sie troche mu nie przystoi.

– To ciekawa teoria – przyznala Jean, jednak Devlin tylko wzruszyl ramionami. Pomyslal pewnie, ze go jedynie poklepuje po plecach.

– No wiec, jak juz mowilem, jest to calkiem niezle zrobione – powtorzyl Patullo.

– Istnieja tez inne teorie – dodala Jean – ktore glosza, ze trumienki na Arthur’s Seat zostawily czarownice albo marynarze.

Patullo pokiwal glowa.

– Wsrod marynarzy bywalo wielu dobrych ciesli i stolarzy. Czasami bralo sie to z koniecznosci, a czasami sluzylo do zabicia czasu podczas dlugich rejsow.

– No coz – powiedzial Rebus – raz jeszcze serdecznie dziekujemy za poswiecenie nam czasu. Czy mozemy pana podwiezc do domu?

– Dziekuje, poradze sobie.

Pozegnali sie i Rebus poprowadzil cala grupe do kawiarni Metropole, gdzie wszyscy sciesnili sie przy jednym stole i zamowili kawy.

– No to krok do przodu, dwa kroki do tylu – powiedziala Wylie.

– Dlaczego tak myslisz? – spytal Rebus.

– Bo jesli nie ma zwiazku miedzy trumna z Kaskad a pozostalymi, to uganiamy sie za fantomem.

– Ja tak tego nie widze – wtracila Jean. – Moze nie powinnam zabierac glosu, ale wydaje mi sie, ze ten, kto zostawil trumienke w Kaskadach, musial skads ten pomysl zaczerpnac.

– Zgoda – potwierdzila Wylie – ale nie sadzi pani, ze znacznie bardziej prawdopodobne jest to, ze zrodlem pomyslu bylo muzeum?

Rebus popatrzyl na Wylie.

– Zmierzasz do tego, ze powinnismy dac sobie spokoj z tymi czterema poprzednimi przypadkami, tak?

– Chce powiedziec, ze zajmowanie sie nimi ma sens tylko wtedy, jesli istnieje jakis zwiazek miedzy nimi a trumna z Kaskad. Oczywiscie przy zalozeniu, ze ta z kolei ma jakis zwiazek ze zniknieciem Balfour. A przeciez nawet tego nie wiemy na pewno. – Rebus otworzyl usta, by cos powiedziec, jednak ona nie dopuscila go do glosu. – I jezeli teraz pojdziemy z tym do komisarz Templer, tak jak powinnismy, to ona na pewno powie to samo. Powie, ze w naszych dzialaniach coraz bardziej oddalamy sie od sprawy Philippy Balfour. – Uniosla filizanke do ust i pociagnela lyk herbaty.

Rebus spojrzal na Devlina.

– A co pan o tym mysli, profesorze?

– Niestety musze sie zgodzic, choc znaczy to oczywiscie, ze znow zapadne w mrok samotnosci starego emeryta.

– Z protokolow sekcji tez nic nie wynika?

– Jak dotad, nic. Wszystko wskazuje na to, ze w momencie wpadniecia do wody obie kobiety zyly. Na obu cialach znaleziono slady urazow, ale nie ma w tym nic dziwnego. W rzekach zdarzaja sie kamienie, wiec przebywajac w wodzie, ofiara mogla sie o nie poobijac. Jesli chodzi o ofiare z Nairn, to zarowno przyplywy, jak i morska fauna potrafia straszliwie pokiereszowac cialo, szczegolnie jesli ofiara przebywa w wodzie przez dluzszy czas. Przykro mi, ze nie moge niczego wniesc.

– Wszystko sie moze przydac – odezwala sie Jean. – Nawet jezeli nie wnosi sie niczego nowego, to mozna pomoc w wyeliminowaniu czegos zbednego.

Spojrzala na Rebusa w nadziei, ze ta parafraza jego slow wywola usmiech, jednak on myslami byl gdzie indziej. Martwilo go to, ze Wylie moze miec racje. Cztery trumienki wykonane przez te sama osobe i jedna zrobiona przez kogos innego oraz brak zwiazku miedzy tymi dwiema osobami. Czul przez skore, ze cos je z soba laczy, tyle ze to „cos” nie wystarczy, by przekonac kogos takiego jak Wylie. Czasami, niezaleznie od wszystkiego, trzeba zawierzyc instynktowi. Jego zdaniem tak wlasnie bylo teraz, watpil jednak, by Wylie dala sie przekonac.

I trudno sie bylo dziwic.

– To moze na zakonczenie zechcialby pan jeszcze raz to przejrzec.

– Z najwieksza przyjemnoscia – odparl profesor, sklaniajac glowe.

– I moze porozmawiac z patologami, ktorzy wykonywali te sekcje. Mogli cos zapamietac…

– Absolutnie.

Rebus zwrocil sie do Wylie.

– A ty zloz raport komisarz Templer. Opowiedz jej o tym, co zrobilismy. Na pewno znajdzie dla ciebie cos do roboty w zasadniczym nurcie sledztwa.

Wyprostowala sie.

– Czy to znaczy, ze ty sie nie poddajesz?

Przez usmiech Rebusa przebijalo zmeczenie.

– Jestem bliski poddania. Ale jeszcze nie przez pare dni.

– I co przez te pare dni bedziesz robil?

– Utwierdzal sie w przekonaniu, ze to slepy zaulek.

Widzial z miny Jean, ze chcialaby go jakos podtrzymac na duchu, troche pocieszyc – chocby tylko sciskajac mu dlon czy wypowiadajac kilka cieplych slow. Pomyslal, ze na szczescie nie sa przy stole sami, co uniemozliwia takie gesty. Inaczej mogloby sie zdarzyc, ze chlapnalby cos niegrzecznego, na przyklad ze nie zyczy sobie zadnego wspolczucia.

Chyba ze wspolczucie to to samo, co zapadanie sie w nicosc.

Picie za dnia mialo specyficzny urok. W barze czas przestawal istniec, a wraz z nim caly zewnetrzny swiat. Tak dlugo jak czlowiek siedzial w pubie, tak dlugo czul sie niesmiertelny i ponadczasowy. A kiedy w koncu wychodzil z mroku i zanurzal sie w oslepiajacy blask dnia, wtapiajac sie w tlum przechodniow pedzacych za swoimi sprawami, swiat nabieral nowego kolorytu. W koncu wszyscy od wiekow robili to samo: alkoholem probowali zapelniac dziury w swej swiadomosci. Ale dzis nie… dzis Rebus mial zamiar ograniczyc sie tylko do dwoch drinkow. Wiedzial, ze potrafi stad wyjsc po drugim. Zostanie dluzej i wypicie trzeciego lub czwartego oznaczac bedzie pozostanie juz do zamkniecia albo do stoczenia sie na podloge. Ale dwa drinki… dwa to dobra liczba, bezpieczny numer. Usmiechnal sie na mysl, ze dobry, bezpieczny numerek moze tez znaczyc cos zupelnie innego.

Wodka z sokiem z pomaranczy: to nie jego ulubiony drink, ale nie zostawia zapachu. Po wypiciu bedzie mogl wrocic na St Leonard’s i nikt sie nawet nie zorientuje. Tylko jemu swiat bedzie sie wydawal nieco lagodniejszy. Kiedy zadzwonila komorka, w pierwszym odruchu chcial ja zignorowac, jednak jej przenikliwe brzeczenie na tyle przeszkadzalo innym gosciom, ze nacisnal guzik.

– Halo?

– No niech zgadne – odezwal sie glos Siobhan.

– Jesli ci o to chodzi, to nie jestem w zadnym pubie. – Widac akurat to stwierdzenie potrzebne bylo mlodemu czlowiekowi stojacemu przy jednorekim bandycie, by trafic wieksza wygrana, bo z automatu z ogluszajacym hurkotem posypal sie nagle strumien monet.

– Mowiles cos?

– Czekam tu na kogos.

– Miewasz czasami lepsze wymowki?

– A tak w ogole, to po co dzwonisz?

– Musze podpytac masona.

Przeslyszal sie.

– Podpytac Charlesa Mansona?

– Masona. Wiesz, takiego od dziwnych usciskow dloni i podwinietych spodni.

– Nie moge ci pomoc. Nie przyjeli mnie.

– Ale pewno paru znasz, nie?

Przez chwile milczal, po czym zapytal:

– O co ci chodzi?

Powtorzyla mu tresc ostatniej wskazowki.

– Czekaj, niech pomysle – powiedzial. – Moze Farmer?

– A on do nich nalezy?

– Sadzac po tym, jak sciska dlon.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату