– Nie jestem pewna – odparla Siobhan.

– Zwazywszy, ze jutro jest pogrzeb, sytuacja jest dosc niezreczna.

– Poscig samochodowy z piskiem opon… zatrzymanie i aresztowanie zbiega… – Siobhan zaczela konstruowac caly scenariusz. – Zrozpaczeni rodzice nie rozumieja, dlaczego ich najblizszy przyjaciel zostaje zatrzymany przez policje…

– Jesli Carswell potrafi myslec logicznie, to przed koncem pogrzebu nie wykona zadnego ruchu. Zreszta moze sie okazac, ze Marr sie tam jednak pojawi.

– By pozegnac swa potajemna kochanke?

– Jesli Claire Benzie mowi prawde.

– A z jakiego innego powodu mialby uciekac?

Rebus popatrzyl na nia.

– Mysle, ze na to mozesz sobie sama odpowiedziec.

– Myslisz, ze to on mogl ja zabic?

– Zdawalo mi sie, ze to ty go masz na celowniku.

Zamyslila sie.

– Tak, ale to bylo, nim sie to stalo. Nie sadze, zeby Quizmaster uciekal.

– Ale moze Quizmaster nie ma nic wspolnego ze smiercia Philippy?

Siobhan pokiwala glowa.

– Wlasnie w tym rzecz. Mialam na celowniku Marra jako Quizmastera.

– A to by znaczylo, ze zabil ja ktos inny.

Kelner przyniosl im kawy wraz z nieodlacznymi czekoladkami mietowymi. Siobhan wziela swoja, na moment zanurzyla ja w goracym plynie i wlozyla do ust. Kelner nieproszony przyniosl takze rachunek.

– Dzielimy po polowie? – zaproponowala Siobhan, a Rebus skinal glowa i wyciagnal z kieszeni trzy piatki.

Po wyjsciu z restauracji zapytal ja, jak sie dostanie do domu.

– Mam na St Leonard’s samochod. Chcesz, zeby cie podwiezc?

– Pogoda akurat na spacer – odparl, spogladajac na zachmurzone niebo. – Obiecaj mi tylko, ze pojedziesz prosto do domu i odpoczniesz…

– Obiecuje, mamusiu.

– No i teraz, kiedy doszlas do wniosku, ze Quizmaster nie zabil Flipy…

– Tak?

– …juz nie musisz zawracac sobie glowy ta gra, prawda?

Zamrugala i przyznala, ze pewnie ma racje, widzial jednak, ze jej nie przekonal. Uwazala uczestnictwo w grze za swoj wklad w rozwiklanie calej sprawy, wiec teraz nie mogla sie z niej tak po prostu wycofac… Wiedzial zreszta, ze bedac na jej miejscu, czulby to samo.

Rozstali sie przed restauracja i Rebus ruszyl w kierunku domu. Z mieszkania zadzwonil do Jean, ale nie bylo jej w domu. Pomyslal, ze moze znow sie zasiedziala w muzeum, jednak jej telefon biurowy tez nie odpowiadal. Stal przed stolem w jadalni, na ktorym mial rozlozone papiery dotyczace trumienek. Przejrzal je i przyczepil do sciany notatki dotyczace czterech kobiet: Jesperson, Gibbs, Gearing i Farmer. Meczylo go pytanie, dlaczego zabojca mialby zostawiac trumienki. Zgoda, stanowily jego swoisty „podpis”, tyle ze wowczas nikt jeszcze tego podpisu nie kojarzyl. Przeciez minelo prawie trzydziesci lat, nim ktos wpadl na pomysl, ze moga dotyczyc mordercy. Czy gdyby morderca chcial byc identyfikowany ze swymi zbrodniami, to nie powtorzylby ruchu wczesniej albo nie wyslalby jakiejs wiadomosci do gazet lub do policji? Zatem nie chodzilo tylko o podpis; chodzilo mu o… Tylko o co? Rebus widzial w nich cos w rodzaju pomnikow upamietniajacych cos zrozumialego i majacego znaczenie tylko dla tego, kto je zostawial. Zatem, czy nie mozna powiedziec tego samego o trumienkach porzuconych na Arthur’s Seat? Dlaczego ten, kto to zrobil, w ten czy inny sposob nie ujawnil sie? Odpowiedz: bo z chwila znalezienia, trumienki tracily dla niego swe pierwotne znaczenie. Byly pomnikami zostawianymi tam nie po to, by je ktos znajdowal lub wiazal z morderstwami popelniony mi przez Burke’a i Hare’a…

Tak, musial istniec jakis zwiazek miedzy nimi a trumienkami odnalezionymi przez Jean. Gorzej bylo z dolaczeniem do tej listy trumienki z Kaskad i tu Rebus byl ostrozny, choc przeczuwal jakis zwiazek. Moze zwiazek nie tak bezposredni, ale nadal wyrazny.

Sprawdzil nagrania na sekretarce. Bylo tylko jedno: z agencji, informujace o znalezieniu pary emerytow, ktorzy zgodzili sie wziac na siebie obowiazek pokazywania jego mieszkania potencjalnym nabywcom. Wiedzial, ze zanim do tego dojdzie, musi zdjac ze sciany swoja wyklejanke i troche tu jeszcze posprzatac…

Ponownie zadzwonil do Jean i znow nikt sie nie odezwal.

Polozyl na talerzu gramofonu longplay Steve’a Earle’a The Hard Way.

Nigdy nie mial do czynienia z innymi.

– Ma pani szczescie, ze nie zmienilam nazwiska – oswiadczyla Janine Benzie w odpowiedzi na wyjasnienie Jean, ze dzwonila po kolei do wszystkich o nazwisku Benzie, wymienionych w ksiazce telefonicznej. – Jestem teraz zona Jacka McCoista.

Siedzialy w salonie trzypoziomowego wolnostojacego domu w zachodniej czesci miasta, tuz obok Palmerston Place. Janine Benzie byla chuda i wysoka. Byla ubrana w czarna sukienke do kolan z rzucajaca blyski broszka przypieta tuz nad prawa piersia. W pokoju takze czulo sie jej gust: antyki i drewno, grube sciany i puszyste dywany tlumiace wszelkie niepozadane dzwieki.

– Dziekuje, ze znalazla pani dla mnie czas.

– Tyle ze niewiele moge dodac do tego, co juz powiedzialam przez telefon. – Pani Benzie sprawiala wrazenie nieco rozkojarzonej, jakby czescia siebie przebywala gdzie indziej. Moze dlatego tak latwo zgodzila sie na to spotkanie. – Mam za soba dosc trudny dzien, panno Burchill – dodala.

– Doprawdy?

Ale Janine Benzie nie podjela tematu i tylko raz jeszcze zapytala, czy Jean na pewno nie ma ochoty czegos sie napic.

– Nie chce zawracac pani glowy. Powiedziala mi pani, ze jest spokrewniona z Patricia Lovell?

– Byla moja praprababka… czy cos w tym rodzaju.

– Ale umarla w bardzo mlodym wieku, prawda?

– Przypuszczam, ze wie pani o niej wiecej niz ja. Na przyklad, nie mialam pojecia, ze jest pochowana na Calton Hill.

– A ile miala dzieci?

– Tylko jedno, dziewczynke.

– Czy wie pani moze, czy zmarla podczas porodu?

– Nie mam pojecia – odparla Benzie i rozesmiala sie z dziwacznosci tego pytania.

– Przepraszam – powiedziala Jean. – Zdaje sobie sprawe, ze dla pani to wszystko musi brzmiec dosc niesamowicie…

– Troche tak. Mowila pani, ze zajmuje sie historia Kenneta Lovella?

Jean skinela glowa.

– Czy w rodzinie zachowaly sie jakies stare papiery z jego czasow?

Pani Benzie potrzasnela glowa.

– Zadne – odparla.

– I nie ma pani jakiegos krewnego, kogos kto moze moglby…?

– Naprawde nie sadze, nie. – Siegnela po paczke papierosow i wytrzasnela jednego. – Pani…?

Jean potrzasnela przeczaco glowa i patrzyla, jak Benzie przypala papierosa wysmukla zlota zapalniczka. Wydawalo sie, ze jej wszystkie ruchy sa mocno spowolnione. Przypominalo to ogladanie filmu w zwolnionym tempie.

– Bo poszukuje korespondencji miedzy doktorem Lovellem, a jego dobroczynca.

– Nawet nie wiedzialam, ze mial jakiegos dobroczynce.

– Pastora z Ayrshire.

– Doprawdy? – powiedziala Benzie, ale Jean czula, ze w ogole jej to nie zainteresowalo. W tej chwili papieros trzymany w dloni znaczyl dla niej wiecej niz cokolwiek innego.

Jednak Jean postanowila brnac dalej.

– W Domu Lekarza wisi portret doktora Lovella. Podejrzewam, ze mogl zostac namalowany na zamowienie

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату