– I moze wlasnie o to mi chodzi – odburknela i od razu pozalowala.
– Milo sluchac, jak ktos szczerze mowi, co mysli – powiedzial Grant.
– Ja to tez popieram z calego serca – odezwal sie Rebus od drzwi. Na jego widok Wylie wyprostowala sie i zlozyla rece na piersiach. – Ellen, to mi przypomina, ze winien ci jestem przeprosiny. Powinienem zadzwonic.
– Niewazne – mruknela Wylie, jednak dla wszystkich obecnych bylo jasne, ze wcale tak nie mysli.
Rebus wysluchal relacji Siobhan na temat wydarzen dzisiejszego poranka – przerywanej wtracanymi przez Granta uwagami i poprawkami – a potem wszyscy popatrzyli na niego, w oczekiwaniu na to, co powie. Przeciagnal palec po krawedzi ekranu laptopa.
– Wszystko, co opowiedzialas – rzekl w zamysleniu – nalezy przedstawic komisarz Templer.
Siobhan pomyslala, ze wyraz satysfakcji na twarzy Granta nie bierze sie stad, ze ktos mu przyznal racje, tylko ze czuje sie tak, jakby zostal poglaskany i pochwalony. Wylie z kolei wygladala jak gotowa do walki z kimkolwiek i na jakikolwiek temat. Nie ulegalo watpliwosci, ze nie prezentuja sie najlepiej jako zespol majacy wspolnie prowadzic sledztwo w sprawie morderstwa.
– No dobra – powiedziala, troche ustepujac – chodzmy pogadac z komisarz Templer. – Jednak kiedy Rebus kiwnal glowa, dodala: – Ale jestem gotowa sie zalozyc, ze ty sam bys tak nie postapil.
– Ja? – odparl. – Ja bym nawet nie dotarl do tej pierwszej wskazowki. A wiesz dlaczego?
– Dlaczego?
– Bo cala ta poczta elektroniczna to dla mnie czarna magia.
Siobhan usmiechnela sie, jednak cos jej w tym momencie zaswitalo: czarna magia… trumny uzywane przez czarownice do rzucania czarow… smierc Flipy w miejscu zwanym Pieklisko.
Czyli co, czary i magia?
Zebrali sie w szostke w ciasnym pomieszczeniu na Gayfield Square: Gill Templer i Bill Pryde, Rebus i Ellen Wylie, Siobhan i Grant Hood. Jedyne miejsce siedzace zajela Gill. Siobhan wydrukowala cala korespondencje z Quizmasterem i teraz komisarz Templer w milczeniu ja przegladala. W koncu uniosla glowe.
– Czy jest jakis sposob, zeby zidentyfikowac tego Quizmastera?
– Jesli jest, to ja go nie znam – odparla Siobhan.
– To jest mozliwe – wtracil Grant. – To znaczy, nie bardzo wiem, w jaki sposob, ale wydaje mi sie, ze jest to mozliwe. Na przyklad w przypadku tych wszystkich wirusow, Amerykanie zawsze jakos potrafia dojsc do ich zrodla.
Templer kiwnela glowa.
– Tak, to prawda – powiedziala.
– W stolecznej maja komputerowy wydzial kryminalny, prawda? – ciagnal dalej Grant. – Wiec moze maja tez dostep do systemu FBI.
Templer wbila w niego wzrok.
– Myslisz, ze dalbys sobie z tym rade? – spytala.
Pokrecil przeczaco glowa.
– Lubie komputery – powiedzial – ale to juz nie moja liga. Oczywiscie chetnie moge sie tym zajac jako lacznik…
– Rozumiem. – Templer zwrocila sie do Siobhan. – A jesli chodzi o tego studenta z Niemiec, o ktorym mi mowilas…
– Tak?
– Chcialabym poznac nieco wiecej szczegolow.
– Mysle, ze to nie bedzie trudne.
Templer niespodziewanie przeniosla wzrok na Wylie.
– Mozesz sie tym zajac, Ellen?
Wylie wygladala na zaskoczona.
– Chyba tak – odpowiedziala z wahaniem w glosie.
– To znaczy, ze nas rozdzielasz? – spytal Rebus.
– Chyba, ze mnie przekonasz, ze nie powinnam.
– W Kaskadach podrzucono laleczke, teraz znaleziono cialo. Caly czas funkcjonuje ta sama prawidlowosc.
– Jesli wierzyc twojemu trumniarzowi, to nie. Jesli dobrze pamietam, stwierdzil roznych wykonawcow.
– Wiec co, uznajesz to za zbieg okolicznosci?
– Niczego nie uznaje i jesli pojawia sie jakies nowe poszlaki, ktore wskaza na istnienie zwiazku, to bedziesz mogl do tego wrocic. Ale od teraz mamy do czynienia ze sledztwem w sprawie morderstwa, a to zmienia wszystko.
Rebus spojrzal na Wylie. Wyraznie az sie w srodku gotowala – propozycja zastapienia starych protokolow autopsji odlegla sprawa tajemniczej smierci studenta nie mogla jej wprawic w zachwyt. Ale jednoczesnie nie miala zamiaru popierac Rebusa – zbyt silnie odczula niesprawiedliwosc, jaka ja dotknela.
– No wiec tak – oswiadczyla Templer, przerywajac cisze, ktora zapadla. – Jak na razie wracasz do glownego nurtu sledztwa i dolaczasz do innych. – Zebrala w stosik rozrzucone na biurku wydruki i wyciagnela je w strone Siobhan. – Mozesz jeszcze przez chwile zostac?
– Oczywiscie – odparla Siobhan. Wszyscy z przyjemnoscia opuscili duszne pomieszczenie i rozeszli sie, by zaczerpnac czystszego i chlodniejszego powietrza. Jedynie Rebus pozostal w poblizu drzwi i stal, rozgladajac sie wokol. Ktos zabral sie juz do usuwania z tablicy na scianie wiekszosci przyczepionych do niej biuletynow, faksow i fotografii. Sledztwo w sprawie osoby zaginionej dobieglo konca i atmosfera wyraznie oklapla. I to nie dlatego, ze wszyscy tak sie przejeli jej losem czy chcieli cisza uczcic pamiec zmarlej. Po prostu zmienily sie okolicznosci i nie bylo juz powodu, by sie spieszyc. Nie bylo juz tego kogos, komu dzieki pospiechowi mogliby uratowac zycie…
Kiedy zostaly same, Templer ponownie zlozyla Siobhan propozycje objecia stanowiska rzeczniczki prasowej.
– Dzieki – odparla Siobhan – ale chyba jednak nie.
Templer oparla sie plecami o oparcie fotela.
– Zechcialabys podzielic sie ze mna powodami?
Siobhan w milczeniu rozejrzala sie wokol, jakby na scianach szukajac podpowiedzi, jak ma to najlepiej wyrazic.
– Wlasciwie to nie ma zadnych – odparla w koncu, lekko wzruszajac ramionami. – Po prostu w tej chwili nie widze siebie w tej roli.
– Tylko ze pozniej ja moge nie widziec powodu, zeby ci to jeszcze raz proponowac.
– Wiem o tym. Moze chodzi o to, ze w tej chwili zbyt mocno siedze w tej sprawie i chcialabym ja kontynuowac.
– Jassne – powiedziala Templer, przeciagajac nieco „s”. – Mysle, ze miedzy nami to juz wszystko.
– Oczywiscie – odparla Siobhan, chwytajac klamke i starajac sie nie zastanawiac, co Gill jeszcze mogla miec na mysli.
– Aha, czy moglabys poprosic tu Granta?
Siobhan przez moment zawahala sie, stojac w uchylonych juz drzwiach, potem kiwnela glowa i wyszla. W drzwiach pojawila sie glowa Rebusa.
– Masz dwie sekundy, Gill?
– Nie bardzo.
Mimo to wszedl do srodka.
– Zapomnialem ci o czyms powiedziec.
– Zapomniales? – zareagowala ironicznym usmieszkiem.
Mial w reku trzy kartki papieru faksowego.
– Dostalismy to z Dublina.
– Z Dublina?
– Od naszego czlowieka nazwiskiem Declan Macmanus. Zwrocilem sie do niego o informacje na temat rodziny Costello.
Podniosla glowe i przyjrzala mu sie badawczo.
– Z jakiegos konkretnego powodu?
– Tylko tak na nosa.