– Zdaje sie, ze pani komisarz tak uwaza. – Mowiac to, spojrzala na biurko i przejechala po nim dlonia, jakby scierala kurz.
Ale ja to boli, pomyslala Siobhan… Samo wypowiedzenie slow „pani komisarz” od razu przypomina jej ten nieszczesny wystep w telewizji i wzmaga zapiekla niechec.
Kiedy zadzwonil jeden z telefonow, Silvers wstal, by go odebrac.
– Nie, tu go nie ma – powiedzial do sluchawki, po czym dodal: – Chwileczke, zaraz sie dowiem. – Zaslonil dlonia sluchawke. – Ellen, nie wiesz, gdzie jest Rebus?
Wylie potrzasnela przeczaco glowa. Siobhan nie miala watpliwosci, ze na pewno jest na Arthur’s Seat… a Wylie, ktora podobno jest jego partnerka, mowi, ze nie wie. Byla pewna, ze Gill Templer go zawiadomila, a on popedzil tam jak na skrzydlach, nie zawiadamiajac Wylie. Pomyslala, ze to moze byc celowy prztyczek w nos ze strony Templer, ktora wiedziala doskonale, jak Wylie to zaboli.
– Przykro mi, nie wiemy – powiedzial Silvers do sluchawki, a potem dodal: – Tak, chwileczke. – Wyciagnal sluchawke w strone Siobhan. – Jakas pani chce z toba rozmawiac.
Idac przez sale, Siobhan bezglosnie spytala: „Kto?”, jednak Silvers wzruszyl tylko ramionami.
– Halo, posterunkowa Clarke przy telefonie.
– Siobhan, tu Jean Burchill.
– Czesc Jean, czym ci moge sluzyc?
– Czy juz ja zidentyfikowano?
– W stu procentach jeszcze nie. A skad sie dowiedzialas?
– John mi o tym powiedzial, a potem wyskoczyl i popedzil jak szalony.
Wargi Siobhan ulozyly sie bezwiednie w nieme: „O”. A wiec John Rebus i Jean Burchill… prosze, prosze.
– Mam mu powtorzyc, ze dzwonilas?
– Probowalam juz na komorke.
– Moze miec wylaczona. Czesto nie chce, zeby go odrywano w trakcie wizji.
– W trakcie czego? – spytala Jean ze smiechem.
– Wizji lokalnej na miejscu przestepstwa.
– To na Arthur’s Seat, prawda? Bylismy tam z Johnem wczoraj rano.
Siobhan spojrzala w strone Silversa. Wygladalo na to, ze pol miasta odwiedzalo ostatnio Arthur’s Seat. Potem przeniosla wzrok na Granta i zobaczyla, ze ten jak urzeczony wpatruje sie w rozlozony przed nim notes.
– Czy wiesz moze, w ktorym dokladnie miejscu na Arthur’s Seat? – spytala Jean.
– Po drugiej stronie drogi od jeziora Dunsapie Loch i troszke dalej na wschod.
Siobhan nie spuszczala wzroku z Granta, ktory tez na nia spojrzal, a potem wstal z miejsca i wzial do reki notes.
– Zaraz, to gdzie to moze byc…? – Pytanie bylo retoryczne, bo Jean probowala sobie tylko wyobrazic to miejsce. Grant wyciagnal notes w jej kierunku, jednak stal zbyt daleko, by mogla cos odczytac. Widziala tylko platanine liter i dwa slowa zakreslone kolkiem. Sprobowala wytezyc wzrok. – Ach – wykrzyknela nagle Jean – juz wiem! O ile sie nie myle, nazywaja to miejsce Pieklisko.
– Pieklisko? – powtorzyla glosno Siobhan, tak by i Grant to uslyszal, jednak on wydawal sie calkowicie zaabsorbowany czyms innym.
– Takie dosc urwiste zbocze – mowila dalej Jean – wiec moze stad sie bierze nazwa, choc oczywiscie ludowe legendy wola to przypisywac czarownicom i diablom.
– Taak – powiedziala Siobhan, przeciagajac slowo. – Jean, posluchaj, musze juz konczyc. – Patrzyla na slowa zakreslone kolkiem w notatniku Granta. Udalo mu sie rozwiazac anagram, a litery slow
Siobhan odlozyla sluchawke.
– On nas caly czas do niej prowadzil – powiedzial Grant cicho.
– Moze.
– Co to znaczy „moze”?
– Zakladasz, ze wiedzial, ze Flipa nie zyje, ale pewnosci nie mamy. Moze po prostu prowadzil nas tam tak samo jak Flipe.
– Tyle ze ona tam znalazla smierc. A kto poza Quizmasterem wiedzial, ze sie tam wybiera?
– Ktos mogl za nia isc albo nawet natknac sie na nia przypadkowo.
– Sama w to nie wierzysz – powiedzial Grant z przekonaniem.
– Wystepuje tylko w roli adwokata diabla, nic wiecej.
– To on ja zabil.
– To dlaczego mialby nas wciagac w te gre?
– Zeby nam zrobic wode z mozgu. Nie, zeby tobie zrobic wode z mozgu. A moze i cos wiecej.
– Gdyby tak bylo, to juz by mnie do tej pory zabil.
– A to dlaczego?
– Dlatego, ze nie musze juz grac dalej. Doszlam do tego miejsca co Flipa.
Pokrecil wolno glowa.
– Chcesz powiedziec, ze kiedy przysle ci wskazowke do… jak sie nazywa ten nastepny etap?
– Rygory.
Kiwnal glowa.
– Wiec jesli ci ja przysle, to juz cie nie bedzie korcilo?
– Nie.
– Nie wierze ci.
– Coz, po tym, co sie stalo, nie ma juz mowy, zebym sie gdzies ruszyla bez ochrony, a on musi sobie zdawac z tego sprawe. – Nagle cos jej przyszlo do glowy i powtorzyla: – Rygory?
– A co?
– Przeciez przyslal Flipie tego maila juz po jej zabojstwie. Wiec gdyby to on byl zabojca, to po co, na litosc boska, mialby do niej pisac?
– Bo jest psychopata.
– Nie sadze.
– Powinnas sie z nim polaczyc i zapytac.
– Zapytac, czy jest psychopata?
– Powiedziec mu, co wiemy.
– Przeciez on moze po prostu zniknac. Zastanow sie, Grant. Mozemy go minac na ulicy i nawet o tym nie wiedziec. Dla nas jest tylko imieniem i nawet to jego imie jest zmyslone.
Grant walnal piescia w biurko.
– No ale cos musimy zrobic, nie?! Lada chwila dowie sie z radia czy telewizji o odnalezieniu ciala. Wiec bedzie tez oczekiwal naszej reakcji.
– Masz racje. – Laptop w jej torbie wciaz byl jeszcze podlaczony do telefonu komorkowego. Wyciagnela oba i podlaczyla do gniazdek sieciowych dla podladowania baterii.
Ta chwila zwloki wystarczyla, by Granta opadly watpliwosci.
– Zaczekaj – powiedzial – musimy najpierw uzyskac zgode komisarz Templer.
Obrzucila go spojrzeniem.
– Wracamy do postepowania wedlug regul i stania na bacznosc, co?
Twarz mu poczerwieniala, ale kiwnieciem glowy przytaknal.
– Cos w tym rodzaju. Musimy ja najpierw zawiadomic.
Silvers i Wylie przysluchujacy sie caly czas rozmowie zorientowali sie, ze wydarzylo sie cos waznego.
– Ja jestem po stronie Siobhan – oswiadczyla Wylie. – Kuc zelazo poki gorace, i tak dalej.
Silvers byl innego zdania.
– Wiecie, czym ryzykujecie? Pani komisarz skore z was zedrze, jak sie dowie, ze robicie cos poza jej plecami.
– Niczego nie robimy poza jej plecami – mruknela Siobhan, wpatrujac sie w Wylie.
– Wlasnie, ze tak – zaperzyl sie Grant. – Siobhan, od tej chwili to jest sledztwo w sprawie morderstwa. Czas na uprawianie gier juz sie skonczyl. – Oparl sie rekami o jej biurko. – Wiec jesli wyslesz tego maila, to od tej chwili dzialasz beze mnie.