Rebus nie sadzil, by ktorys z reporterow zwrocil uwage na Carswella. Wszyscy byli zbyt zajeci, starajac sie zorientowac, co sie dzieje przy grobie. A potem dostrzegl, ze Siobhan zaglada w glab grobu, patrzy na trumne i znow na grob, jakby nagle cos tam dostrzegla. A potem obraca sie na piecie i rusza wzdluz rzedu grobow z glowa opuszczona, jakby czegos szukajac.
– Albowiem jam jest zmartwychwstanie i zycie wieczne – zaintonowal pastor.
Marr stal obok Balfoura ze wzrokiem wbitym w trumne i zdawalo sie, ze niczego poza nia nie widzi. Siobhan oddalala sie od grobu, energicznie kroczac miedzy rzedami nagrobkow. Rebus pomyslal, ze chyba reporterzy jej nie widza, bo przeslanial ja tlumek stojacy przy grobie. W pewnej chwili przy jednym z nagrobkow kucnela i wygladalo, jakby odczytywala widniejacy na nim napis. Potem wyprostowala sie i ruszyla w dalsza droge, ale juz znacznie wolniej, jakby nagle przestalo jej sie spieszyc. Potem odwrocila sie i dostrzegla, ze Rebus ja obserwuje. Poslala mu krotki usmiech, ktory jednak wcale go nie ucieszyl. Potem znow ruszyla w droge i po chwili znikla mu z pola widzenia, zaslonieta przez tlumek przy grobie.
Carswell cos szeptal do ucha Gill Templer – zapewne dawal jej wskazowki, jak ma postapic z Marrem. Rebus przypuszczal, ze pozwola mu spokojnie opuscic cmentarz, po czym zazadaja, by im towarzyszyl. Byc moze pojada z nim do Jalowcow i tam go przesluchaja, jednak bardziej prawdopodobne bylo, ze Marr zamiast na stype trafi do sali przesluchan na Gaysfield Square, a w miejsce smakolykow ze stolu bedzie sie musial zadowolic kubkiem szarobrunatnej herbaty.
– Z prochu powstalas i w proch sie obrocisz… To bylo silniejsze od Rebusa: w glowie zadzwieczalo mu kilka pierwszych taktow przeboju Bowie’go.
Kilku reporterow juz sie zbieralo, by wrocic do miasta albo ustawic sie na drodze do Jalowcow i tam dokonac przegladu zjezdzajacych sie gosci. Rebus wsadzil rece do kieszeni plaszcza i rozpoczal powolny spacer po obwodzie cmentarza. Na lsniacij powierzchnie trumny Flipy spadly pierwsze krople deszczu – pierwsze i ostatnie, jakie kiedykolwiek na nia spadna. Jej matka wydala z siebie bolesny szloch, ktory wiatr poniosl ku pobliskim wzgorzom.
Rebus zatrzymal sie przed niewielkim nagrobkiem. Pochowany tu czlowiek zyl w latach 1876 do 1937. Umarl, majac niespelna szescdziesiat jeden lat, i uniknal najgorszych lat hitleryzmu. Byc moze z racji wieku uniknal takze frontow pierwszej wojny swiatowej. Byl z zawodu ciesla i zapewne swym rzemioslem obslugiwal okoliczne farmy. Rebus na moment przypomnial sobie starego trumniarza, potem spojrzal na nazwisko wykute na nagrobku – Francis Campbell Finlay – i z trudem opanowal usmiech. Siobhan stala nad pudlem trumny Flipy Balfour i wtedy ja olsnilo: dotarlo do niej podwojne znaczenie slowa box, znaczacego nie tylko „boks”, ale takze „pudlo”. A potem spojrzala w glab grobu i uswiadomila sobie, ze oto miejsce, do ktorego nie dociera slonce. Wskazowka Quizmastera prowadzila ja wiec do jednego z tutejszych grobow, dotarlo to jednak do niej dopiero tu na miejscu. A potem udala sie na poszukiwania Franka Finlaya i znalazla jego grob. Rebus byl ciekaw, co jeszcze znalazla, gdy tak siedziala przykucnieta i wpatrywala sie w nagrobek. Spojrzal w strone tlumu zalobnikow, ktorzy juz zaczeli opuszczac cmentarz. Szoferzy gasili papierosy i zaczynali otwierac drzwi. Nie widzial Siobhan, zauwazyl natomiast, ze Carswell odciagnal Marra na bok i wdal sie z nim w rozmowe. Wygladalo, ze rozmowa jest jednostronna, bo mowi Carswell, a Marr tylko slucha i ze zrezygnowaniem kiwa glowa. Potem Carswell wyciagnal reke, a Marr polozyl mu na dloni kluczyki od samochodu.
Rebus wyszedl z cmentarza jako ostatni. Samochody zawracaly na szosie, kolejno wykonujac klasyczny manewr na trzy. Traktor z przyczepa stal i czekal, az sie zwolni przejazd. Rebus nie rozpoznal twarzy kierowcy. Siobhan stala obok swego samochodu, opierajac sie rekami o dach. Widac bylo, ze sie jej nigdzie nie spieszy. Rebus podszedl blizej i kiwnal glowa na powitanie.
– Tak myslalam, ze cie tu zobacze – powiedziala tylko. Rebus stanal obok i tez polozyl reke na dachu samochodu. – Dostales opieprz, co?
– Powiedzialem Gill, ze przepisy tego nie zabraniaja.
– Widziales Marra?
Rebus przytaknal.
– I co sie dzieje? – zapytal.
– Jedzie z Carswellem do Jalowcow. Powiedzial, ze chce porozmawiac z Balfourem i cos mu wyjasnic.
– Co mianowicie?
– Pewnie sie w swoim czasie dowiemy.
– Nie sadze, zeby sie chcial przyznac do morderstwa.
– Pewnie nie – potwierdzila.
– Tak sobie pomyslalem… – Rebus zawiesil glos.
Odwrocila wzrok od maserati, ktorym Carswell staral sie zawrocic na waskiej szosie.
– Tak?
– O tej ostatniej wskazowce do Rygorow. Masz jakies nowe pomysly? – Rygory, ograniczenia obowiazujace w miejscu odosobnienia. A przeciez niewiele jest miejsc tak scislego odosobnienia jak grob…
Zamrugala kilka razy powiekami, potem potrzasnela glowa.
– A ty? – spytala.
– Tak sie zastanawialem, czy ten box moglby znaczyc „pudlo”.
– Mhmm – zamyslila sie. – Moze.
– Mam dalej probowac?
– Nigdy nie zaszkodzi.
Maserati z rykiem ruszylo szosa. Carswell najwyrazniej zbyl gwaltownie nacisnal pedal gazu.
– Pewnie nie – kiwnal glowa Rebus. – Wybierasz sie do Jalowcow?
– Nie, wracam na St Leonard’s.
– Masz cos pilnego do roboty?
Zdjela rece z dachu samochodu i wsunela dlonie do kieszeni czarnej kurtki.
– No, tak jakby – potwierdzila.
Rebus zauwazyl, ze kluczyki trzyma w lewej dloni. Ciekawe, co ma w prawej, pomyslal.
– No to na razie pa, pa – powiedzial.
– Do zobaczenia w firmie.
– Pamietaj, ze wciaz jestem na czarnej liscie.
Wyciagnela reke z kieszeni i otworzyla drzwi samochodu.
– Jasne – odparla i wsiadla.
Rebus pochylil sie, by zajrzec do srodka, jednak ona tylko przelotnie sie usmiechnela. Silnik samochodu ozyl, on zrobil krok do tylu, a kola przez moment buksowaly w miejscu, nim trafily na twarda nawierzchnie asfaltu.
Zachowala sie dokladnie tak, jak on by na jej miejscu zrobil: zatrzymala dla siebie to, co udalo jej sie znalezc. Rebus podbiegi do swego samochodu i ruszyl za nia.
W wiosce zwolnil nieco, przejezdzajac obok chaty Bev Dodds. Wlasciwie spodziewal sie ja zobaczyc na pogrzebie. Uroczystosci pogrzebowe sciagnely troche gawiedzi, mimo ze samochody policyjne ustawione na drodze z obu stron cmentarza mialy zniechecac przypadkowych gapiow. Miejsc parkingowych w wiosce tez bylo jak na lekarstwo, choc pomyslal, ze pewnie w srody bywa tu troche luzniej [Sroda jest w Wielkiej Brytanii dniem wczesnego zamykania sklepow, juz o godzinie 13.00.]. W miejsce koslawego, recznie malowanego szyldu reklamujacego ceramike pojawila sie elegancka, profesjonalnie wykonana tablica. Rebus przyspieszyl, by nie stracic z oczu samochodu Siobhan. Trumienki wciaz jeszcze lezaly w dolnej szufladzie jego biurka. Wiedzial, ze Dodds zabiega o zwrot trumienki znalezionej przy wodospadzie. Moze w szlachetnym porywie zabierze ja dzis z biura i podrzuci tu w czwartek lub piatek. Da mu to pretekst do wizyty w biurze i jeszcze jednej proby wydobycia czegos z Siobhan – o ile, oczywiscie, w ogole tam jedzie…
Przypomnial sobie, ze pod fotelem ma pol butelki whisky. Naprawde czul potrzebe lykniecia alkoholu – w koncu to sie przeciez robi po pogrzebach. Alkohol pomaga czlowiekowi uwolnic sie od mysli, ze smierc jest czyms nieuniknionym.
– Kuszaca perspektywa – powiedzial do siebie, wsuwajac kasete do odtwarzacza. Wczesny Alex Harvey:
– Myslicie, ze to ja ja zabilem, prawda?