– Zrobiliscie sekcje?

– Tak. Wylew krwi do mozgu.

Pojawialo sie coraz wiecej uczestnikow pogrzebu. Niektorzy przychodzili piechota, inni podjezdzali samochodami. Podjechala kolejna taksowka i wysiadl z niej Donald Devlin. Rebusowi wydalo sie, ze pod ciemna marynarka od garnituru dostrzega szary blezer. Devlin raznym krokiem pokonal schody prowadzace do kosciola i zniknal we wnetrzu.

– Wyszlo cos z jego pomocy? – zapytal Curt.

– Czyjej?

Curt kiwnal glowa w strone odjezdzajacej taksowki.

– Naszego emeryta.

– Nie bardzo. Ale zrobil, co bylo mozna.

– Czyli tyle, ile zrobilby Gates albo ja.

– Pewnie tak. – Przypomnial sobie widok Devlina pochylonego nad biurkiem i sleczacego nad protokolami, a obok Ellen Wylie, starajaca sie odsuwac od niego jak najdalej. – On kiedys byl zonaty, prawda? – zapytal.

– Tak, jest wdowcem – potwierdzil Curt. – Dlaczego pytasz?

– Tak sobie, bez powodu.

Curt spojrzal na zegarek.

– Chyba juz trzeba isc. – Zdusil papierosa pod stopa. – No to jak, idziesz?

– Chyba nie.

– A na cmentarz?

– Chyba tez dam sobie spokoj. – Rebus spojrzal w gore na ciezkie chmury. – Jak mawiaja Amerykanie, „inna raza”.

Curt kiwnal glowa.

– No to do zobaczenia przy jakiejs innej okazji – powiedzial.

– Na przyklad nastepnego zabojstwa – potaknal Rebus, a potem obrocil sie i ruszyl przed siebie. Przez mysl przesuwaly mu sie obrazy z kostnicy podczas autopsji. Drewniane klocki do podparcia glowy zmarlego. Rowki w plaszczyznie stalowego stolu do odprowadzania plynow organicznych. Instrumenty i sloje na organy… A potem przypomnial sobie sloje widziane w Czarnym Muzeum i uczucie potwornosci zmieszanej z fascynacja. Pewnego dnia, moze juz niezbyt odleglego, jego cialo tez sie znajdzie na tym stole, a Curt i Gates beda sie przy nim szykowac do swych codziennych czynnosci. Bo tym wlasnie stanie sie wtedy dla nich: obiektem codziennych czynnosci, rownie codziennych jak ta, ktora dokonuje sie teraz w kosciele za jego plecami. Mial nadzieje, ze choc czesc nabozenstwa odbedzie sie po lacinie. Leary byl wielkim milosnikiem mszy po lacinie i mial zwyczaj recytowac Rebusowi fragmenty lacinskiej liturgii, wiedzac, ze ten nie rozumie ani slowa.

– No ale przeciez w czasach twojej mlodosci chyba uczono laciny? – zapytal kiedys.

– Moze w szkolach dla paniczykow – odparl Rebus. – Tam, gdzie ja chodzilem, uczono obrobki drewna i metalu.

– I wychowywano na wyznawcow religii przemyslu? – spytal wtedy Leary i zasmial sie glebokim smiechem pochodzacym z glebi jego jestestwa. Takie dzwieki chcial pamietac: glosne cmokanie, gdy uwazal, ze Rebus mowi cos szczegolnie idiotycznego i ostentacyjnie glosne stekanie, kiedy przychodzilo mu sie podniesc z miejsca, by pojsc do lodowki po nastepne guinessy.

– Och, Conor – powiedzial Rebus glosno i opuscil glowe, tak by nikt z przechodniow nie mogl dostrzec zbierajacych mu sie w oczach lez.

Siobhan zadzwonila do Farmera.

– To milo znow cie uslyszec, Siobhan.

– Wlasciwie to dzwonie, zeby poprosic o przysluge, panie komisarzu. Przepraszam, ze panu zaklocam wypoczynek i spokoj domowy.

