Flipy…
– Claire – powiedziala cicho – czy kiedy bywalas w Jalowcach, spotkalas tam kiedys Ranalda Marra?
– Nie rozumiem, jaki to moze miec…
Ale Claire przerwala ojczymowi.
– Ranald Marr, tak. I nigdy nie rozumialam, co ona w nim widzi.
– Kto?
– Flipa. Byla w nim zadurzona. Pewnie tylko takie dziewczece fanaberie.
– Czy spotkala sie z wzajemnoscia? Czy przerodzilo sie to w cos wiecej niz tylko dziewczece zadurzenie?
– Wydaje mi sie, ze troche odbiegamy od…
Ale Claire usmiechnela sie do Siobhan.
– Dopiero duzo pozniej – powiedziala.
– Kiedy pozniej?
– Wydawalo mi sie, ze do konca, do chwili znikniecia byla mocno zaangazowana…
– Dlaczego wszyscy sa tacy podekscytowani? – zapytal Rebus.
Bain podniosl glowe znad biurka, przy ktorym cos pisal.
– Przesluchuja Claire Benzie.
– Dlaczego? – Rebus pochylil sie i siegnal do jednej z szuflad biurka.
– Przepraszam – przerwal Bain – czy to moze twoje…?
Zrobil ruch, jakby chcial wstac, ale Rebus go powstrzymal.
– Jestem zawieszony, pamietasz? Tylko nie pozwol, zeby mi miejsce wystyglo. – Zamknal szuflade, nic z niej nie wyjmujac. – A skad sie wziela Benzie?
– Przez jeden z maili. Sluzby specjalne go namierzyly.
Rebus az gwizdnal.
– I wyslala go Claire Benzie?
– W kazdym razie wyslano go z jej adresu.
Rebus przez chwile sie zastanawial.
– A to nie to samo? – zapytal w koncu.
– Siobhan ma watpliwosci.
– I teraz jest tam z Benzie? – Rebus poczekal, az tamten przytaknie. – Ale ty jestes tutaj?
– Komisarz Templer.
– Aha – powiedzial Rebus, kiwajac glowa, jakby to wszystko wyjasnialo.
Gill Templer wpadla z impetem do sali detektywow.
– Trzeba sprowadzic na przesluchanie Marra. Kto sie tym zajmie?
Zglosilo sie od razu dwoch ochotnikow: Hi-Ho Silvers i Tommy Fleming. Pozostali probowali najpierw dojsc, o kogo chodzi i jaki to moze miec zwiazek z Claire Benzie i Quizmasterem. Kiedy Gill sie odwrocila, tuz za nia stala Siobhan.
– Dobra robota – oznajmila Templer.
– Naprawde? – odrzekla Siobhan. – Bo ja nie jestem taka pewna.
– Jak to?
– Jest jakos tak, ze kiedy jej zadaje pytanie, mam wrazenie ze ona chce, zebym ja wlasnie o to zapytala. Zupelnie, jakby wszystko zaplanowala.
– Ja tego nie zauwazylam. – Gill dotknela jej ramienia. – Zrob sobie przerwe. Do Marra wezmiemy kogos innego. – Rozejrzala sie po sali. – A reszta niech wraca do roboty. – Jej wzrok spoczal na Rebusie. – A ty co tu robisz?
Rebus otworzyl kolejna szuflade i wyciagnawszy z niej paczke papierosow, potrzasnal nia triumfalnie.
– Wpadlem tylko na chwile, pani komisarz, po swoje osobiste rzeczy.
Gill wydela usta i zamaszystym krokiem opuscila sale. Na korytarzu stali jeszcze McCoist i Claire, a Gill zatrzymala sie i zaczela z nimi rozmawiac. Siobhan podeszla do Rebusa.
– Co ty tu, do diabla, naprawde robisz? – spytala.
– Wygladasz na zdenerwowana.
– Widze, ze jak zwykle ignorujesz pytania.
– Szefowa kazala ci zrobic przerwe. Masz wyjatkowe szczescie, bo ja zapraszam. Podczas gdy ty zajmowalas sie straszeniem studentek, ja mialem naprawde wazne sprawy…
Siobhan ograniczyla sie tylko do soku pomaranczowego i przez caly czas nerwowo obracala w palcach telefon komorkowy. Bain musial jej solennie przyrzec, ze zadzwoni natychmiast, jak tylko pojawia sie jakies nowe wiadomosci.
– Musze wracac – powiedziala po raz kolejny. A potem raz jeszcze rzucila okiem na wyswietlacz komorki i upewnila sie, ze bateria nie wymaga doladowania i sygnal jest wystarczajaco silny.
– Jadlas cos? – zapytal Rebus, a kiedy pokrecila przeczaco glowa poszedl do baru i wrocil z dwiema paczkami chipsow krewetkowych. Zabrala sie do jedzenia, a on powiedzial:
– I wlasnie wtedy na to wpadlem.
– Kiedy i na co wpadles?
– Chryste, Siobhan, obudz sie!
– Czuje sie, jakby glowa miala mi za chwile eksplodowac. Naprawde mam takie wrazenie.
– Rozumiem, ze uwazasz Claire Benzie za niewinna. A na dodatek ona teraz twierdzi, ze Flipe Balfour cos laczylo z Ranaldem Marrem.
– A ty w to wierzysz?
Zapalil nastepnego papierosa i wydmuchnal dym z dala od Siobhan.
– Nie wolno mi wyrazac opinii: jestem zawieszony w obowiazkach az do odwolania.
Rzucila mu zle spojrzenie i lyknela ze szklanki.
– Ale szykuje sie niezla scena, co? – zauwazyl Rebus.
– Jaka scena?
– Kiedy Balfour bedzie pytac swojego zausznika, czego chciala policja.
– Myslisz, ze Marr mu sie przyzna?
– Nawet jesli nie, to Balfour i tak sie dowie. Na tym jutrzejszym pogrzebie moze byc calkiem wesolo. – Wydmuchnal kolejny klab dymu w strone sufitu. – Wybierasz sie?
– Mam zamiar. Wiem w kazdym razie, ze ida Carswell i Templer… i jeszcze paru innych.
– Jesli dojdzie do rekoczynow, to moga sie przydac.
Spojrzala na zegarek.
– Powinnam wracac, sprawdzic, co Marr powiedzial.
– Kazano ci zrobic sobie przerwe.
– Juz mialam przerwe.
– Jak naprawde musisz, to zadzwon.
– Moze rzeczywiscie tak zrobie. – Siobhan dopiero teraz zauwazyla, ze z jej komorki wciaz zwisa kabelek, ktorym moglaby sie wlaczyc do sieci, gdyby nie to, ze laptop zostal na St Leonard’s. Spojrzala na telefon, potem na Rebusa. – Cos zaczales mowic? – spytala.
– O czym?
– O Rygorach.
Rebus usmiechnal sie szeroko.
– Jak to milo, ze znow jestes z nami. Zaczalem mowic, ze cale popoludnie spedzilem w bibliotece i rozwiazalem pierwsza czesc zagadki.
– Tak od razu?
– Masz do czynienia ze specem, kochana. Chcesz posluchac?
– Jasne. – Zauwazyla, ze jego szklaneczka jest pusta. – Moze teraz ja…?
– Najpierw posluchaj. – Pociagnal ja i sila usadzil na kanapce. Pub byl wypelniony w polowie w wiekszosci przez gosci wygladajacych na studentow. Rebus pomyslal, ze on jest chyba najstarszy w calym pubie. Gdyby stali przy barze, pewnie by go wzieto za wlasciciela lokalu. Siedzac z Siobhan przy ustronnym stoliku, musial wygladac