– Ale mamy do czynienia z jakims kontekstem historycznym, czy tak?

– Tego nie wiemy. I to wlasnie probujemy dzis ustalic.

Otworzyly sie wewnetrzne drzwi i stanal w nich jakis mezczyzna. Mial okolo piecdziesiatki i ubrany byl w ciemny garnitur, snieznobiala koszule i srebrzysty krawat. Mial krotko przyciete srebrzyste wlosy i blada, pociagla twarz.

– Pan Hodges? – zapytal Rebus, a mezczyzna lekko sie sklonil. Rebus podal mu reke. – Rozmawialismy telefonicznie. Detektyw inspektor John Rebus – powiedzial i przedstawil pozostalych.

– Musze powiedziec, ze jest to jedna z najbardziej niezwyklych prosb, z jakimi sie do mnie zwrocono. – Pan Hodges mowil niemal szeptem. – Niemniej, w moim gabinecie czeka na panstwo pan Patullo. Czy moge zaproponowac filizanke herbaty?

Rebus zapewnil go, ze to zbyteczne i poprosil, by ich poprowadzil do gabinetu.

– Jak juz panu mowilem przez telefon, panie inspektorze, w dzisiejszych czasach wiekszosc trumien montuje sie z elementow na czyms w rodzaju tasmy montazowej. Pan Patullo jako stolarz nalezy do wyjatkow. Wykonuje cale trumny na indywidualne zamowienia. Od wielu lat korzystamy z jego uslug, w kazdym razie od czasu, kiedy ja tu pracuje. – Korytarz, ktorym szli, byl podobnie jak sala recepcyjna wylozony drewniana boazeria i pozbawiony dostepu swiatla dziennego. Hodges otworzyl jakies drzwi i przepuscil ich przodem. Gabinet byl przestronny i wolny od wszelkich ozdob. Rebus sam nie wiedzial, czego oczekiwac – wzorow kart kondolencyjnych, moze fotografii trumien. Jedyna oznaka tego, ze znajduja sie w gabinecie przedsiebiorcy pogrzebowego, byl brak jakichkolwiek oznak. Gabinet urzadzony byl z dyskretna prostota. Klienci nie chcieli, by im przypominac o celu ich wizyty, a przedsiebiorcy pogrzebowemu zapewne nie zalezalo, by jego klienci co chwile wybuchali placzem.

– Zostawie panstwa samych – powiedzial Hodges, zamykajac drzwi.

Mimo iz w gabinecie bylo dosc miejsc siedzacych, zastali Patullo stojacego pod oknem z matowymi szybami. Trzymal plaski tweedowy kaszkiet i przebieral palcami po jego krawedzi. Mial kosciste palce obciagniete skora wygladem przypominajaca pergamin. Rebus pomyslal, ze stolarz jest dobrze po siedemdziesiatce. Mimo to na glowie mial dosc bujna jeszcze siwa czupryne, a jego oczy patrzyly jasnym, choc czujnym spojrzeniem. Byl juz jednak mocno przygarbiony, a dlon, ktora podal Rebusowi, lekko drzala.

– Witam pana, panie Patullo – odezwal sie Rebus. – Jestem panu szczerze zobowiazany, ze zechcial sie pan z nami spotkac.

Patullo wzruszyl ramionami, a Rebus raz jeszcze przedstawil wszystkich obecnych, po czym poprosil, by usiedli. Mial trumienki w plastikowej torbie i teraz wyjal je i ulozyl na lsniacym czystoscia biurku Hodgesa. Byly cztery: z Perth, z Nairn, z Glasgow i ta najnowsza z Kaskad.

– Chcialbym prosic, zeby sie pan im przyjrzal – zwrocil sie do Patullo – i opowiedzial nam, co pan widzi.

– Widze pare malutkich trumien. – Glos Patullo brzmial chrapliwie.

– Mialem na mysli standard wykonania.

Patullo siegnal do kieszeni po okulary, potem podszedl i pochylil sie nad biurkiem.

– Jesli pan chce, prosze je wziac do reki – powiedzial Rebus, a Patullo poslusznie zabral sie do uwaznych ogledzin.

– Uzyl gwozdzikow tapicerskich i stolarskich – zauwazyl. – Spoiny sa troche nierowne, ale przy tej skali…

– To znaczy?

– No wie pan, przy tej wielkosci trudno oczekiwac spoin na wpusty – powiedzial i wrocil do ogledzin. – Chce pan wiedziec, czy te pudelka wykonal trumniarz?

Rebus kiwnal glowa, a on odparl:

– Nie sadze. Zrobil je ktos znajacy sie troche na rzeczy, ale nie zanadto. Proporcje sa niewlasciwe, ksztalt jest za bardzo rombowaty. – Po kolei odwrocil trumienki i przyjrzal sie im od spodu. – Widzi pan tu slady po olowku, ktorym obrysowywal sobie ksztalt?

Rebus potwierdzil.

– Najpierw wymierzyl, potem przycial reczna pilka. To w ogole nie bylo heblowane, przetarte tylko papierem sciernym. – Spojrzal na Rebusa znad okularow. – Chce pan wiedziec, czy wszystkie wyszly spod jednej reki?

Rebus ponownie przytaknal.

– Ta jest troche bardziej koslawa – powiedzial Patullo, biorac do reki trumienke z Glasgow. – I zrobiona z innego drewna. Cala reszta jest z sosny, ta jest z drewna balsowego. Ale spoiny sa takie same, wymiary tez.

– Zatem mysli pan, ze to ta sama osoba?

– Jesli nie musze reczyc glowa, to tak. – Patullo wzial do reki nastepna z trumienek. – Na przyklad w tej proporcje sa inne i spoiny nie sa takie dokladne. Wiec albo robil to w pospiechu, albo powiedzialbym, ze zrobil ja kto inny.

Rebus sprawdzil. Patullo trzymal trumienke z Kaskad.

– Wiec mamy dwoch roznych winowajcow? – odezwala sie Wylie, a kiedy Patullo twierdzaco pokiwal glowa, z glosnym sykiem wypuscila powietrze i uniosla oczy ku gorze. Dwoch winowajcow oznaczalo dwa razy wiecej pracy i o polowe mniejsza szanse na sukces.

– Moze replika? – podsunal Rebus.

– Tego to ja juz nie wiem – wzruszyl ramionami Patullo.

– No to mozemy teraz… – odezwala sie Jean Burchill, siegnela reka do torby na ramieniu, wyciagnela z niej drewniana szkatulke i otworzyla ja. Wewnatrz znajdowala sie owinieta w bibulke jedna z trumienek z Arthur’s Seat. Rebus wyprosil to u Jean i wyciagajac trumienke ze szkatulki, kobieta spojrzala na niego wymownie. Jej wzrok raz jeszcze poswiadczyl to, co mu wczesniej powiedziala w kawiarni: ze w ten sposob kladzie na szale swoja prace w muzeum. Gdyby sie wydalo, ze potajemnie wynosi z muzeum jeden z eksponatow, lub gdyby cos mu sie stalo… zostalaby z miejsca wyrzucona z pracy. Rebus kiwnal glowa na znak, ze pamieta, a Jean wstala i polozyla trumienke obok innych na biurku.

– Z ta prosze ostroznie – ostrzegla Patullo.

Devlin i Wylie podniesli sie z miejsc, by lepiej widziec.

– O moj Boze – sapnal Devlin. – Czy ja sie dobrze domyslam?

Jean kiwnela glowa, a Patullo nie wzial trumienki do reki, tylko pochylil sie nad nia tak nisko, ze niemal dotknal jej nosem.

– Chcielibysmy wiedziec – odezwal sie Rebus – czy panskim zdaniem trumienki, ktore pan wczesniej ogladal, stanowia kopie tej.

Patullo potarl sobie policzek.

– Ta ma duzo prostsza budowe. Tez jest przyzwoicie zrobiona, ale scianki sa duzo prostsze. Nie ma ksztaltu, jaki dzis nadaje sie trumnom. Wieczko ozdobiono zelaznymi cwiekami. – Znow potarl sobie policzek, potem wyprostowal sie i oparl o krawedz biurka. – Tamte nie sa kopiami tej. Tylko tyle moge powiedziec.

– Nigdy nie widzialem ich inaczej niz przez szybe gabloty muzealnej – oznajmil Devlin, przysuwajac sie do biurka i zajmujac miejsce Patullo. Potem spojrzal na Jean i dodal: – Wie pani, ze mam swoja teorie, co do tego, kto je zrobil?

Jean uniosla brwi.

– Mianowicie?

Devlin nie odpowiedzial i zwrocil sie do Rebusa.

– Pamieta pan ten portret, ktory panu pokazywalem? Doktora Kenneta Lovella? – Kiedy Rebus przytaknal, Devlin znow zwrocil sie do Jean. – Lovell byl anatomem, ktory przeprowadzil sekcje zwlok Burke’a. I o ile mi wiadomo, reszte zycia spedzil z brzemieniem winy z powodu tej calej sprawy.

To Jean wyraznie zainteresowalo.

– Czy to znaczy, ze kupowal zwloki od Burke’a?

Devlin potrzasnal przeczaco glowa.

– Nie ma na to zadnych historycznych dowodow. Jednak pewnie jak wiekszosc owczesnych anatomow kupowal zwloki i nie zadawal zbyt wielu pytan, co do ich pochodzenia. No i wlasnie chodzi o to – Devlin oblizal wargi – ze nasz doktor Lovell interesowal sie tez stolarka.

– Profesor Devlin – wtracil Rebus – posiada stol wykonany przez niego.

– Lovell byl uczciwym czlowiekiem – ciagnal dalej Deblin – i dobrym chrzescijaninem.

– I zostawil trumienki na Arthur’s Seat dla uczczenia ofiar? – spytala Jean.

Devlin wzruszyl ramionami i spojrzal po obecnych.

– Oczywiscie nie mam na to zadnych dowodow… – zamilkl, jakby dochodzac do wniosku, ze takie podniecanie

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату