jego polecenie.
– Wszyscy odchodzicie? – spytal znowu statek.
Wintrow nie byl pewny, jak zareagowac. Wydawalo mu sie, ze slyszy panike w glosie “Vivacii”.
– Wszystko bedzie dobrze – odezwal sie lagodnie. – Jestes tu bezpieczna, zacumowana w dokach. Nie masz sie czego bac.
– Nie chce byc sama. – Skarga byla typowa dla dziecka, lecz wypowiedzial ja glos przepelnionej watpliwosciami mlodej kobiety.
– Gdzie jest Althea? Dlaczego jej tu nie ma? Nie powinna zostawiac mnie samej.
– Mat bedzie spal na pokladzie, podobnie jak polowa zalogi. Nie bedziesz sama – odparl gniewnie Kyle.
Wintrow pamietal ten ton z dziecinstwa. Calym sercem wspolczul statkowi.
– To nie to samo! – krzyknela.
– Gdybys chciala, moglbym zostac na pokladzie – zaproponowal bez namyslu Wintrow. – Przynajmniej tej nocy.
Ojciec rzucil chlopcu grozne spojrzenie, jak gdyby syn odwolal wydany przez niego rozkaz, ale babcia Wintrowa scisnela go lekko za ramie i usmiechnela sie.
– Wiedzialam, ze krew da o sobie znac – oswiadczyla spokojnie.
– Chlopak nie moze zostac – oznajmil Kyle. – Musze z nim porozmawiac dzis wieczorem.
– Dzis wieczorem? – spytala z niedowierzaniem Keffria. – Och, Kyle'u, nie dzis. Niech nic wiecej juz sie dzisiaj nie zdarzy. Jestesmy wszyscy zbyt wyczerpani i przepelnieni smutkiem.
– Sadzilem, ze moglibysmy usiasc wieczorem cala rodzina i porozmawiac o przyszlosci – zauwazyl zniechecony Kyle. – Jutrzejszy dzien nie poczeka, az sie wyspimy i rozweselimy.
– Ja poczekam – uciela spor babka. W jej glosie pojawila sie wladcza nuta, a chlopiec w tym momencie wyraznie przypomnial sobie Ronike Vestrit taka, jaka pamietal z dziecinstwa. Kyle zaczerpnal powietrza i chcial cos powiedziec, lecz ona dodala: – Bede sie bardzo cieszyc, jesli Wintrow spedzi noc na pokladzie i najlepiej jak potrafi doda otuchy “Vivacii”. – Odwrocila sie do figury dziobowej i wyjasnila: – Musi mnie najpierw odprowadzic do powozu. Poczekasz sama kilka minut, moja droga?
Wintrow czul, ze statek z wielkim niepokojem przysluchiwal sie ich rozmowie. Teraz rzezbiona twarz rozjasnil promienny usmiech.
– Jestem pewna, ze tak bedzie dobrze, Roniko. Naprawde dobrze. – “Vivacia” patrzyla teraz w oczy chlopca. Sila jej spojrzenia zaskoczyla go. – Kiedy wrocisz, bedziesz spal tu, na pokladzie dziobowym, abym mogla cie widziec?
Wintrow niepewnie popatrzyl na ojca. Chyba tylko oni dwaj zdawali sobie sprawe z faktu, ze Kyle nie przystal jeszcze na prosbe syna. Chlopiec zaczal dyplomatycznie:
– Jesli tylko moj ojciec sie zgodzi – powiedzial ostroznie. Musial zadrzec glowe, aby spojrzec w oczy wyzszego od siebie ojca, zmusil sie wszakze do tego i staral sie nie odwracac wzroku przez jakis czas.
Kapitan Haven wciaz lypal zlowieszczo, jednak Wintrow odniosl wrazenie, ze widzi w oczach mezczyzny takze niechetny szacunek.
– Zezwalam ci na to – odparl w koncu, sugerujac wszystkim wokol, ze uwaza te decyzje za wlasna. Spojrzeniem zmierzyl syna od stop do glow. – Kiedy znajdziesz sie na pokladzie, zglos sie do Torga. Da ci koc.
Kyle zerknal na drugiego oficera, ktory skinal glowa.
Matka Wintrowa westchnela, jak gdyby wstrzymywala oddech.
– No coz, skoro wszystko ustalilismy, chodzmy do domu. – Jej glos zalamal sie nieoczekiwanie na ostatnim slowie, a po policzkach znowu poplynely lzy. – Och, moj ojcze – szepnela miekko, jakby strofujac niezyjacego mezczyzne.
Kyle poklepal zone po rece, spoczywajacej na jego ramieniu i razem zaczeli schodzic ze statku. Wintrow z babcia szli za nimi wolniejszym krokiem. Dzieci – Selden i Malta – krecily sie obok niecierpliwie, co chwile wybiegajac jedno przed drugie.
Ronica Vestrit poruszala sie powoli i Wintrow sadzil, ze jest bardzo zmeczona. Pozniej jednak zaczela mowic i wtedy chlopiec uprzytomnil sobie, ze rozmyslnie zwalniala krok, aby zostac sama z wnukiem. Przemawiala szeptem, poniewaz jej slowa byly przeznaczone jedynie dla uszu chlopca.
– Wszystko, co dzisiaj zobaczyles, na pewno wydalo ci sie dziwne i obce, Wintrowie. A jednak zaczales mowic jak Vestrit i mialam wrazenie, ze widze na twoim obliczu wyraz twarzy twojego dziadka. Statek upomina sie o ciebie.
– Babciu, obawiam sie, ze zupelnie nie rozumiem, o czym mowisz – zwierzyl jej sie rownie cicho.
– Naprawde? – Przystanela, a on odwrocil sie i popatrzyl na nia. Ronica byla niska, lecz trzymala sie prosto i z duma patrzyla wnukowi w oczy. – Moze i mnie nie rozumiesz, ale widze, ze zachowujesz sie wlasciwie – odezwala sie po chwili. – Gdybys nie czul sie zwiazany z “Vivacia”, nie odzywalbys sie do niej w taki sposob. W koncu wszystko pojmiesz, chlopcze. Wszystko w swoim czasie, nie obawiaj sie.
Wintrow mial zle przeczucia. Zalowal, ze nie jedzie do domu z reszta rodziny. Moglby usiasc z rodzicami i otwarcie porozmawiac. Wiedzial, ze o nim mowia i chociaz nie docieraly do niego ich slowa, czul sie zagrozony. Potem zganil sie srogo w myslach i przypomnial sobie, ze nie powinien przedwczesnie wydawac sadow. Babcia nie powiedziala nic wiecej. Chlopiec pomogl jej zejsc po trapie i wsiasc do czekajacego powozu. Pozostali siedzieli juz w srodku.
– Dziekuje ci, Wintrowie – powiedziala do niego powaznie Ronica.
– Bardzo prosze – odparl z lekkim niepokojem, podejrzewal bowiem, ze babcia dziekuje mu nie tylko za odprowadzenie do powozu. Zastanawial sie przez chwile, czy rzeczywiscie zrobil cos jeszcze. Nagle zostal sam. Woznica cmoknal na konie i pojazd odjechal; konskie kopyta stukaly glucho na drewnianych deskach dokow. Gdy powoz zniknal, chlopiec odwlekal jeszcze chwile powrot. Stal i wsluchiwal sie w cisze nocy.
Prawde mowiac, wcale nie bylo cicho. Ani miasto, ani doki nie spaly. Za lukiem portu dostrzegal swiatla i slyszal dalekie odglosy nocnego targowiska. Wiatr na moment przyniosl muzyke – piszczalki i dzwoneczki. Pewnie slub z tancami. Blizej chlopca smolowane pochodnie przytwierdzone do podpor doku rzucaly duze kola niespokojnego swiatla. Fale rytmicznie uderzaly w pale pod dokami, przywiazane do nich lodzie ocieraly sie i zgrzytaly. Skojarzyly mu sie z wielkimi drewnianymi zwierzetami i nagle poczul dreszcz, przypomnial sobie bowiem o zywym statku. Pomyslal, ze “Vivacia” nie jest ani zwierzeciem, ani statkiem, lecz jakims ich dziwacznym polaczeniem. Zastanowil sie, jak to mozliwe, ze sam sie zaoferowal spedzic noc na jej pokladzie.
Kiedy zszedl do dokow, do miejsca, gdzie cumowal jego zaglowiec, tanczace swiatlo pochodni i falujaca woda zlaly sie Wintrowowi w jedno, totez niewiele widzial i niepewnie sie poruszal. Odczuwal juz znuzenie calym dlugim dniem.
– Och, jestes!
Glosne powitanie “Vivacii” przestraszylo go, ale zapanowal nad soba.
– Przeciez ci powiedzialem, ze wroce – przypomnial jej.
Gdy tak stal i patrzyl w gore, na figure dziobowa, czul sie bardzo dziwnie. Swiatlo pochodni osobliwie sie nad nia poruszalo, bo chociaz rysy “Vivacii” byly ludzkie, swiatlo od jej skory odbijalo sie tak jak od zwyklego drewna. Z miejsca, w ktorym stal chlopiec, widac ja bylo w calej okazalosci; wzrok przyciagaly zwlaszcza piersi. Staral sie na nie nie patrzec, ale nie potrafil takze spojrzec jej w oczy. Powtarzal sobie, ze ma przed soba tylko drewniany statek, nic wiecej. Ona jest tylko drewnianym statkiem, myslal ponuro. Gdy jednak usmiechnela sie do niego, wbrew sobie odniosl wrazenie, ze ma do czynienia z ponetna mloda kobieta wychylajaca sie z okna. Natychmiast uznal to skojarzenie za calkowicie absurdalne.
– Nie wchodzisz na poklad? – spytala go z usmiechem.
– Oczywiscie – odrzekl. – Spotkamy sie za moment.
Kiedy wspinal sie po trapie, a potem szukal po omacku drogi na ciemnym pokladzie, znowu zaczal sie zastanawiac nad swoja przyszloscia. Posiadaczami zywostatkow, o ile wiedzial, byli jedynie obywatele Miasta Wolnego Handlu. Na lekcjach w klasztorze nikt o nich wprawdzie nie wspominal, ale kaplani stale ostrzegali Wintrowa przed magia, niezgodna ze swietoscia zycia. Przypomnial sobie teraz jedna szczegolna lekcje. Istnialo kilka typow czarow: takie, ktore pozbawialy kogos lub cos zycia, aby obdarzyc nim cos innego, takie, ktore pozbawiajac kogos lub cos zycia, zwiekszaly moc maga, takie, ktore sprowadzaly na kogos nieszczescie, uprzyjemniajac magowi lub komus innemu zycie… Zaden z tych rodzajow magii nie pasowal do ozywienia statku. Dziadek Wintrowa i tak by przeciez umarl, totez jego smierc nie do konca wiazala sie z ozywieniem statku. Chlopiec wiedzial, ze Ephrona Vestrita nie pozbawiono zycia dla obudzenia witalnych sil “Vivacii”.