jednak rownowage.

– Nie zawiode cie – obiecala. Ojciec wyszarpnal reke. – Ide natychmiast.

Kiedy wstala, mezczyzna przez chwile ciezko oddychal, w koncu wycharczal:

– Altheo!

Zatrzymala sie. Ojciec zasapal sie, potem gleboko zaczerpnal powietrza.

– Keffria i jej dzieci… Nie sa takie silne jak ty. – Wzial kolejny szalenczy wdech. – Musialem ich wyposazyc. Musialem.

Z calych sil staral sie cos jeszcze powiedziec, ale zabraklo mu tchu.

– Oczywiscie, ze tak – odparla. – Zabezpieczyles nas wszystkich. Nie martw sie o to teraz. Wszystko bedzie dobrze. Przyrzekam ci.

Opuscila pokoj. Znajdowala sie juz w polowie korytarza, gdy w pelni dotarly do niej wlasne slowa. Co rozumiala przez te obietnice? Ze dopilnuje, by jej ojciec umarl na zywostatku, ktorym tak dlugo dowodzil! Jakze niesamowicie i okrutnie to zabrzmialo. Uswiadomila sobie, ze gdy przyjdzie na nia czas, jedynym problemem bedzie miejsce, w ktorym dokona zywota. Chcialaby umrzec na deskach “Vivacii”. Potarla twarz. Miala wrazenie, ze wlasnie sie budzi. Jej policzki byly mokre od lez. Plakala. Natychmiast sie za to zganila: Nie czas na to, nie teraz. Nie czas na uczucia, nie czas na placz.

Kiedy pospiesznie wyszla z domu na jaskrawe swiatlo, niemal wpadla w grupe zgromadzonych tam ludzi. Oslepla na moment od slonca. Wszyscy, jej matka, Kyle, Keffria i ich dzieci patrzyli na nia w milczeniu. Spojrzala na nich z przerazeniem.

– Biegne przygotowac statek – oznajmila w koncu. – Dajcie mi godzine. Potem przywiezcie tam pape.

Kyle ponuro zmarszczyl brwi i najwyrazniej zamierzal cos powiedziec, uprzedzila go jednak Ronica. Skinela glowa i oswiadczyla glucho:

– Zrobimy tak. – Po tych slowach zamilkla, lecz Althea widziala, jak matka usiluje przelknac sline, by ze scisnietego zalem gardla mogly wydobyc sie jeszcze jakies slowa. – Pospiesz sie – zdolala w koncu wyszeptac, a corka skinela glowa. Ruszyla pieszo aleja w dol. Zanim poslaniec dotrze do miasta i zamowi dla niej powoz, ona bedzie juz o krok od statku.

– Przynajmniej wyslij z nia sluzaca! – uslyszala gniewny glos Kyle'a.

Ronia odpowiedziala mu bardzo lagodnie.

– Nie. Pozwolmy jej isc samej, pozwolmy. Nie ma czasu, by przejmowac sie konwenansami. Wierz mi, wiem, co mowie. Chodz. Pomozesz przygotowac nosze dla Ephrona.

Gdy dziewczyna doszla do dokow, jej sukienka byla juz mokra od potu. Althea przeklela los, ktory sprawil, ze urodzila sie kobieta i musiala nosic takie stroje. W chwile pozniej podziekowala temu samemu Sa, ktorego przed chwila upomniala, bowiem w Dokach Podatkowych dostrzegla “Vivacie”. Przez chwile czekala niecierpliwie, potem podniosla spodnice i wskoczyla z doku na poklad statku.

Przy dziobie stal Gantry, pierwszy oficer Kyle'a. Widzac Althee, ruszyl w jej strone. Niedawno najwyrazniej sie z kims bil, poniewaz spuchnieta polowa twarzy powoli zaczynala mu purpurowiec. Dziewczyna nie zastanawiala sie nad jego problemami, wiedziala zreszta, ze pierwszego dnia w rodzimym porcie zastepca kapitana moze miec klopoty z utrzymaniem zalogi w ryzach. Marynarze czuli, ze brzeg i przepustka sa o krok, totez bywali klotliwi. Jednak gniewne spojrzenie Gantry'ego bylo zdecydowanie skierowane na dziewczyne.

– Co tu robisz, panno Altheo?

W innej sytuacji obrazilby ja ow ton, ale teraz po prostu odparla:

– Moj ojciec umiera. Przybylam, aby przygotowac statek na jego przybycie.

Nadal patrzyl wrogo, lecz gdy sie odezwal, wyczula w jego glosie szacunek.

– Co mamy dla ciebie zrobic?

Podniosla rece do skroni. Co robili marynarze, kiedy umieral jej dziadek? To bylo bardzo dawno temu, lecz Althea wiedziala, ze musi sobie przypomniec. Dla uspokojenia zrobila gleboki wdech, potem kucnela i polozyla otwarta dlon na deskach statku. “Vivacia”… Juz niedlugo sie obudzi.

– Musimy ustawic na pokladzie namiot. O tam. Wystarczy plotno zaglowe otwarte z jednej strony, aby ojca chlodzil wiatr.

– Dlaczego nie mozna go zabrac do jego kabiny? – spytal Gantry.

– Coz, tak sie po prostu nie robi – odparta krotko. – Ojciec powinien byc na zewnatrz, na pokladzie. Nic go nie moze dzielic od statku. Wokol umierajacego musi wystarczyc miejsca dla calej rodziny. Postawcie lawki dla osob, ktore beda czuwac przy lozu smierci.

– Musze rozladowac statek – oznajmil nagle oficer. – Niektore towary moga sie szybko zepsuc. Trzeba przeniesc je na brzeg. Jak zaloga ma pracowac, skoro rownoczesnie musi stawiac namiot? A co potem? Na pokladzie bedzie pelno ludzi… – Gdy zadawal jej pytania, marynarze patrzyli i przysluchiwali sie rozmowie. W tonie Gantry'ego bylo cos wyzywajacego.

Althea zastanawiala sie, co opetalo tego czlowieka, ze chcial sie z nia klocic wlasnie teraz. Nie rozumial, jakie wazne sa jej polecenia? Z pewnoscia nie rozumial. Do pracy na “Vivacii” wybral go Kyle i najwyrazniej jego zastepca nie mial pojecia o ozywianiu zywostatkow. Przypomniala sobie, co mowil jej ojciec do Brashena w podobnie trudnych sytuacjach. Slowa Ephrona Vestrita zahuczaly dziewczynie w glowie, jak gdyby ojciec stal przy niej i mowil jej wprost do ucha. Wyprostowala sie z duma.

– Poradzisz sobie – stwierdzila zwiezle. Rozejrzala sie po pokladzie. Marynarze przerwali wczesniejsze czynnosci i zabierali sie do wykonania jej rozkazu. Na niektorych twarzach dostrzegla wspolczucie i zrozumienie, na innych tylko zainteresowanie, typowe dla mezczyzn obserwujacych starcie dwoch silnych osobowosci. – Jesli nie potrafisz, odszukaj Brashena – dodala ostro. – Na pewno bedzie wiedzial, co trzeba zrobic. – Juz chciala sie odwrocic, ale zatrzymala sie, dodajac: – Wlasciwie, jest to najlepsze rozwiazanie. Powiedz Brashenowi, aby przygotowal statek na przybycie kapitana Vestrita. Byl jego pierwszym oficerem, prawda? Sam mozesz sie zajac rozladowaniem towarow dla swojego kapitana.

– Na pokladzie statku moze byc tylko jeden kapitan – odparl Gantry. Patrzyl w bok, jak gdyby nie mowil do niej, ale Althea i tak postanowila mu odpowiedziec.

– Zgadza sie, marynarzu. Kiedy Ephron Vestrit wejdzie na poklad, bedzie tu jedynym kapitanem. Watpie, czy znajdziesz wielu ludzi wsrod zalogi, ktorzy zakwestionuja moje stwierdzenie. – Spojrzala teraz na pokladowego ciesle. Chociaz obecnie miala do niego zal, musiala przyznac, ze zawsze byl absolutnie lojalny wobec jej ojca. Patrzac mu w oczy, polecila: – Pomoz Brashenowi we wszystkim. I pospieszcie sie. Moj ojciec przybedzie tu lada chwila. Prawdopodobnie po raz ostatni wejdzie na poklad, chcialabym wiec, zeby zobaczyl czysta “Vivacie” i zajeta praca zaloge.

Nie musiala mowic nic wiecej. Na twarzy mezczyzny natychmiast pojawilo sie zrozumienie. Popatrzyl na pozostalych czlonkow zalogi, ktorzy rownie szybko pojeli, w czym rzecz. Wiedzieli, ze musza sie spieszyc. Czlowiek, ktoremu sluzyli przez ponad dwie dekady, wracal na poklad, by tu umrzec. Ephron Vestrit czesto sie publicznie chwalil, ze dobral sobie najlepsza na swiecie zaloge; Sa jeden wie, ze placil im znacznie lepiej niz kapitanowie innych statkow.

– Odszukam Brashena – zapewnil Althee ciesla i natychmiast odszedl.

Gantry zaczerpnal oddechu, jak gdyby chcial przywolac mezczyzne z powrotem, dal jednak za wygrana. Jeszcze chwile milczal, potem zaczal wykrzykiwac rozkazy zwiazane z rozladunkiem “Vivacii”. Odwrocil sie nieco, aby nie widziec dziewczyny. Najwyrazniej nie zamierzal sie nia dluzej zajmowac. Althee ogarnal gniew; nie miala teraz czasu na znoszenie zuchwalego zachowania kogos tak malo znaczacego. Wszak umieral jej ojciec.

Poszla do pokladowego krawca, aby zamowic prostokat czystego plotna zaglowego. Kiedy wrocila na poklad, dostrzegla Brashena. Rozmawial z ciesla. Wskazywal na olinowanie i Althea domyslila sie, ze dyskutuja, jak zawiesic zagle. Zauwazyla wokol oka Brashena wielkiego siniaka. Wiec to z nim bil sie pierwszy oficer. No coz, o cokolwiek im poszlo, najwyrazniej problem zostal juz rozwiazany.

Nie miala tu wiele do roboty, stala wiec tylko i obserwowala. Brashen panowal nad sytuacja, sama mu zreszta przekazala paleczke pierwszenstwa. Nauczyla sie od swego ojca, ze jesli ktos wykonuje wyznaczone zadanie, nie nalezy mu wchodzic w parade. A poniewaz nie chciala tez, by Gantry gderal, ze przeszkadza, oddalila sie z wdziekiem do swojej kajuty.

Z pomieszczenia calkowicie zniknely slady jej bytnosci, pozostal jedynie obrazek “Vivacii” na scianie. Na widok pustych polek Althea poczula ucisk w piersi. Wszystkie jej rzeczy starannie zapakowano do kilku otwartych skrzyn. Deski, gwozdzie i mlotek lezaly na pokladzie. Pewnie Brashen akurat zamykal skrzynie, gdy zawolal go ciesla. Althea usiadla na plociennym materacu koi i popatrzyla na swoje rzeczy. Miala ochote przykucnac i przybic deski, a

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату