– A skad, stoje na poboczu z wlaczonymi awaryjnymi. I z calym szacunkiem, szefie, ale przez te rozmowe stracilem juz nastepne piec minut… Nie znaczy oczywiscie, ze nie doceniam naszych pogawedek.

Kolejny chichot w sluchawce.

– Ach, gowno, niewazne, czasami trzeba sobie upuscic troche pary, nie? Cos ci powiem, wpisz juz ten rachunek hotelowy w koszty, okej?

– Jasne, szefie.

– A teraz zabieraj swoj smierdzacy tylek i w droge.

– Tak jest, szefie. Nieustraszony bojownik o prawde odmeldowuje sie. – Holly rozlaczyl sie, gleboko westchnal i zrobil, co mu kazano: zabral swoj smierdzacy tylek i ruszyl w droge.

Wioska Kaskady nie miala wlasnego kosciola ani cmentarza, ale nieco dalej, przy drodze miedzy Kaskadami a Causland, znajdowal sie maly, rzadko odwiedzany kosciolek, do ktorego bardziej pasowalaby nazwa kaplica. Rodzina wybrala to miejsce i wszystko zorganizowala, jednak ci z przyjaciol Flipy, ktorzy sie tu znalezli, w cichosci ducha uwazali, ze to straszne zadupie i spokoj tu panujacy zupelnie nie pasuje do jej charakteru. Nie mogli sie uwolnic od mysli, ze gdyby mogla, wybralaby cos bardziej znanego i uczeszczanego, jakis cmentarz w srodku miasta, gdzie ludzie chodza na spacery z psami czy na niedzielne przechadzki i gdzie po zmroku zdarzaja sie alkoholowe imprezy i potajemne spotkania par.

Tutejszy cmentarz byl na to zbyt uporzadkowany i zbyt maly, a groby zbyt stare i zadbane. Flipa na pewno wolalaby pnace sie chaszcze i mech, plozace sie kolczaste krzewy i wysoka wilgotna trawe. Potem jednak, po zastanowieniu dochodzili do wniosku, ze wlasciwie jest jej juz wszystko jedno, bo przeciez nie zyje i na tym koniec. I moze w tym dopiero momencie po raz pierwszy potrafili wyodrebnic poczucie straty z tepego przygnebienia i poczuc, jak to jest, kiedy kogos zabraknie.

Kosciol byl zbyt maly, by wszystkich pomiescic, zostawiono wiec otwarte drzwi, tak, by krotkiego nabozenstwa mozna tez bylo wysluchac na zewnatrz. Dzien byl dosc chlodny, a ziemia mokra od rosy. Ptaki na drzewach glosno swiergotaly, nienawykle do takiego zamieszania. Wzdluz glownej drogi stal sznurek samochodow, choc karawan juz sie dyskretnie wycofal i ruszyl w droge powrotna do Edynburga. Przy niektorych samochodach stali odziani w liberie szoferzy z papierosami w ustach. Obok rollsy, mercedesy, jaguary…

Formalnie rodzina nalezala do jednej z miejskich parafii i udalo sie namowic tamtejszego pastora, by przyjechal i odprawil nabozenstwo zalobne. Zrobil to, choc w swym kosciele widywal Balfourow jedynie na Boze Narodzenie, a przez ostatnie dwa czy trzy lata nawet i to nie. Pastor byl czlowiekiem skrupulatnym i obowiazkowym, przeprowadzil wiec wczesniej rozmowe z rodzicami i wypytal o zycie Flipy, peszyla go jednak obecnosc przedstawicieli mediow. Przywykl do widoku aparatow i kamer jedynie podczas slubow i chrztow, wiec gdy ktorys z obiektywow po raz pierwszy skierowal sie na niego promiennie sie usmiechnal i dopiero po chwili zdal sobie sprawe z niewlasciwosci takiego zachowania. To nie krewni z gozdzikami w butonierkach tylko dziennikarze trzymajacy sie nieco z boku i ukradkiem pstrykajacy zdjecia. Mimo iz cmentarz byl dobrze widoczny od szosy, na czas skladania trumny do grobu obowiazywal zakaz fotografowania zarowno samej trumny, jak i rodziny stojacej wokol. Zrobiono tylko wyjatek i pozwolono zrobic po jednym zdjeciu trumny w chwili wynoszenia jej z kosciola.

Oczywiscie natychmiast po opuszczenia terenu cmentarza, wszyscy uczestnicy pogrzebu mieli od nowa stac sie zwierzyna lowna dla fotoreporterow.

– Pijawki – syknal z pogarda jeden z uczestnikow, wieloletni klient banku Balfour. Mimo to mial zamiar jutro rano kupic kilka gazet i sprawdzic, czy nie znalazl sie na ktoryms ze zdjec.

Lawki i nawy boczne wypelnione byly po brzegi rodzina i przyjaciolmi, wiec obecni na uroczystosci przedstawiciele policji trzymali sie z tylu, blizej drzwi wejsciowych. Z rekami zlozonymi na piersiach i lekko przekrzywiona glowa stal tam zastepca komendanta Colin Carswell. Tuz za nim stali ramie w ramie komisarz Gill Templer i inspektor Bill Pryde. Jeszcze bardziej z tylu krecilo sie kilku innych policjantow. Wszyscy mieli swiadomosc, ze zabojca Flipy wciaz jest na wolnosci, podobnie jak Ranald Marr, mogacy nim byc. Stojacy w kosciele John Balfour co chwile odwracal glowe i rozgladal sie po twarzach, jakby kogos szukajac. Nikt znajacy bank Balfour nie mogl miec watpliwosci, o kogo mu chodzi…

Rebus stal pod tylna sciana, ubrany w swoj najlepszy garnitur i dlugi zielony prochowiec z postawionym kolnierzem. Nie mogl sie pozbyc wrazenia, ze to wyjatkowo posepna i nieciekawa okolica. Wszedzie wokolo widac bylo lyse zbocza pagorkow, gdzieniegdzie upstrzone stadkami pasacych sie owiec i porosniete bezbarwnymi zaroslami kolcolistu. Odczytal wczesniej tabliczke na bramie dziedzinca koscielnego, z ktorej wynikalo, ze kosciol zbudowano w siedemnastym wieku ze skladek miejscowych farmerow. W otaczajacym dziedziniec koscielny niskim murze odkryto grobowiec templariusza, co pozwolilo historykom przypuszczac, ze w tym miejscu kiedys musiala sie znajdowac znacznie starsza kaplica oraz miejsca pochowku. „Plyte nagrobna z grobowca templariusza mozna obecnie obejrzec w Muzeum Szkocji”, glosil napis.

Pomyslal o Jean, ktora w takim miejscu jak to potrafila odnalezc rzeczy, o ktorych on nie mial pojecia – wyrazne drogowskazy ku przeszlosci. Ale potem podeszla do niego Gill z twarza ponura i rekami wsadzonymi gleboko w kieszenie plaszcza i spytala, co tu robi.

– Oddaje hold zmarlej.

Zauwazyl, ze Carswell lekko obrocil glowe i tez go obrzucil spojrzeniem.

– Chyba, ze jest jakis przepis, ktory tego zabrania – dodal i odszedl.

Siobhan stala jakies piecdziesiat metrow dalej, ale jak dotad machnela mu tylko z daleka dlonia odziana w rekawiczke. Omiatala wzrokiem okoliczne wzgorza, jakby oczekujac, ze pojawi sie tam zabojca. Rebus mial co do tego watpliwosci. Po skonczonym nabozenstwie wyniesiono trumne przed kosciol i aparaty fotograficzne ruszyly do krotkiej akcji. Przybyli reporterzy uwaznie lustrowali tlum, ukladajac sobie w glowach teksty. Niektorzy juz wisieli na telefonach komorkowych i mowili cos cichymi glosami. Rebus pomyslal, ze to ciekawe, z jakiego operatora korzystaja, bo na jego telefonie wciaz nie bylo sygnalu.

Przenosne kamery telewizyjne, ktore na chwile ozyly, by zarejestrowac moment wynoszenia trumny z kosciola, teraz juz znow zwisaly bezczynnie z ramion kamerzystow. Wszedzie panowala uroczysta cisza, w ktorej slychac bylo jedynie chrzest stop wolno kroczacej czworki niosacej trumne i czyjs pojedynczy szloch.

John Balfour jedna reka obejmowal zone. Obejmowalo sie tez kilkoro przyjaciol Flipy, idac za trumna ze zwieszonymi glowami. Rebus rozpoznal niektorych: Tristram i Tina, Albert i Camille… Nigdzie ani sladu Claire Benzie. Rebus dojrzal tez kilku sasiadow Flipy, a wsrod nich profesora Devlina, ktory zaczepil go jeszcze przed nabozenstwem i zaczal wypytywac o trumienki i postepy w sledztwie. Kiedy Rebus potrzasnal glowa, Devlin zapytal, czy dobrze sie czuje.

– Bo wyczuwam w panu jakies napiecie – powiedzial.

– Czasami tak bywa.

Devlin przyjrzal mu sie uwaznie.

– Zawsze bralem pana za pragmatyka, inspektorze – oznajmil.

– Zawsze uwazalem, ze pesymizm dobrze robi – odparl Rebus i odszedl.

Stal teraz, podpatrujac pozostalych zalobnikow, wsrod ktorych widac bylo znane twarze politykow, miedzy innymi twarz poslanki do szkockiego parlamentu, Seony Grieve. Z kosciola wyszedl David Costello, a tuz za nim jego rodzice. David zmruzyl oczy przed naglym blaskiem swiatla dziennego i siegnal do kieszeni po okulary przeciwsloneczne.

W oczach ofiary pozostaje obraz jej zabojcy…

Ale w okularach Davida Costello mozna bylo jedynie dostrzec wlasne odbicie. Czy o to mu wlasnie chodzilo? Tuz za nim szli jego rodzice wyraznie osobno, posuwajac sie wlasnymi drogami i bardziej wygladajac na dalekich znajomych niz na malzonkow. W tlumie podazajacym bezladna masa za trumna, David znalazl sie tuz obok profesora Devlina. Ten wyciagnal reke na przywitanie, jednak David bez slowa patrzyl na nia tak dlugo, az Devlin ja w koncu cofnal i poklepal chlopaka po ramieniu.

Nagle zrobilo sie jakies zamieszanie… Podjechal samochod, trzasnely drzwi i drozka prowadzaca od szosy ku bramie zaczal biec mezczyzna ubrany po sportowemu, w welniany sweterek i szare spodnie. Mial nie ogolona twarz i przekrwione oczy i Rebus rozpoznal w nim Ranalda Marra. Bylo jasne, ze Marr musial spedzic noc w swym maserati. Zauwazyl tez, ze Holly marszczy twarz i stara sie zorientowac, co sie dzieje. Marr dolaczyl do konduktu w chwili, gdy ten docieral juz do grobu. Bez wahania przepchnal sie do przodu i stanal obok Johna i Jacqueline Balfour. John puscil ramie zony i objal Marra, ktory odwzajemnil uscisk. Templer i Pryde spojrzeli pytajaco na Carswella, a ten wolno opuscil obie rece dlonmi do dolu. Gest byl jednoznaczny: spokojnie, mowil, zachowujemy spokoj.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату