– A skad wiesz, ze moje nie rosna?

Odwrocila glowe i obrzucila go spojrzeniem, ale sie nie odezwala. Nie musiala. Wyszedl za nia do holu i otworzyl drzwi. Stojac juz na klatce schodowej, odwrocila sie i rzekla:

– Wiesz, co powiedziala Wylie po naszym spotkaniu z Carswellem?

– No?

– Nic. Nie powiedziala ani slowa. – Z jedna reka na poreczy schodow znow na niego spojrzala. – To dziwne. Spodziewalam sie po niej dlugiego wywodu na temat twojego kompleksu cierpietnika…

Rebus stal przez chwile w holu i sluchal jej cichnacych krokow. Potem przeszedl do pokoju i stanal przy oknie. Wspial sie na palce i z wyciagnieta szyja patrzyl, jak wychodzi z budynku i zatrzaskuje za soba drzwi. Przyszla, by go o cos prosic, a on jej odmowil. Jak jej mogl wytlumaczyc, ze to dlatego, ze nie chce, by stala jej sie jakas krzywda, tak jak w przeszlosci wielu ludziom z jego bliskiego otoczenia? Jak jej wytlumaczyc, ze musi sie sama uczyc od zycia i nie ogladac na niego, bo dzieki temu stanie sie lepsza policjantka i lepszym czlowiekiem.

Odwrocil sie od okna. Jego demony nie nekaly go, ale byly obecne. Ludzie, ktorych skrzywdzil i ktorzy skrzywdzili jego, ludzie, ktorzy poniesli niepotrzebna i bolesna smierc. Ale juz niedlugo. Jeszcze pare tygodni i moze zdola sie od nich uwolnic. Wiedzial, ze telefon juz nie zadzwoni, a Ellen Wylie nie przyjdzie go odwiedzic. Rozumieli sie wystarczajaco dobrze, by uznac takie demonstracje za zbyteczne. Moze kiedys w przyszlosci usiada razem i porozmawiaja. Ale rownie prawdopodobne bylo to, ze juz nigdy nie odezwie sie do niego slowem. On jej skradl ten moment, a ona mu na to pozwolila. Raz jeszcze porazke wydarto z gardla zwyciestwa. Ciekaw byl, czy po tym wszystkim zostanie w kieszeni u Steve’a Holly’ego… oraz, jak ciemna i gleboka okaze sie ta kieszen.

Przeszedl do kuchni i wylal do zlewu herbate Siobhan i resztke swojej. Nalal sobie do czystej szklanki na dwa palce slodowej whisky i wyjal z szafki butelke IPA. Wrocil do pokoju, zasiadl w swoim fotelu, wyciagnal z kieszeni notes i dlugopis i z pamieci napisal ostatnia wskazowke Quizmastera…

Cale przedpoludnie Jean Burchill spedzila, uczestniczac w serii spotkan i konferencji, w tym jednej poswieconej wysokosci dotacji dla muzeow, ktora z goracej przerodzila sie w niemal wybuchowa, kiedy to jeden z kustoszy opuscil sale, trzaskajac drzwiami, a inna pracownica omal nie dostala histerii.

W porze lunchu czula sie juz zupelnie wyczerpana, a zaduch panujacy w pokoju jeszcze dodatkowo wzmagal pulsujacy bol glowy. Steve Holly zostawil jej kolejne dwie wiadomosci, wiedziala wiec, ze jesli zostanie przy biurku z kanapka w dloni, to jej telefon znow zadzwoni. Wyszla z biura i dolaczyla do exodusu pracownikow tymczasowo wypuszczonych z niewoli na czas potrzebny, by stanac w kolejce w piekarni po kanapke lub zapiekanke. Szkoci moga sie pochwalic niechlubnym rekordem w statystyce chorob serca i prochnicy zebow, co wynika z ich diety opartej na nasyconych tluszczach, soli i cukrze. Czesto sie zastanawiala, skad sie to bierze, ze Szkoci tak chetnie siegaja po gotowe produkty, czekolade, frytki i napoje gazowane? Czy wynika to z ich klimatu? Czy moze odpowiedz lezy glebiej, w ich cechach narodowych? Jean postanowila zlamac tradycje i kupila owoce i kartonik soku pomaranczowego. Ruszyla w kierunku centrum droga przez mosty. Mijala sklepiki z tania odzieza, knajpki z jedzeniem na wynos. Szla wzdluz rzedu autobusow i ciezarowek czekajacych na zmiane swiatel przy kosciele Tron. W niektorych bramach siedzieli zebracy, smetnie spogladajac na tlumy. Doszla do skrzyzowania i spojrzala w glab High Street, wyobrazajac sobie, jak tu musialo byc kiedys, nim powstala Princess Street: przekupnie zachwalajacy swe towary; mroczne speluny, gdzie handlowano; rogatki, gdzie pobierano myto i bramy zamykane na noc, by odizolowac miasto od swiata zewnetrznego… Byla ciekawa, czy ktos przeniesiony cudownym sposobem z lat siedemdziesiatych XVIII wieku uznalby, ze duzo sie tu zmienilo? Pewnie swiatla i ruch samochodowy wywolalyby u niego szok, ale panujaca tu atmosfera raczej nie.

Raz jeszcze stanela na Moscie Polnocnym i spojrzala na wschod, w strone wciaz ciagnacej sie jeszcze budowy nowej siedziby parlamentu, ktora zdawala sie stac w miejscu. Redakcja „Scotsmana” przeniosla sie juz do lsniacego nowoscia budynku przy Holyrood Road, vis a vis nowego parlamentu. Nie tak dawno byla tam na jakims przyjeciu i stala na wielkim balkonie z tylu budynku, skad roztaczal sie widok na Salisbury Crags. Z mostu widac tez bylo stary budynek „Scotsmana”, ktory przechodzil teraz gruntowna przebudowe pod nastepny nowy hotel. Nieco dalej, tam gdzie Most Polnocny laczy sie z Princess Street, wznosil sie opuszczony i zakurzony budynek zajmowany niegdys przez Poczte Glowna. O jego dalszych losach najwyrazniej jeszcze nie zadecydowano – choc mowilo sie, ze ma tu powstac kolejny hotel. Skrecila w prawo w Waterloo Place i pogryzajac drugie juz jablko, starala sie nie myslec o chipsach i wafelkach w czekoladzie. Wiedziala, gdzie zmierza: na cmentarz Calton. Weszla na teren cmentarza przez kuta zelazna brame i stanela przed obeliskiem znanym jako Pomnik Meczennikow i poswieconym pamieci pieciu mezczyzn, „Przyjaciol ludu”, ktorzy w 1790 roku osmielili sie agitowac za reforma parlamentarna. Podjeli te akcje w czasach, kiedy w calym miescie mieszkalo mniej niz czterdziestu uprawnionych do udzialu w owczesnych wyborach parlamentarnych. Cala piatke skazano na banicje, wreczajac bilety w jedna strone do Australii. Jean spojrzala na jablko. Przed chwila zdjela z niego mala nalepke, z ktorej wynikalo, ze jablko pochodzi z Nowej Zelandii. Pomyslala o piatce zeslancow i o losie, jaki im zgotowano. Ale Szkocja nie miala zamiaru dopuscic do rodzimej wersji rewolucji francuskiej, w kazdym razie nie w latach dziewiecdziesiatych osiemnastego stulecia.

Przypomniala sobie o przepowiedni ktoregos z myslicieli i przywodcow komunistycznych – bodaj samego Marksa – gloszacej, ze rewolucja w Europie Zachodniej zacznie sie od Szkocji. Jeszcze jedna, kolejna mrzonka…

Jean nie wiedziala zbyt wiele o Davidzie Hume, jednak stanela przed jego grobowcem i otworzyla kartonik z sokiem. Filozof i eseista… Kiedys ktorys z jej przyjaciol powiedzial, ze najwiekszym osiagnieciem Hume’a bylo to, ze umozliwil zrozumienie koncepcji filozoficznych Johna Locke’a. Tyle ze o Locke’u tez zbyt wiele nie wiedziala.

Byly tez inne slynne grobowce: Blackwooda i Constable’a, wydawcow i przywodcow „Zametu”, ruchu, ktory doprowadzil do powstania Wolnego Kosciola Szkocji. Od wschodu, tuz za murem cmentarnym, widac bylo niewielka wieze zwienczona blankami. Jean wiedziala, ze byla to jedyna pozostalosc po starym wiezieniu Calton. Widywala stare ryciny przedstawiajace wiezienie widziane od drugiej strony, ze wzgorza Calton. Na wzgorzu zbieraly sie rodziny i przyjaciele uwiezionych, wykrzykujac do nich pozdrowienia i wiadomosci. Zamykajac oczy, potrafila niemal zastapic odglosy ruchu ulicznego, niosacym sie po Waterloo Place, chorem piskow i krzykow, kakofonia rozmow miedzy wiezniami i ich bliskimi…

Otworzyla oczy i zobaczyla to, po co tu przyszla: grob doktora Kenneta Lovella. Tablice nagrobna wmurowano we wschodni mur cmentarny. Z biegiem lat popekala i pokryla sie patyna, jej krawedzie zas pokruszyly sie, ukazujac znajdujacy sie pod spodem piaskowiec. Tablica byla niewielka i umieszczona nisko nad ziemia. DR KENNET LOVELL, WYBITNY LEKARZ TEGO MIASTA – glosil napis. Zmarl w roku 1863 w wieku piecdziesieciu szesciu lat. Wyrastajace z ziemi kepy chwastow zaslanialy czesc napisu. Jean kucnela i zaczela je kolejno wyrywac, natykajac sie przy tym na zuzyty kondom, ktory odrzucila lisciem szczawiu. Wiedziala, ze ludzie odwiedzaja Calton Hill noca i wyobrazila sobie, jak pary kryja sie za tym murem dla odbycia igraszek milosnych i przy okazji tlamsza kosci doktora Lovella. Ciekawe, co on by na to powiedzial? Przez chwile przemknela jej przez glowe mysl o innej parze: ona i John Rebus. Wlasciwie byl zupelnie nie w jej typie. W swoim czasie spotykala sie z naukowcami i wykladowcami uniwersyteckimi. Miala tez za soba krotki romans ze znanym w miescie zonatym rzezbiarzem. To on wlasnie zabieral ja na cmentarze, bedace jego ulubionym miejscem spacerow. Pomyslala, ze John Rebus tez pewnie lubi cmentarze. Kiedy sie poznali, uznala go za ciekawostke i nowe doswiadczenie. Nawet jeszcze teraz musiala walczyc ze soba, by nie myslec o nim jak o eksponacie. Bylo w nim, tak wiele tajemnic, tak wiele spraw, ktore wolal ukrywac przed swiatem. I wiedziala, ze czekaja ja jeszcze dalsze prace odkrywkowe…

Po usunieciu chwastow doczytala sie, ze Lovell byl az trzykrotnie zonaty i ze wszystkie trzy zony zmarly przed nim. Nie bylo natomiast mowy o zadnych dzieciach… Zastanowila sie, czy dzieci pochowano gdzie indziej, czy tez moze nie bylo ich w ogole. Tyle ze John cos mowil o jakims potomku… Przyjrzala sie wypisanym datom i stwierdzila, ze wszystkie zony zmarly mlodo. Przyszlo jej na mysl, ze moze umieraly podczas porodu.

Pierwsza zona: Beatrice, z domu Alexander, lat dwadziescia dziewiec.

Druga zona: Alice, z domu Baxter, lat trzydziesci trzy.

Trzecia zona: Patricia, z domu Addison, lat dwadziescia szesc.

Dopisek u dolu brzmial: „Odeszly, lecz jakze slodko bedzie sie spotkac w krolestwie Pana”.

Jean nie mogla sie opedzic od mysli, ze musialo to byc niezle spotkanie: Lovell i jego trzy zony. Miala w kieszeni dlugopis, lecz ani skrawka papieru. Rozejrzala sie po cmentarzu i znalazla stara koperte, ktora rozdarla. Oczyscila ja z brudu i piasku, i na odwrocie zapisala sobie wszystkie daty i nazwiska.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату