustawione w rzedach. Przysunal wyzszy stolek za stolek Kennita i usiadl.

– Innego – powtorzyl Kennit. – Tego z Wyspy Innego Ludu. Wiesz, o kim mowie.

– Wiem – przyznal opryskliwie rzemieslnik. – To jest pechowy tatuaz i ciesze sie, ze ci go wyryje, suczy synu. – Lekko przesunal opuszkami palcow po skorze mlodego pirata. Mierzyl. W Jamaillii kazdy wlasciciel mogl kazac wytatuowac swoj znak na twarzy niewolnika. Nawet gdyby niewolnik uzyskal po jakims czasie wolnosc, zgodnie z prawem nie wolno mu bylo usuwac dowodu wczesniejszego okresu niewoli. Ale na Wyspach Pirackich mozna bylo zalatwic wszystko. Niektorzy dawni niewolnicy, tak jak na przyklad Sorcor, woleli wypalic pietno, inni placili podobnym do Ivra artystom za przerobienie starych niewolniczych tatuazy w nowe symbole wolnosci.

Rzemieslnik dotknal dwoch blizn na plecach Kennita.

– Dlaczego je usunales? – zapytal. – Pracowalem nad nimi wiele godzin i dobrze mi za nie zaplaciles. Nie podobaly ci sie? – Potem dodal: – Pochyl glowe do przodu. Przeszkadza mi twoj cien.

– Lubilem je – wymamrotal Kennit. Poczul pierwsze uklucie igly w napiete cialo, a na ramionach gesia skorke, skora glowy pod wlosami bolala. Spokojniejszym tonem dodal: – Ale blizny po wypaleniu podobaly mi sie jeszcze bardziej.

– Jestes szalony – powiedzial Ivro obojetnie. Kennit nie byl juz dla niego ani czlowiekiem, ani wrogiem, tylko obiektem namietnej pracy artysty. Malenka igla raz za razem dzgala cialo mlodego kapitana, a on sam uslyszal, jak rzemieslnik sapie z satysfakcja.

To jest jedyny sposob, pomyslal pirat. Tak, to byl jedyny sposob odwrocenia pecha. Nie powinien byl plynac na Wyspe Innego Ludu i teraz musial zaplacic za te bledna decyzje. Tysiace ukluc igly, a pozniej przez caly dzien zadlacy bol swiezego tatuazu. Wreszcie oczyszczajace katusze goracego zelaza, ktore wypali tatuaz; jak gdyby nigdy nic nie bylo. To uznal za sposob zatrzymania przy sobie szczescia. Kennit zacisnal dlonie w piesci. Stojacy za nim Ivro mruczal cos do siebie. Znajdowal przyjemnosc zarowno w swojej pracy, jak i w zemscie na mlodym piracie.

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату