polozyla lekko reke na jego przedramieniu, tak jak ja nauczono, i pozwolila mu sie poprowadzic na dziob statku. Zdecydowany krok mlodego marynarza podzialal na nia uspokajajaco. Kiedy zblizyli sie do zebranych, niemal podskoczyla, slyszac niskie gniewne wykrzykiwania Kyle'a, ktory denerwowal sie na Wintrowa.
– To proste, chlopcze. Widzisz dziure. Trzeba wsadzic do niej kolek i zacisnac zaczep. To wszystko. Przytrzymam cie. Na pewno nie wpadniesz do wody, nie musisz sie tego bac.
Odpowiedzial mu chlopiecy glos, nieco zbyt piskliwy i cichy, lecz wcale nie slaby.
– Ojcze, nie powiedzialem, ze nie potrafie tego zrobic, ale ze nie moge. Wydaje mi sie, ze nie mam do tego prawa, nie byloby to wlasciwe zajecie dla slugi Sa. – Pod koniec wypowiedzi glos mu zadrzal i Althea zrozumiala, jak trudno chlopcu zachowac zimna krew.
– Do diabla, zrobisz, co kaze – warknal Kyle. Althea widziala, jak szwagier podnosi reke w znany jej sposob. Grozba ciosu.
– Och, Kyle'u, nie! – wykrztusila Keffria.
Althea w dwoch krokach podskoczyla do przodu, rozdzielajac Kyle'a i jego syna.
– Zadnemu z was nie wolno sie tak zachowywac w dniu smierci mojego ojca. Nie mozecie tez w ten sposob traktowac “Vivacii”. Z kolkiem czy bez, budzi sie do zycia. Chcecie ja ozywiac klotliwymi glosami i niezgoda?
Odpowiedz Kyle'a zdradzila jego calkowita niewiedze na temat natury zywostatkow.
– Ozywie ja jakkolwiek – odparl – byle skutecznie.
Dziewczyna odetchnela gleboko, aby opanowac gniew. Nagle uslyszala wypowiadane szeptem pelne respektu slowa Brashena:
– Och, popatrzcie na nia!
Wszystkie oczy zwrocily sie na galion. Z pokladu dziobowego Althea nie widziala dokladnie twarzy “Vivacii”, dostrzegla jednakze, ze z czarodrzewowej rzezby odpada farba. Loki zalsnily drapieznie pod luszczaca sie pozlota, a wypolerowane piaskiem cialo zarumienilo sie rozowo. Jedwabiste, delikatne sloje czarodrzewu nadal byly widoczne i zawsze takie pozostana, poniewaz drewno nigdy nie jest tak miekkie i ustepliwe jak ludzkie cialo, jednakze w figurze dziobowej wyraznie zaczynalo pulsowac zycie. Althea uswiadomila sobie, ze caly statek unosi sie lekko na spokojnych falach i nagle poczula sie jak matka po raz pierwszy wyczuwajaca ruchy dziecka w swoim lonie.
– Daj mi kolek – uslyszala swoj cichy glos. – Ozywie “Vivacie”.
– Dlaczego? – spytal podejrzliwie Kyle, ale wtedy wtracila sie Ronica:
– Daj jej kolek, Kyle'u – polecila mu spokojnie. – Althea obudzi zywostatek z czystej milosci do niego.
Pozniej dziewczyna przypomni sobie slowa matki i zaplonie w niej nienawisc, goraca jak rozgrzane do bialosci zelazo. Ronica odebrala wiec corce zaglowiec, chociaz swietnie znala jej uczucia wzgledem niego. W tej chwili jednak dziewczyna wiedziala tylko jedno – bolalo ja, gdy patrzyla na “Vivacie” schwytana miedzy martwe drewno i zycie, tak niewygodnie zawieszona w prozni. Na twarzy Kyle'a, podajacego jej kolek, dostrzegla nieufnosc. Coz takiego sobie myslal? Ze Althea wyrzuci kolek za burte? Wziela od niego kawalek drewna i opuscila sie z bukszprytu, aby siegnac do galionu. Czula, ze za chwile straci rownowage, mimo to jeszcze kilka centymetrow wyciagnela sie do przodu. Hustala sie niebezpiecznie, zwlaszcza ze ruchy utrudniala jej spodnica. Niestety, nadal nie mogla dosiegnac.
– Brashenie – zawolala. Nie byla to prosba ani rozkaz. Althea nawet nie spojrzala na marynarza, czekajac, az podejdzie i obejmie ja w talii tuz nad biodrami.
Trzymajac mocno, mezczyzna opuscil ja na odpowiednia wysokosc, by mogla dotknac reka wlosow “Vivacii”. Pod palcami Althei z loku odpadla farba. Wlosy galionu byly dziwne w dotyku. Ustepowaly pod jej dlonia, ale stanowily raczej jedna calosc niz uklad wielu pasm. Dziewczyna doswiadczyla momentu niepewnosci, potem poczula, ze zna “Vivacie” tak dobrze jak nigdy przedtem. Czula jej cieplo, chociaz wiedziala, ze nie dotyka zywej skory. Bylo to specyficzne cieplo; z pewnoscia nie przypominalo goraca w zoladku, jakiego mozna doswiadczyc po wypiciu whisky. Plynelo natomiast wraz z jej krwia i tlenem w zylach.
– Altheo? – Glos Brashena byl spiety.
