zdradzic? Cierpiala, lecz starala sie tlumic gniew, obawiala sie bowiem, ze nia zawladnie, strawi ja i zamieni w popiol.

Obce dlonie wrocily, chwytajac mocno jej zgarbione ramiona.

– Odejdz, Brashenie – powiedziala slabo na chybil trafil. Ale nie miala juz tak wielkiej ochoty wyswobodzic sie z uscisku. Rece drugiego czlowieka niosly ze soba cieplo i sile, przypominaly dlonie jej ojca. Czasami Ephron Vestrit przychodzil na poklad, gdy corka pelnila wachte przy sterze. Jesli chcial, potrafil poruszac sie cicho jak duch; cala zaloga o tym wiedziala i nikt nie mogl przewidziec, kiedy i gdzie ich kapitan sie pojawi. Zawsze milczal i nigdy nie wtracal sie w prace, ocenial jedynie wprawnym okiem wykonanie zadania. Althea stala czasem za sterem, pewnie trzymala kolo obiema dlonmi, ani na chwile nie schodzila z kursu i nawet nie wiedziala, ze ojciec jest tuz obok niej, dopoki nie poczula, jak mocno i z serdecznoscia chwyta ja za ramiona. Potem znikal lub zostawal przy niej i palac fajke, wpatrywal sie w noc, wode i sterujaca jego statkiem corke.

To wspomnienie tchnelo w Althee nowa sile. Zal stepial, zmieniajac sie w ponura, tetniaca bryle bolu. Dziewczyna wyprostowala sie i rozciagnela ramiona. Nic z tego nie rozumiala. Takie jednak byly fakty. Ojciec umarl, opuscil ja, odebral jej zaglowiec i dal go Keffrii.

– Wiesz przeciez, ze wiele razy wykrzykiwal rozkazy, ktorych nie pojmowalam, a ja po prostu zrywalam sie na rowne nogi i wykonywalam je. Zawsze w koncu okazywalo sie, ze mial racje. Zawsze!

Odwrocila sie, przekonana, ze mowi do Brashena. Za nia jednak stal Wintrow. Fakt ten ja zaskoczyl i niemal rozgniewal. Kim byl ten dzieciak, ze dotykal ja w tak poufaly sposob? W dodatku chlopiec poslal jej blady cien usmiechu swego ojca, a nastepnie odezwal sie cicho:

– Jestem pewny, ze teraz tez sie tak stanie, ciociu Altheo. Poniewaz nie tylko z woli twojego ojca musisz zaakceptowac tragedie i rozczarowanie w swoim zyciu, lecz takze z woli Sa. Jesli znosimy spokojnie wszystko, co On nam ofiarowuje, mozemy byc pewni, ze nas za to wynagrodzi.

– Wypchaj sie – warknela niskim i bezlitosnym glosem. Jak smie zarzucac ja takimi banalami i to wlasnie teraz… ten dzieciak, ten syn Kyle'a, ktory otrzymal wszystko to, co ona utracila! Bez watpienia chlopak zniesie ten los calkiem latwo. Widzac zaskoczenie na mlodzienczej twarzy, prawie wybuchnela glosnym smiechem. Wintrow opuscil rece i zrobil krok w tyl.

– Altheo! – upomniala ja zaszokowana matka. Dziewczyna przeciagnela rekawem po mokrej twarzy i poslala matce piorunujace spojrzenie.

– Nie mysl sobie, ze nie wiem, dzieki komu moja siostra odziedziczyla statek – oswiadczyla zapalczywie.

– Och, Altheo! – krzyknela Keffria. Bol w jej glosie zabrzmial niemal prawdziwie. Zal i konsternacja na twarzy siostry prawie wzruszyly Althee. Kiedys byly sobie tak bliskie…

Niestety nadszedl Kyle i rozdzielil je, oznajmiajac gniewnie:

– Cos jest nie w porzadku. Kolek nie chce wejsc w galion. Wszyscy odwrocili sie i spojrzeli na niego. Niecierpliwa irytacja w jego glosie nie licowala z widokiem lezacego przed nimi na pokladzie ciala. Przez jakis czas panowalo milczenie, potem Kyle sie zreflektowal. Okazal choc tyle poczucia przyzwoitosci. Stal ze srebrnoszarym kolkiem w reku i zmieszany rozgladal sie wokol. Althea z drzeniem nabrala oddechu, jednak zanim zdazyla sie odezwac, uslyszala przesiakniety sarkazmem glos Brashena.

– Pewnie nie wiesz, ze tylko czlowiek zwiazany przez krew z kapitanska rodzina moze ozywic zywostatek?

Althei przyszlo do glowy, ze mlody Treli zachowal sie wlasnie jak czlowiek, ktory staje na otwartym polu podczas burzy, sciagajac na siebie piorun. Gniew wykrzywil twarz Kyle'a i mezczyzna zarumienil sie bardziej niz kiedykolwiek przedtem.

– Kto dal ci prawo do odezwania sie, psie? Obiecuje, ze cie wyrzuce z tego statku!

– Wolno ci – przyznal spokojnie Brashen. – Wczesniej wszak spelnie ostatnia powinnosc wobec mojego kapitana. Bardzo wyraznie wydal mi polecenie. “Pomoz jej przez to przejsc”, powiedzial mi. Na pewno dobrze go uslyszalem. I tak zrobie. Oddaj kolek Althei. Pozwol jej ozywic statek, przynajmniej to jej sie nalezy.

“Ten chlopak nigdy nie wie, kiedy sie zamknac”. To byl zawsze najostrzejszy zarzut jej ojca pod adresem jego pierwszego oficera, jednak kiedy to mowil, w jego ton wkradal sie respekt i podziw. Althea wczesniej nie rozumiala tego stwierdzenia, dopiero teraz pojela je w calej pelni. Przyjrzala sie mlodziencowi. Byl obdarty jak wszyscy marynarze na koncu dlugiego rejsu i pyskowal wlasnie czlowiekowi, ktory dowodzil “Vivacia” od kilku miesiecy i prawdopodobnie nadal bedzie kapitanem statku. Na oczach wszystkich Brashen zostal zwolniony i nawet sie nie wzdrygnal. Althea wiedziala, ze Kyle nigdy nie zgodzi sie na to zadanie; nawet o tym nie marzyla. Jednak gdy marynarz je wypowiedzial, zrozumiala, jakie cechy cenil w owym mlodym mezczyznie jej ojciec.

Kyle stal i patrzyl spode lba. Powiodl wzrokiem po kregu zalobnikow, lecz Althea byla pewna, ze zdawal sobie rowniez sprawe z obecnosci stojacych dalej czlonkow zalogi oraz gapiow, ktorzy zebrali sie w dokach, aby zobaczyc, jak ozywa zywostatek. W koncu zdecydowal sie zignorowac slowa Brashena.

– Wintrow! – Jego glos trzaskal niczym bicz. – Bierz kolek i obudz statek.

Wszystkie oczy zwrocily sie na chlopca. Jego twarz pobladla, oczy zogromnialy, usta zatrzesly sie, potem wargi sie zacisnely. Zrobil gleboki wdech.

– Nie mam do tego prawa – oswiadczyl.

Nie powiedzial tego glosno, ale zebrani swietnie uslyszeli jego cichy glos.

– Do diabla, jestes w takim samym stopniu Vestritem, co Havenem. Masz prawo, a ten zaglowiec bedzie pewnego dnia twoj. Wez kolek i ozyw go.

Chlopiec patrzyl na niego bez zrozumienia. Kiedy wreszcie przemowil, jego glos drzal, a pozniej zalamal sie.

– Mialem zostac kaplanem Sa. Kaplani nie moga niczego posiadac.

W skroni Kyle'a zaczela tetnic zyla.

– Nie obchodzi mnie twoj Sa. Do klasztoru oddala cie matka, nie ja. W tej chwili cie stamtad wycofuje. A teraz bierz ten kolek i ozyw statek! – Mowiac to, zrobil krok do przodu, by chwycic swego pierworodnego za ramie. Chlopiec staral sie przed nim nie uciekac, wyraznie jednak byl zalekniony. Nawet Keffria i Ronika wstrzasnelo bluznierstwo Kyle'a.

Zal Althei nieco oslabl. Czula sie odretwiala, lecz byla zastanawiajaco spostrzegawcza. Wszyscy wokol wydawali jej sie obcy, obserwowala ich beznamietnie. Krzyczeli i klocili sie, podczas gdy niepochowany czlowiek powoli sztywnial obok nich. Zaczela sie zastanawiac nad przeszlymi zdarzeniami i odkryla, ze jej umysl swietnie pracuje. Z naglym przekonaniem uswiadomila sobie, ze Keffria nie znala zamiarow Kyle'a wzgledem Wintrowa. Chlopiec najwyrazniej rowniez nie zdawal sobie z nich sprawy i teraz, kiedy zmieszany stal z wepchnietym mu w dlonie jedwabnoszarym kolkiem, przezywal prawdziwy szok.

– No dalej! – rozkazal Kyle i – jak gdyby jego syn mial piec lat a nie czternascie – obrocil go i pchnal w strone galionu.

Pozostali ruszyli za nim niczym szczatki statku podskakujace w kilwaterze. Althea patrzyla za nimi, potem kucnela i scisnela stygnace rece ojca.

– Ciesze sie, ze tego nie widzisz – oswiadczyla mu cicho. Probowala bez powodzenia zaniknac starcowi powieki, lecz po kilku probach dala za wygrana. Ephron Vestrit niewidzacymi oczyma patrzyl w plotno namiotu.

– Wstan, Altheo.

– Po co? – Nawet sie nie odwrocila, by spojrzec na Brashena.

– Poniewaz… – Przerwal, zamyslil sie, po czym podjal: – Wiem, ze odebrano ci statek, ale nie wolno ci teraz odejsc. Wiele zawdzieczasz “Vivacii”. Twoj ojciec prosil mnie, abym pomogl ci przez to wszystko przejsc. Kiedy zywostatek ozyje, nie powinien miec wokol siebie samych nieznajomych osob.

– Kyle tam bedzie – oswiadczyla tepo. Bol powracal, obudzily go ostre slowa mlodego Trella.

– On jest obcy. Niezwiazany krwia z rodzina. No, chodz. Dziewczyna opuscila oczy na nieruchome cialo. Smierc dzialala szybko, twarz coraz bardziej tezala w posmiertna maske.

– Nie chce zostawiac go tutaj samego.

– Altheo, to juz nie nasz kapitan, lecz tylko jego cialo. Twoj ojciec odszedl, “Vivacia” natomiast ciagle jest z nami. Chodz. Wiesz, ze musisz to zrobic. Zrob to dobrze. – Pochylil sie, przysuwajac usta do jej ucha. – Glowa do gory, dziewczyno. Zaloga patrzy.

Althea podniosla sie niechetnie, kiedy padly te slowa. Spojrzala jeszcze raz na zapadnieta twarz ojca i probowala po raz ostatni spojrzec mu w oczy. Ale wzrok Ephrona Vestrita utkwiony byl gdzies, w nieskonczonosci. Wyprostowala ramiona i podniosla glowe. No coz, trzeba zatem spelnic ten obowiazek.

Brashen podal jej ramie, jak gdyby prowadzil dziewczyne na Bal w Miescie Wolnego Handlu. Bez zastanowienia

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату