– Widze, ze wiesz cos na ten temat.

– Dopiero od niedawna. A ten tunel wciaz jeszcze istnieje?

– Czesciowo.

– Chetnie bym go kiedys zobaczyl.

– Pogadaj z Devlinem.

– Naprawde?

– Jest nieoficjalnym kustoszem wczesnej historii wydzialu medycznego. Jest nawet autorem paru broszurek na ten temat. Wydanych wlasnych sumptem, ale calkiem pouczajacych.

– Nie wiedzialem. Wiem natomiast, ze dosc dobrze orientuje sie w sprawach dotyczacych Burke’a i Hare’a. Ma nawet wlasna teorie, ze to doktor Kennet Lovell byl tym, ktory zostawil trumienki na Arthur’s Seat.

– Ach, te, o ktorych ostatnio pisaly gazety? – Curt zmarszczyl czolo i zamyslil sie. – Lovell? No coz, kto mu udowodni, ze jest inaczej? – Przerwal i znow zmarszczyl czolo. – Ale to zabawne, ze akurat wspomniales o Lovellu.

– Dlaczego?

– Bo niedawno wlasnie Claire mi mowila, ze jest z nim spokrewniona. – Za drzwiami dal sie slyszec narastajacy gwar. – Oho, doktor Easton skonczyl. Wszyscy beda teraz wychodzic, wiec jak nie chcesz, zeby cie stratowali, to lepiej sie odsun.

– Tak im sie spieszy? – spytala Siobhan.

– Spieszy im sie, zeby sie jak najszybciej wyrwac na powietrze.

Tylko kilkoro studentow zaszczycilo ich przelotnymi spojrzeniami. Ci, ktorzy to zrobili, wydawali sie znac doktora Curta, bo do spojrzen dodawali uklony i usmiechy lub rzucali pod jego adresem krotkie powitania. Gdy sala juz prawie opustoszala, Curt nagle wspial sie lekko na palce.

– Claire? Masz minutke?

Byla wysoka i szczupla, z krotkimi blond wlosami i dlugim, prostym nosem. Jej oczy mialy ksztalt niemal orientalny i przypominaly skosnie ulozone migdaly. Pod pacha trzymala dwie aktowki, a w dloni telefon komorkowy. Wychodzac z sali, wpatrywala sie w wyswietlacz – sprawdzala pewnie otrzymane wiadomosci. Podeszla z usmiechem na twarzy.

– Dzien dobry, panie doktorze – powiedziala niemal radosnie.

– Claire, ci panstwo sa z policji i chcieliby z toba porozmawiac.

– Chodzi o Flipe, prawda? – Twarz jej sie wyciagnela, usmiech zniknal, a glos przybral powazne brzmienie.

Siobhan kiwnela glowa.

– Tak, tylko kilka uzupelniajacych pytan.

– Ciagle mi sie zdaje, ze to moze nie ona, ze to jakas pomylka… – Spojrzala na patologa. – Czy to moze pan…?

Curt pokrecil przeczaco glowa, co jednak bardziej oznaczalo odmowe odpowiedzi niz odpowiedz przeczaca. Rebus i Siobhan wiedzieli, ze Curt byl jednym z patologow obecnych przy sekcji zwlok Philippy Balfour. Drugim byl profesor Gates.

Claire Benzie tez musiala o tym wiedziec, bo nie spuszczala wzroku z Curta.

– Czy musial pan kiedys… no wie pan… na kims znajomym?

Curt spojrzal na Rebusa, a ten domyslil sie, ze przypomnial sobie Conora Leary.

– Nie ma takiej koniecznosci – powiedzial wymijajaco. – Jezeli cos takiego sie zdarzy, to mozna byc zwolnionym ze wzgledow emocjonalnych.

– A wiec przyznaje nam sie prawo do ludzkich odczuc?

– Tak, ale tylko wybrancom. – Uwaga ta przywolala przelotny usmiech na jej twarz.

– Wiec, w czym moge pomoc? – zwrocila sie do Siobhan.

– Wie pani, ze traktujemy smierc Flipy jako zabojstwo?

– Uslyszalam to dzis rano w wiadomosciach.

– Potrzebna nam jest pani pomoc w wyjasnieniu kilku spraw.

– Mozecie przejsc do mojego gabinetu – powiedzial Curt.

Ruszyli parami korytarzem i, idac, Rebus przygladal sie plecom Claire. Trzymala aktowki przed soba i rozmawiala z Gurtem o dzisiejszym wykladzie. Siobhan spytala go wzrokiem, o co mu chodzi, a Rebus tylko lekko potrzasnal glowa, ze nic takiego. Naprawde pomyslal jednak, ze Claire Benzie to interesujaca osobka. W dniu, w ktorym oglaszaja morderstwo jej przyjaciolki, ona jakby nigdy nic idzie na wyklad, a potem spokojnie o nim rozmawia, wiedzac jednoczesnie, ze tuz za plecami ma dwojke policjantow…

Moze dlatego, ze potrafi sie wylaczyc. Postanowila odsunac od siebie wszelkie mysli o Flipie i zastapic je codzienna rutyna. Znajdowac sobie jak najwiecej zajec, by nie wybuchnac placzem.

A moze co innego: jest totalnie zapatrzona w siebie, a smierc Flipy to jedynie drobny incydent w jej prywatnym wszechswiecie.

Rebus wiedzial, ktora z tych wersji wolalby wybrac, nie wiedzial tylko, czy okazalaby sie prawdziwa…

Doktor Curt dzielil sekretarke z profesorem Gatesem. Przeszli przez sekretariat, z ktorego prowadzilo dwoje drzwi do ich gabinetow. Curt otworzyl jedne z nich i puscil ich przodem.

– Mam pare spraw do zalatwienia – powiedzial. – Jak skonczycie, to po prostu wyjdzcie i zamknijcie za soba drzwi.

– Dzieki – odparl Rebus.

Zdawalo sie jednak, ze nagle przestalo mu sie spieszyc i ze nie ma ochoty zostawic swej studentki samej w towarzystwie dwojki detektywow.

– Wszystko w porzadku, panie doktorze, dam sobie rade – zapewnila go Claire, jakby czytajac w jego myslach. Curt kiwnal glowa i wyszedl.

Pokoj byl ciasny i zagracony. Jedna sciane zajmowala wypelniona po brzegi, oszklona szafa biblioteczna. Wszystko bylo tak zawalone ksiazkami i papierami, ze choc Rebus nie mial watpliwosci, ze gdzies tu musi byc komputer, na pierwszy rzut oka nie potrafil go zlokalizowac. Niemal wszystko pokrywaly papiery, teczki z aktami, segregatory, fachowe pisma, puste koperty…

– Zdaje sie, ze pan doktor nie lubi niczego wyrzucac, prawda? – odezwala sie Claire. – Ironia losu, jak sie pomysli, co robi z ludzkimi cialami.

Obojetny ton, jakim to powiedziala, zaskoczyl Siobhan.

– O Boze, przepraszam – wykrzyknela Claire, zaslaniajac sobie usta dlonia. – Powinni na tym wydziale dawac tez dyplom z niedelikatnosci.

A Rebusowi przyszly na mysl obrazy z sekcji, w ktorych uczestniczyl: wnetrznosci ludzkie wyrzucane do wiadra, poszczegolne organy krojone i kladzione na wage…

Siobhan stala oparta o biurko. Claire opadla na krzeslo przesaczone dla goscia, ktore wygladalo tak, jakby w latach siedemdziesiatych bylo czescia kompletu jadalnego. Rebus mial do wyboru: stac na srodku lub zajac fotel Curta. Wybral to drugie.

– No to – powiedziala Claire, kladac aktowki kolo nog na podlodze – co chcieliby panstwo ode mnie uslyszec?

– Chodzilyscie razem z Flipa do szkoly?

– Tak, przez kilka lat.

Wczesniej przejrzeli protokol z pierwszego przesluchania Claire Benzie. Rozmawiala z nia dwojka policjantow z Gayfield Square, ale niewiele z tego wyniklo.

– Potem stracilyscie kontakt?

– W zasadzie tak… moze pare listow i e-maili. A potem ona zaczela studia na historii sztuki, a ja dostalam sie na medycyne.

– I wtedy nawiazalyscie kontakt?

Claire kiwnela glowa. Siedziala z jedna noga podwinieta pod siebie i bawila sie bransoletka na lewym nadgarstku.

– Wyslalam jej maila i spotkalysmy sie.

– I od tego momentu czesto sie spotykalyscie?

– Nie za czesto. Bylysmy na roznych wydzialach, mialysmy rozny uklad zajec.

– I rozne grupy przyjaciol? – spytal Rebus.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату