– Obawiam sie, ze nie mam dla ciebie niczego poza wiedza historyczna – powiedziala nagle. – Pytalam wszystkich dookola, ale nikt sobie nie przypomina, by ktos kiedys wykazywal szczegolne zainteresowanie tymi trumienkami, jesli nie liczyc pojedynczych studentow i turystow. Przez jakis czas trumienki stanowily prywatna kolekcje, potem przekazano je w darze Towarzystwu Archeologicznemu, ktore z kolei przekazalo je do muzeum. – Wzruszyla ramionami. – Niewiele ci pomoglam, co?

– Jean, w takiej sprawie jak ta, kazdy drobiazg moze sie przydac. Jezeli nawet nie daje nowej wiedzy, to moze pomoc, zeby cos wykluczyc.

– Cos mi sie zdaje, ze te kwestie wypowiadales juz nieraz.

Teraz on sie usmiechnal.

– Moze tak, ale to nie znaczy, ze nie wierze w to, co mowie. Masz dzis czas popoludniu?

– A bo co? – Bawila sie nowa bransoletka, kupiona od Bev Dodds.

– Bo wybieram sie do eksperta w sprawie tych wspolczesnych trumienek, wiec rys historyczny moglby sie przydac. – Przerwal i spojrzal w dol na Edynburg. – Jezu, jakiez to piekne miasto, prawda?

Popatrzyla na niego.

– Mowisz tak, bo ci sie zdaje, ze chce cos takiego uslyszec?

– Co?

– Tamtego wieczoru, kiedy stalismy na Moscie Polnocnym, odnioslam wrazenie, ze nie jestes specjalnie zachwycony widokiem miasta.

– Bo prawda jest taka, ze zawsze patrze, ale nie zawsze widze. A teraz akurat widze. – Znajdowali sie na zachodnim zboczu wzgorza, mieli wiec u swych stop niecala polowe miasta. Rebus wiedzial, ze gdyby wspieli sie wyzej, przed ich oczami roztoczylaby sie pelna panorama wokol. Ale nawet stad widok byl juz wystarczajaco piekny. Na pierwszym planie dominowaly iglice wiez koscielnych, kominy i kolorowe spady dachow, dalej widac bylo Wzgorza Pentland na poludniu i zatoke Firth of Forth na polnocy, a za nia w oddali linie brzegowa Fife.

– Moze widzisz – powiedziala z usmiechem i wspinajac sie lekko na palce, wychylila sie do przodu i musnela wargami jego policzek. – Najlepiej miec to od razu z glowy – dodala cicho.

Rebus pokiwal glowa w milczeniu, bo zupelnie nie wiedzial, co powiedziec. Dopiero kiedy znow ja przebiegly dreszcze i oswiadczyla, ze robi jej sie zimno, odezwal sie:

– Na tylach St Leonard’s jest kawiarnia. Zapraszam i stawiam. I zebys wiedziala, ze wcale nie z przyczyn altruistycznych, tylko dlatego, ze chce cie prosic o pewna wielka przysluge.

Wybuchla smiechem, potem klepnela sie dlonia w usta i zaczela przepraszac.

– A co ja takiego powiedzialem? – zapytal.

– Nic, tylko ze Gill mnie uprzedzala, ze tak bedzie. Powiedziala, ze jak sie bede z toba zadawala, to musze byc przygotowana na rozne prosby o „wielkie przyslugi”.

– Naprawde?

– No i miala racje, prawda?

– Nie do konca. Bo chce cie prosic nie o zwyczajnie wielka przysluge, tylko o przysluge naprawde ogromna…

Siobhan ubrala sie w podkoszulek, golf i bezrekawnik z czystej welny. Miala tez na sobie stare sztruksowe spodnie z nogawkami wetknietymi u kostek w dwie pary grubych skarpet. Jej stare traperki po oczyszczeniu i napastowaniu wygladaly jeszcze calkiem znosnie. Juz od lat nie miala na sobie nieprzemakalnego skafandra i uznala, ze nadarza sie idealna okazja, by sie z nim przeprosic. Stroj uzupelniala czapka z pomponem i plecak, do ktorego schowala skladana parasolke, telefon komorkowy, butelke wody i termos z herbata z cukrem.

– Jestes pewna, ze masz wszystko co trzeba – rozesmial sie Hood na jej widok. Sam ubrany byl w dzinsy i adidasy, a jego zolta przeciwdeszczowa peleryna wygladala jak prosto ze sklepu. Wystawial twarz do slonca, a promienie odbijaly mu sie od przeciwslonecznych okularow.

Zaparkowali samochod w zatoce przy szosie, skad musieli pokonac plot i ruszyc po polu najpierw lagodnie wznoszacym sie w gore, a potem przechodzacym w strome zbocze. Zbocze bylo zupelnie gole, jesli nie liczyc kep ostow i sterczacych tu i owdzie pojedynczych skalek.

– Jak sadzisz? – spytal Hood. – Do szczytu godzina?

Siobhan zarzucila plecak na ramiona.

– Jak dobrze pojdzie.

Ich przechodzeniu przez plot przygladalo sie stado owiec. Wzdluz gornej krawedzi plotu biegl drut kolczasty, na ktorym miejscami widac bylo kepki szarej welny. Hood podsadzil Siobhan, potem sam przelazl przez plot, chwytajac sie za pionowy slupek.

– Mamy niezla pogode na taka eskapade – powiedzial, kiedy rozpoczeli droge w gore. – Myslisz, ze Flipa mogla ja odbyc calkiem sama?

– Nie mam pojecia – przyznala Siobhan.

– Bo moim zdaniem to nie bylo w jej stylu. Mysle, ze jakby zobaczyla to zbocze, to juz chwile pozniej siedzialaby z powrotem w swoim golfie GTi.

– Tyle tylko, ze ona w ogole nie miala samochodu.

– Slusznie. To wobec tego, jak sie tu dostala?

To tez byla sluszna uwaga: rzeczywiscie znajdowali sie w zupelnej gluszy. Jedynymi sladami ludzkiej obecnosci byly nieliczne i z rzadka rozrzucone miasteczka widziane po drodze i zdarzajace sie od czasu do czasu pojedyncze chalupy i zabudowania gospodarcze. Znajdowali sie zaledwie okolo szescdziesieciu kilometrow od Edynburga, ale z tej perspektywy miasto zdawalo sie tylko mglistym wspomnieniem. Siobhan pomyslala, ze pewnie kursuja tu jakies autobusy i jesli Flipa rzeczywiscie tu byla, musiala skorzystac z czyjejs pomocy.

– Moze wziela taksowke – zastanowila sie.

– Bylby to kurs latwy do zapamietania.

– To prawda. – Mimo wystosowania publicznego apelu o pomoc i opublikowania w gazetach wielu zdjec Flipy, nie zglosil sie zaden taksowkarz. – Wiec moze jakis jej kolega, ktos, na kogo jeszcze nie trafilismy?

– Mozliwe – rzekl Hood, jednak w jego glosie slychac bylo powatpiewanie. Zauwazyla, ze jego oddech stawal sie coraz ciezszy. Chwile pozniej zatrzymal sie, sciagnal peleryne i zlozywszy ja, wsadzil sobie pod ramie. – Nie mam pojecia, jak ty wytrzymujesz w tych wszystkich ciuchach – powiedzial z rozdraznieniem w glosie.

Siobhan zdjela czapke i rozsunela suwak skafandra.

– A tak lepiej? – spytala.

Wzruszyl tylko ramionami i nic nie powiedzial.

Droga pod gore stala sie tak stroma, ze zaczeli sie posuwac na czworakach, podpierajac sie rekami i szukajac stopami punktow oparcia, kamieniste podloze zas co chwile osuwalo sie pod ich ciezarem. Siobhan zatrzymala sie, by odsapnac. Usiadla, zginajac kolana i zapierajac sie pietami o podloze, i siegnela po butelke z woda.

– Co, juz spuchlas? – spytal Hood, zatrzymujac sie kilka metrow wyzej.

Wyciagnela ku niemu butelke, ale on przeczaco pokrecil glowa i ruszyl w dalsza droge. Widziala, jak we wlosach lsnia mu kropelki potu.

– To nie wyscig, Grant – zawolala za nim, ale nie odpowiedzial. Po uplywie niecalej minuty wstala i ruszyla za nim. Grant wyraznie sie od niej oddalal. No i tak wyglada wspolpraca w zespole, pomyslala. Byl jak wielu mezczyzn, ktorych znala wczesniej: ulegajacy zapalowi, ale nie potrafiacy okreslic przyczyn tego zapalu. Wygladalo to jej na samczy instynkt, podstawowy poped nie majacy racjonalnego wytlumaczenia.

Stromizna zaczynala troche lagodniec. Hood wyprostowal sie, podparl pod boki i lapiac oddech, uniosl glowe, by rozejrzec sie wokol. Siobhan patrzyla, jak sie potem pochyla i probuje splunac, ale mu sie to nie udaje, bo zbyt lepka slina zwisa mu u ust kleista nitka i nie chce sie oderwac. Wyciagnal z kieszeni chustke i wytarl usta. Zrownala sie z nim i znow podala mu butelke.

– Napij sie – zaproponowala. Przez chwile wygladalo, ze znow odmowi, jednak w koncu pociagnal lyka. – Zaczyna sie chmurzyc. – Siobhan z wiekszym zainteresowaniem rozgladala sie po niebie niz po okolicy. Zbierajace sie chmury byly ciezkie i olowiane. Zdumiewajace, jak pogoda w Szkocji potrafi sie raptowne zmieniac. Takze temperatura spadla o dwa lub trzy stopnie, moze nawet o wiecej. – Chyba pokropi – dodala, a Hood pokiwal glowa i oddal jej butelke.

Spojrzala na zegarek i stwierdzila, ze sa w drodze juz dwadziescia minut. Zakladajac, ze zejscie w dol pojdzie im szybciej, znaczylo to, ze na dojscie do samochodu potrzebuja okolo pietnastu minut. Popatrzyla w gore i pomyslala, ze do szczytu maja tez okolo pietnastu, dwudziestu minut. Hood ze swistem wypuscil z siebie

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату