Rebus spojrzal na Jean.
– Czy ktos ostatnio wykazywal szczegolne zainteresowanie tymi eksponatami?
– A skad ja moge wiedziec?
– Moze jakis badacz, naukowiec albo ktos taki?
Potrzasnela glowa.
– W zeszlym roku mielismy jedna doktorantke… ale juz wrocila do Toronto.
– Istnieje jakis zwiazek? – spytala Dodds, otwierajac szeroko oczy. – Miedzy ekspozycja w muzeum a tym porwaniem?
– Nic mi nie wiadomo, zeby kogos porwano – mruknal Rebus.
– No, ale mimo wszystko…
– Pani Dodds… Bev… – Rebus przyszpilil ja wzrokiem. – To bardzo wazne, zeby ta rozmowa zostala tylko miedzy nami.
Kiedy niechetnie kiwnela glowa, Rebus pomyslal, ze bez watpienia w ciagu paru minut od ich wyjscia zadzwoni do Steve’a Holly’ego. Jego nietknieta herbata zostala w kubku.
– Powinnismy juz uciekac. – Jean podjela jego sygnal i odstawila kubek na suszarke. – Pyszna, dziekuje.
– Bardzo prosze. A ja dziekuje za kupno bransoletki. To juz moja trzecia sprzedaz dzisiaj.
Na drozce minely ich dwa samochody. Jednodniowi wycieczkowicze w drodze do wodospadu, pomyslal Rebus. A potem byc moze zatrzymaja sie przy chacie z tablica CERAMIKA i poprosza o pokazanie slynnej trumienki. I pewnie tez cos kupia…
– O czym myslisz? – spytala Jean, wsiadajac do samochodu i ogladajac w swietle kupiona bransoletke.
– O niczym – sklamal.
Postanowil przejechac przez wioske. BMW i rover suszyly sie teraz w popoludniowym sloncu. Pod chata Bev Dodds zatrzymala sie para z dwojka dzieci. Ojciec rodziny trzymal kamere wideo. Rebus przepuscil kilka samochodow jadacych glowna droga, potem skrecil w kierunku Bloni. Na trawie przed domami trzech chlopcow – byc moze byli wsrod nich ci dwaj, ktorych widzial tu poprzednio – gralo w pilke. Rebus zatrzymal sie, opuscil szybe i zawolal. Podniesli glowy i spojrzeli na niego, nie kwapiac sie, by przerwac zabawe. Oswiadczyl Jean, ze zajmie mu to tylko sekunde i wysiadl z samochodu.
– Czesc, chlopaki – powiedzial.
– Cos pan za jeden? – Pytajacy byl chudy jak szczapa, z wystajacymi zebrami i koscistymi rekami zakonczonymi zacisnietymi w piesci dlonmi. Wlosy mial ogolone przy skorze i kiedy tak patrzyl, mruzac oczy pod slonce, cale jego metr czterdziesci bylo czysta skondensowana agresja i nieufnoscia.
– Jestem z policji.
– Nic nie zrobilismy.
– To gratuluje.
Chlopak z calej sily kopnal pilke. Rabnela jednego z pozostalych chlopcow w udo, co u trzeciego z nich wywolalo wybuch smiechu.
– Ciekaw jestem, czy wiecie moze cos o tych kradziezach, o ktorych mi mowiono?
Chlopak spojrzal na niego spode lba.
– Czep sie pan – powiedzial.
– Z przyjemnoscia, synu. Gdzie chcialbys, zebym sie czepil? Za twoj kark czy moze za jaja? – Chlopak staral sie pogardliwie usmiechac. – A moze opowiecie mi cos o wandalach, ktorzy wysmarowali drzwi w kosciele?
– Nie – odparl chlopak.
– Nie? – Rebus wydawal sie zdziwiony. – Dobra, no to jeszcze jedna, ostatnia proba… A jak to bylo z ta znaleziona trumienka?
– Znaczy, o co chodzi?
– Widzieliscie ja?
Chlopak potrzasnal glowa.
– Chick, powiedz mu, zeby spadal – poradzil mu jeden z kumpli.
– Chick? – Rebus pokiwal glowa na znak, ze zapamietuje sobie to imie.
– W ogole jej nie widzialem – oswiadczyl Chick. – W zyciu bym tam do niej nie poszedl.
– Dlaczego?
– Bo jest, kurwa, walnieta – zasmial sie Chick.
– W jakim sensie walnieta?
Chick powoli tracil cierpliwosc. Jednak dal sie wmanewrowac w rozmowe i odpowiedzi na pytania, choc wcale mu sie to nie podobalo.
– Walnieta jak wszystkie.
– Wszystkie to kupa pojebcow – dodal kolega, przychodzac mu w sukurs. – Dawaj, Chick, odpalamy. – Chlopcy odbiegli, zabierajac z soba po drodze pilke i trzeciego kolege. Przez chwile Rebus patrzyl za nimi, ale Chick sie nie odwrocil. Wrocil do samochodu i zobaczyl, ze okno po stronie Jean jest otwarte.
– No dobra – powiedzial – wiec nie jestem mistrzem w przepytywaniu uczniakow.
Usmiechnela sie.
– Co on mial na mysli, mowiac, ze to kupa pojebcow?
Rebus wlaczyl zaplon i popatrzyl na nia.
– Chcial powiedziec, ze im sie wszystkim w glowach… – Nie musial dodawac ostatniego slowa, bo Jean i tak juz wiedziala, co chcial powiedziec.
Tego samego dnia poznym wieczorem poszedl pod dom Philippy Balfour. Wciaz jeszcze mial w kieszeni pek kluczy do jej mieszkania, ale po tym, co sie wydarzylo, nie mial zamiaru wchodzic do srodka. Ktos zamknal okiennice w jej sypialni i salonie, i za dnia w mieszkaniu musialo byc zupelnie ciemno.
Mijal tydzien od jej znikniecia i na ten wieczor zaplanowano rekonstrukcje wydarzen. Mloda policjantke o wygladzie zblizonym do zaginionej studentki ubrano w rzeczy, jakie Flipa mogla miec na sobie tamtego wieczoru. W jej szafie brakowalo kupionego niedawno T-shirta Versace, policjantka wlozyla wiec taki sam. Miala wyjsc z kamienicy na ulice i zostac obfotografowana przez czekajacych pod domem reporterow, potem szybkim krokiem przejsc do konca uliczki i wsiasc do czekajacej taksowki, specjalnie w tym celu sprowadzonej; potem z niej wysiasc i ruszyc piechota pod gore w kierunku centrum. Podczas calej tej drogi mieli jej towarzyszyc fotoreporterzy i mundurowi policjanci, ktorych zadaniem bylo zatrzymywanie przechodniow i przejezdzajacych samochodow i zadawanie im wczesniej przygotowanych pytan. Policjantka miala w ten sposob przejsc, az do baru na Stronie Poludniowej…
Dwie ekipy telewizyjne – jedna z BBC i druga z telewizji szkockiej – szykowaly sie do sfilmowania rekonstrukcji zdarzen, by moc potem pokazac migawki w wiadomosciach.
Wszystko to bylo troche na sile, by pokazac, ze policja jednak cos w tej sprawie robi.
I nic wiecej.
Rebus napotkal wzrok Gill Templer stojacej po drugiej stronie ulicy, co potwierdzila lekkim wzruszeniem ramion, po czym wrocila do rozmowy z zastepca komendanta, Colinem Carswellem. Wygladalo, ze zastepca komendanta pragnie osobiscie dopilnowac paru szczegolow. Rebus nie mial watpliwosci, ze przynajmniej raz padna slowa o „szybkim dotarciu do konkluzji”. Z dawnych czasow wiedzial, ze Gill Templer objawia irytacje nerwowym przebieraniem w sznurze perel, ktory czasami nosila. Dzis tez je miala na szyi i widzial, ze wsunela pod nie palec i przesuwa nim tam i z powrotem. Przypomnialy mu sie bransoletki Dodds i slowa chlopaka imieniem Chick, ze jest, kurwa, walnieta”… Tomiki
6
W poniedzialek rano Rebus zabral do pracy wycinki prasowe od Jean. Na biurku lezaly trzy karteczki z wiadomosciami o telefonach od Steve’a Holly’ego i odreczna notka napisana reka Gill Templer, ze wizyte u lekarza