– Przypuszczam, ze chcesz przeczytac wszystkie, co? – odezwal sie Bain.
– Chyba tak – odparla. – Czy to znaczy, ze bedziesz je musial kolejno rozpakowywac?
– Niekoniecznie. Jakbys mi zorganizowala herbate – z mlekiem, bez cukru – to ja w tym czasie zobacze, co da sie zrobic.
Nim wrocila z herbata, Bain byl juz w trakcie drukowania kilkunastu stronic z odzyskana korespondencja e- mailowa Flipy.
– W ten sposob mozesz je czytac w czasie, kiedy ja bede rozpakowywal nastepna porcje.
Siobhan zaczela przegladac wiadomosci chronologicznie i juz po chwili natknela sie na cos bardziej interesujacego niz ploteczki Flipy z przyjaciolkami.
– Popatrz na to – tracila Baina.
Odczytal wiadomosc.
– Wyslana z banku Balfour – powiedzial – przez kogos imieniem RAM.
– Jestem gotowa sie zalozyc, ze to Ranald Marr – powiedziala Siobhan, zabierajac od niego kartke.
Po czym nastepowal opis specjalnej procedury trwalego kasowania wiadomosci. Na koniec podpisal sie jedna literka R. Bain przejechal palcem po brzegu ekranu.
– To wyjasnia, dlaczego sa takie duze dziury w wykazie – powiedzial. – Od czasu, kiedy sie dowiedziala, jak mozna definitywnie kasowac wiadomosci, zaczela z tego korzystac.
– I dlaczego brakuje calej korespondencji z Quizmasterem – dodala Siobhan, przegladajac kolejne stronice. – Nie ma nawet jej pierwszego maila do RAM.
– Jak i wszystkich nastepnych.
Siobhan rozmasowala sobie skronie.
– Dlaczego tak jej zalezalo, zeby to wszystko usuwac?
– Nie wiem. Wiekszosc uzytkownikow tego nie robi.
– Przesun sie – powiedziala Siobhan, przysuwajac sobie krzeslo i zasiadajac do klawiatury. Napisala kolejnego maila, tym razem adresujac go do RAM w banku Balfour.
Dopisala swoj numer telefonu na St Leonard’s i wyslala wiadomosc. Potem podniosla sluchawke i zadzwonila do banku.
– Prosze z sekretariatem pana Marra. – Polaczono ja z jego sekretarka. – Chodzilo mi o pana Marra – powiedziala, patrzac jak Bain popija herbate – ale moze pani bedzie mi mogla pomoc. Mowi posterunkowa Clarke, wydzial sledczy komisariatu na St Leonard’s. Przed chwila wyslalam do pana Marra e-maila i chcialam sie tylko upewnic, ze go otrzymal. Mamy tu u siebie jakies klopoty z wysylaniem poczty elektronicznej… – Odczekala chwile, az sekretarka sprawdzi. – Aha, nie ma go? A moze mi pani powiedziec, gdzie jest? – Znow przerwala, sluchajac odpowiedzi. – Tylko ze to dosc wazne. – Uniosla brwi. – Prestonfield House? To niedaleko stad. Czy jest szansa, zeby pani mogla sie z nim skontaktowac i poprosic, by po spotkaniu zechcial wstapic na St Leonard’s? Zajmie mu to tylko piec minut. Tak bedzie chyba wygodniej i szybciej, niz gdybysmy mieli zlozyc wizyte w banku… – Znow przez chwile sluchala. – Dzieki. I ten e-mail tez przeszedl, tak? Swietnie, dziekuje.
Odlozyla sluchawke, a Bain wysaczyl ostatni lyk herbaty, wyrzucil kubek do kosza i bezglosne zaklaskal.
Czterdziesci minut pozniej Marr zjawil sie w komisariacie. Siobhan polecila jednemu z mundurowych policjantow, by go wprowadzil na gore do wydzialu sledczego. Rebusa juz nie bylo, ale na sali panowal ruch. Policjant przyprowadzil Marra do biurka Siobhan, ktora kiwnela glowa na powitanie i poprosila bankiera, by usiadl. Marr rozejrzal sie i stwierdzil, ze nigdzie nie ma wolnego krzesla. Obecni podniesli glowy i zaciekawieni spojrzenia na intruza. W swym nienagannie uszytym garniturze w prazki i bialej koszuli z cytrynowozoltym krawatem wygladal na kosztownego adwokata.
Bain wstal i przesunal krzeslo na druga strone biurka, pozwalajac Marrowi usiasc.
– Moj kierowca stoi na zoltej linii – oswiadczyl Marr i znaczaco spojrzal na zegarek.
– To nie potrwa dlugo, panie prezesie – powiedziala Siobhan. – Poznaje pan ten komputer?
– Slucham?
– Nalezal kiedys do Philippy.
– Tak? A skad mialbym to wiedziec?
– Pewnie znikad. Ale wysylaliscie do siebie e-maile?
– Co takiego?
– RAM to pan, prawda?
– A jesli nawet to co?
Bain podszedl i wreczyl mu kartke z e-mailem.
– To, ze to pan jej to wyslal – powiedzial. – I to, ze panna Balfour skorzystala z panskich rad.
Marr podniosl wzrok znad kartki i popatrzyl na Siobhan. Skrzywila sie na slowa Baina, a on to zauwazyl.
Straszny blad, Eric, miala ochote zakrzyknac. Teraz Marr juz wie, ze to jedyny e-mail miedzy nim a Flipa, jakim dysponujemy. Gdyby nie to, mozna by go podpuscic i dac mu do zrozumienia, ze mamy tez inne. I zobaczyc, jak bardzo sie tym przejmie.
– No i co? – odezwal sie po przeczytaniu wiadomosci.
– Nic, tylko troszke to dziwne, ze panski pierwszy e-mail do niej w calosci dotyczy sposobu trwalego usuwania wiadomosci.
– Philippa byla osoba niezwykle dyskretna – wyjasnil Marr. – Lubila strzec swojej prywatnosci. Pierwsza rzecza, o jaka mnie spytala, to jak kasowac wiadomosci. I to byla moja odpowiedz na jej pytanie. Nie chciala, zeby ktos obcy mogl czytac jej korespondencje.
– Dlaczego?
Marr dystyngowanie wzruszyl ramionami.
– Wszyscy mamy rozne osobowosci, nieprawdaz? Osoba piszaca do starszego wiekiem krewnego, to nie ta sama osoba, ktora pisze do bliskiego przyjaciela. Wiem z wlasnego doswiadczenia, ze kiedy wysylam wiadomosc do zaprzyjaznionego uczestnika gier wojennych, to nie chcialbym, zeby moja sekretarka ja czytala. Dojrzalaby w niej kogos zupelnie innego niz jej szef.
Siobhan pokiwala glowa.
– Tak, rozumiem, o co panu chodzi.
– Ponadto w moim zawodzie dyskrecja – tajemniczosc, jesli wolicie – jest sprawa podstawowej wagi. Podstepne zdobywanie informacji handlowych zawsze stanowi problem. Dlatego niszczymy niepotrzebne dokumenty, usuwamy z pamieci e-maile i tak dalej, a wszystko po to, by chronic interesy naszych klientow i nas samych. Wiec kiedy Flipa spytala mnie o usuwanie wiadomosci, to przede wszystkim to mialem na mysli. – Przerwal i spojrzal na Siobhan, potem na Baina. – Czy to juz wszystko, co chcieliscie wiedziec?
– A o czym jeszcze pisaliscie do siebie w tych e-mailach?
– Nasza korespondencja dlugo nie trwala. Flipa dopiero sie wprawiala. Miala moj adres e-mailowy i wiedziala, ze jestem w tym starym wyga. Poczatkowo miala do mnie mnostwo pytan, ale byla pojetna uczennica.
– Wciaz jeszcze trwa przeszukiwanie pamieci pod katem skasowanych wiadomosci – rzucila beztrosko Siobhan – ale od razu zapytam, kiedy, wedlug pana, urwala sie wasza korespondencja?
– Mysle, ze jakis rok temu – Marr zaczal sie szykowac do powstania z miejsca. – Wiec jesli to juz wszystko, to ja naprawde musze…
– Gdyby nie nauczyl jej pan usuwac plikow, to moze juz bysmy go mieli.
– Kogo?
– Quizmastera.
– Tego, z kim rozgrywala te gre? Wciaz myslicie, ze to mialo jakis zwiazek z jej smiercia?
– Chcialabym to wiedziec.
Marr wstal z miejsca i obciagnal sobie marynarke.
– A to mozliwe bez pomocy ze strony tego… tego Quizmastera?
Siobhan spojrzala pytajaco na Baina, ktory jednak dostrzegl w jej wzroku cos wiecej niz pytanie.