Dziewczyna otrzasnela sie z zadumy i zastanowila, jak dlugo juz tak wisi. Byla dziwnie rozmarzona. Zdala sobie sprawe, ze przed chwila powierzyla cale swoje cialo miesniom Brashena. Nadal miala w rekach kolek. Westchnela i uswiadomila sobie, ze krew naplynela jej do glowy. Jedna reka odsunela zaczep na bok, druga latwo wsunela kolek w otwor. Kiedy uwolnila zaczep, kolek zniknal, jak gdyby nigdy nie istnial; ponownie stal sie integralna czescia figury dziobowej.
– Co tam tak dlugo trwa? – zapytal ostro Kyle.
– Skonczylam – wysapala Althea. Watpila, czy ktos poza Brashenem ja slyszy.
Kiedy jednak mlody marynarz chwycil mocniej dziewczyne i zaczal wciagac na poklad, nagle odwrocila sie w jej strone “Vivacia”. Siegnela w gore i jej silne dlonie usciskaly rece Althei, a zielone oczy uwaznie sie w nia wpatrywaly.
– Mialam bardzo dziwny sen – odezwal sie galion ujmujacym glosem. Potem usmiechnal sie figlarnym i wesolym usmiechem. – Bardzo ci dziekuje, ze mnie obudzilas.
– Cala przyjemnosc po mojej stronie – wydyszala Althea. – Och, jestes znacznie piekniejsza, niz sobie wyobrazalam.
– Dziekuje – odparl statek z charakterystyczna dla dzieci powaga i naturalnoscia. Puscil rece Althei i zaczal oczyszczac plamki farby ze swoich wlosow i skory, jak gdyby strzasal opadle liscie. Brashen nagle wciagnal dziewczyne na poklad i bezceremonialnie postawil ja na nogi. Byl bardzo czerwony na twarzy, a do Althei dotarly slowa Kyle'a. Szwagier przemawial cichym, zjadliwym glosem.
– …Opusc ten poklad na zawsze, Treli. Natychmiast.
– W porzadku. Odchodze. – Brashen przyjal swoja dymisje, nie kryjac pogardy. – Powodzenia, Altheo.
Zachowywal sie jak wychodzacy z przyjecia gosc. Potem odwrocil sie i uroczyscie pozegnal matke dziewczyny. Jego spokoj wytracil Ronike z rownowagi, poniewaz poruszyla wprawdzie ustami, lecz nie zdolala wypowiedziec slow pozegnania.
Brashen odwrocil sie i przemierzyl lekkim krokiem poklad, jak gdyby nic sie nie wydarzylo. Zanim Althea doszla do siebie, Kyle napadl na nia.
– A ty co, stracilas rozum? Jak mozesz pozwalac, by dotykal cie w taki sposob?
Dziewczyna mocno zacisnela powieki, potem szeroko otworzyla oczy.
– W jaki sposob? – spytala oszolomiona. Pochylila sie nad relingiem, aby spojrzec w dol, na “Vivacie”. Galion obrocil sie i usmiechnal do niej. To byl usmieszek osoby nie calkiem obudzonej w cudowny letni poranek. Althea usmiechnela sie do niej smetnie.
– Bardzo dobrze wiesz, o czym mowie! Obmacywal cie. Nie dosc, ze wygladasz jak brudny kocmoluch, musisz jeszcze pozwalac byle marynarzowi, by trzymal cie do gory nogami…
– Musialam wlozyc kolek. Tylko dzieki Brashenowi moglam dosiegnac. – Odwrocila wzrok od pokrytej z gniewu czerwonymi cetkami twarzy Kyle'a i spojrzala na matke oraz siostre. – Statek zostal ozywiony – oswiadczyla spokojnym, a zarazem uroczystym tonem. – Zywostatek “Vivacia” obudzil sie.
A moj ojciec nie zyje. Nie wypowiedziala tych slow glosno, ale na wspomnienie tragedii poczula ucisk w sercu. Sadzila, ze pojela juz to, co sie stalo, a jednak ilekroc powracalo wspomnienie, bol uderzal z coraz wieksza moca.
– Co ludzie sobie o niej pomysla? – Kyle zapytal Keffrie polglosem.
Dwoje mlodszych dzieci patrzylo na Althee, natomiast starszy chlopak, Wintrow z niechetna mina spogladal w bok; demonstracyjnie izolowal sie od rodziny. Althea tak naprawde nie rozumiala, co sie wokol niej dzieje. Zbyt duzo sie ostatnio wydarzylo, zbyt szybko. Najpierw Kyle probowal usunac ja ze statku, potem umarl jej ojciec, ozywila “Vivacie”, Kyle odprawil Brashena, a teraz gniewal sie na nia za to, co po prostu musiala zrobic. Tak, zdarzylo sie zbyt wiele. A rownoczesnie dziewczyna czula straszliwa pustke. Zamyslila sie, usilujac sobie uzmyslowic, o czym zapomniala i co zaniedbala.
– Altheo? – zawolala do niej zaniepokojona “Vivacia”.
Przechylila sie ponad relingiem z westchnieniem i spojrzala na nia.
– Tak?
– Znam twoje imie, Altheo.
– Tak. Dziekuje ci, “Vivacio”. – W tym momencie dziewczyna uswiadomila sobie, co spowodowalo uczucie pustki. W zwiazku z ozywieniem statku oczekiwala przeciez radosci i zdumienia. Ta chwila, od tak dawna oczekiwana, nadeszla i przeminela. “Vivacia” obudzila sie, a Althea poza pierwszym blyskiem triumfu nie poczula