rozciagajac tasme policyjna wokol ofiary, powiedzial do kolegi: „Zaloze sie, ze kolorki by jej sie spodobaly, co nie?”
– Troche to jak z Hitchcocka, prawda? – odezwal sie Bain. – Wiecie, jak w
Rebus przypomnial sobie tomik wierszy w mieszkaniu Davida Costello:
– Pewnie masz racje – powiedzial.
Ale jego ton nie pozostawil Siobhan watpliwosci.
– Mimo wszystko chcialbys dostac raport o jej dziecinstwie w Londynie, czy tak?
Rebus juz chcial przytaknac, potem jednak zreflektowal sie i powiedzial:
– Nie, masz racje… to juz zbyt wydumane.
Kiedy odszedl, Siobhan powiedziala do Baina:
– Zazwyczaj musi byc tak, jak on chce. A im bardziej wydumane, tym bardziej mu sie podoba.
Bain usmiechnal sie. Znow mial ze soba teczke i wciaz jeszcze ani razu jej nie otworzyl. Po kolacji w piatek wieczorem pozegnali sie i rozeszli, kazde w swoja strone. W sobote rano Siobhan wsiadla w samochod i pojechala na polnoc na mecz. Nikomu nie proponowala podwiezienia. Wziela podreczna torbe i znalazla jakis dom z pokojami goscinnymi. Poszla na mecz, ktory Hibsi wygrali, potem troche sie pokrecila po okolicy i gdzies po drodze zjadla lekka kolacje. Zabrala ze soba walkmana, kilka tasm i dwie ksiazki w wydaniach kieszonkowych. Laptopa zostawila w domu. Weekend bez Quizmastera, wedlug zalecen lekarza. Tyle ze nie mogla o nim przestac myslec i zastanawiala sie caly czas, czy czeka na nia jakas wiadomosc. Celowo przeciagala powrot, wrocila dopiero w niedziele poznym wieczorem i od razu zabrala sie do prania.
Teraz laptop lezal przed nia na biurku, a ona niemal bala sie go wlaczyc, bala sie znow wpasc w jego sidla…
– Udany weekend? – zapytal Bain.
– Niezly. A u ciebie?
– Bardzo spokojnie. Wlasciwie glownym wydarzeniem byla ta nasza kolacja w piatek wieczor.
Usmiechnela sie, przyjmujac te uwage jako komplement.
– No to, co robimy teraz? Atakujemy sluzby specjalne?
– Musimy pogadac z biurem kryminalnym. Oni sie w to wlacza.
– A nie mozemy zrezygnowac z posrednika? – spytala.
– Posrednikowi by sie to nie spodobalo.
Siobhan pomyslala o Claverhousie. Bain pewnie ma racje.
– No to do dziela – powiedziala.
Bain wzial sluchawke i odbyl dluga rozmowe z detektywem inspektorem Claverhousem z Palacu. Siobhan przejechala palcami po klawiaturze laptopa, ktory byl juz podlaczony do jej komorki. Kiedy w piatek wieczorem wrocila do domu, w poczcie glosowej zastala wiadomosc od operatora jej sieci komorkowej, ktory chcial sie upewnic, ze zdaje sobie sprawe z tego, iz korzystanie przez nia z telefonu komorkowego ostatnio raptownie wzroslo. Owszem, zdawala sobie z tego sprawe. Poniewaz Bain wciaz jeszcze rozmawial z Claverhousem i wyjasnial mu cala sytuacje, postanowila zalogowac sie do sieci, ot tak, zeby zajac czyms rece…
Czekaly na nia trzy wiadomosci od Quizmastera. Pierwsza przyszla w piatek wieczorem, mniej wiecej w porze jej powrotu do domu.
Druga pochodzila z sobotniego popoludnia.
Mimo to odezwal sie ponownie, punktualnie o polnocy w niedziele.
Bain skonczyl rozmowe, odlozyl sluchawke i spojrzal na ekran.
– Troche go wystraszylas – powiedzial.
– A co, zmienil prowajdera? – spytala Siobhan.
Bain rzucil okiem na naglowki i potwierdzil.
– Nowe haslo, nowe wszystko. I mimo to zaczyna miec watpliwosci, czy jest na pewno niewykrywalny.
– To dlaczego sie po prostu nie rozlaczy?
– Tego nie wiem.
– Myslisz, ze gra jest naprawde zamknieta?
– Jest tylko jeden sposob, zeby sie przekonac… Siobhan zasiadla wiec do klawiatury i zaczela pisac:
Wyslala wiadomosc i poszli oboje po kawe. Po powrocie nie zastali zadnej odpowiedzi.
– Myslisz, ze sie dasa? – spytala Siobhan.
– Albo go nie ma przy komputerze.
Spojrzala na niego.
– Czy u siebie w sypialni masz sprzet komputerowy?
– A co, wpraszasz sie do mojej sypialni?
Usmiechnela sie.
– Nie, tylko tak sie zastanawiam. Bo sa tacy zapalency, ktorzy potrafia dzien i noc siedziec przed monitorem, prawda?
– Oczywiscie. Ale ja do nich nie naleze. Mam trzy kluby czatowe, ktore odwiedzam regularnie i moze godzinke albo dwie surfowania, jak mi sie nudzi.
– Co to sa kluby czatowe?
– Grupy dyskusyjne. – Przysunal krzeslo do biurka. – Skoro i tak czekamy, to moze rzucimy teraz okiem na wykasowane pliki panny Balfour. – Zauwazyl jej mine. – Wiedzialas, ze mozna odzyskiwac wykasowane pliki?
– Jasne. Dzieki temu przejrzelismy jej korespondencje.
– A sprawdziliscie tez jej e-maile?
Siobhan musiala przyznac, ze tego nie zrobili. A scislej mowiac, Grant nie wiedzial, ze jest to w ogole mozliwe.
Bain westchnal i zasiadl do peceta Flipy. Nie trwalo to dlugo. Juz po chwili mieli przed soba liste usunietych wiadomosci, zarowno wyslanych, jak i otrzymanych.
– Jak daleko w czasie to siega? – spytala Siobhan.
– Troche ponad dwa lata. Kiedy ona kupila ten komputer?
– Dostala go na osiemnaste urodziny – odparla Siobhan.
– Niektorym to dobrze.
Siobhan pokiwala glowa.
– Mieszkanie zreszta tez – dodala.
Bain spojrzal na nia i z niedowierzaniem pokrecil glowa.
– Ja na swoja osiemnastke dostalem zegarek i aparat fotograficzny – powiedzial.
– Ten zegarek? – spytala, wskazujac na jego przegub.
Ale mysli Baina byly juz gdzie indziej.
– Zatem mamy e-maile siegajace do samych poczatkow jej dzialalnosci. – Kliknal na wiadomosc z najwczesniejsza data, ale komputer zasygnalizowal, ze nie moze jej otworzyc. – Musimy to rozpakowac – dodal. – Pewnie twardy dysk dokonal kompresji.
Siobhan probowala sledzic jego poczynania, ale jak dla niej poruszal sie o wiele za szybko. Wkrotce mieli przed oczyma pierwsza wiadomosc e-mailowa, jaka Flipa wyslala ze swego nowego komputera. Wiadomosc byla adresowana do jej ojca w biurze.