– Zapewniam cie, ze istnieje cos takiego, jak wypoczynek i spokoj domowy w nadmiarze. – Farmer zasmial sie, by nie miala watpliwosci, ze zartuje, jednak w jego glosie brzmiala tez nutka smutku.

– Wazne jest, zeby czlowiek na emeryturze staral sie zachowywac aktywny tryb zycia – powiedziala i niemal ugryzla sie w jezyk, bo zabrzmialo to jak madrzenie sie psychologa w gazetowej rubryce porad.

– Wszyscy tak mowia. – Znow sie rozesmial, a jego smiech zabrzmial jeszcze bardziej sztucznie. – Wiec, jakie mi nowe hobby proponujesz?

– Nie wiem – powiedziala, nerwowo wiercac sie na krzesle. Rozmowa wcale nie rozwijala sie tak, jak to sobie zaplanowala. Obok przy jej biurku zasiadl Grant, ktory przyciagnal sobie fotel od biurka Rebusa. Fotel byl dziwnie podobny do dawnego fotela Farmera. – Moze golf?

Teraz Grant zmarszczyl twarz, zastanawiajac sie, o czym ona, do diabla, mowi.

– Zawsze bylem zdania, ze machanie kijami psuje mily spacer po trawie – odpowiedzial Farmer.

– No, spacery tez sie na pewno panu przydadza.

– Tak sadzisz? Dzieki wielkie, ze mi przypominasz. – Glos Farmera zabrzmial zgryzliwie, a ona zupelnie nie wiedziala, czym i kiedy go urazila.

– A co do tej przyslugi… – zaczela.

– No wlasnie – przerwal jej – mow szybko, nim wybiegne na jogging.

– To cos w rodzaju hasla do zagadki.

– Chodzi o krzyzowke?

– Nie, panie komisarzu. To sprawa, ktora sie aktualnie zajmujemy. Philippa Balfour miala kilka takich zagadek do rozwiazania, a my staramy sie podazac jej sladem.

– I w czym moge ci byc pomocny?

– No wiec ta wskazowka, panie komisarzu, brzmi: A corny beginning where the mason’s dream ended. I tak sie zastanawiamy, czy slowo mason moze sie odnosic do czlonka Lozy Masonskiej.

– I ktos wam powiedzial, ze ja naleze do lozy?

Przez chwile zapadlo milczenie.

– Poczekaj, wezme cos do pisania – powiedzial w koncu. Po chwili odezwal sie i kazal jej powtorzyc haslo. – Mason przez duze „M”?

– Nie, panie komisarzu. A to ma jakies znaczenie?

– Nie wiem. Ale na ogol czlonkow lozy pisze sie przez duze M.

– Wiec to moze po prostu oznaczac kamieniarza?

– Poczekaj, nie spiesz sie. Nie powiedzialem, ze sie mylisz. Po prostu musze pomyslec. Mozesz mi dac z pol godzinki?

– Naturalnie.

– Jestes na St Leonard’s?

– Tak jest, panie komisarzu.

– Siobhan, juz nie musisz mnie tytulowac „panem komisarzem”.

– Jasne… panie komisarzu. – Usmiechnela sie. – Przepraszam, to jest silniejsze ode mnie.

Wydawalo sie, ze Farmerowi zly humor juz minal.

– No to pomysle troche nad tym i zadzwonie. Nie zblizyliscie sie nic a nic do ustalenia, co sie z nia stalo, prawda?

– Wszyscy robia co moga, panie komisarzu.

– Nie watpie, Siobhan, nie watpie. A jak Gill sobie radzi?

– Sadze, ze jest w swoim zywiole.

– Ona zajdzie bardzo daleko, Siobahn, wspomnisz moje slowa. Od Gill Templer mozna sie naprawde duzo nauczyc.

– Tak jest, panie komisarzu. To czekam na telefon.

– Na razie, Siobhan. Odlozyla sluchawke.

– Bedzie myslal – powiedziala do Granta.

– On bedzie sobie myslal, a nasz zegar tyka.

– No dobra, madralo, to posluchajmy twoich genialnych pomyslow.

Patrzyl na nia przez chwile w zadumie, potem uniosl w gore palec.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату