– Tak, czesciowo – potwierdzila Claire.
– Czy utrzymywalas kontakty z kims innym z czasow szkolnych?
– Z kilkoma osobami.
– A Flipa?
– Chyba nie.
– Czy wiesz, w jaki sposob poznala Davida Costello? – Rebus znal odpowiedz na to pytanie – poznali sie na proszonej kolacji – byl jednak ciekaw, jak dobrze zna Davida.
– Zdaje sie, ze mowila cos o jakims przyjeciu…
– Lubilas go?
– Davida? – Zastanowila sie. – Arogancki petak, niezwykle pewny siebie.
Rebus mial niemal na koncu jezyka uwage: „Czyli zupelnie nie to, co ty”, powstrzymal sie jednak i rzucil spojrzenie Siobhan, ktora siegnela do kieszeni i wyciagnela zlozona kartke papieru.
– Claire – spytala – czy Flipa lubila gry?
– Gry?
– Gry typu RPG z podzialem na role… fabularne gry komputerowe… ewentualnie internetowe?
Zamyslila sie. W porzadku, pomyslal Rebus, tyle ze takie przerwy mozna tez wykorzystywac na szybkie wymyslanie odpowiedzi…
– W szkole mielismy klub milosnikow
– Obie nalezalyscie do niego?
– Tylko do czasu, kiedy zdalysmy sobie sprawe, ze to wlasciwie jest tylko dla chlopakow. – Zmarszczyla nos. – A przy okazji, David chyba tez w to gral w szkole.
Siobhan podala jej kartke z haslami.
– Widzialas to juz kiedys?
– A co to jest?
– To hasla z pewnej gry, w ktora Flipa grala. Dlaczego sie usmiechasz?
–
Siobhan szeroko rozwarla oczy.
– Slucham?
– Pamietam, jak wpadla na mnie w jakims barze… Boze, juz nie pamietam, gdzie to bylo. Chyba w Barcelonie. – Spojrzala na Siobhan. – To taki bar na Buccleuch Street.
Siobhan kiwnela glowa.
– Mow dalej.
– No wiec pamietam, jak… jaka byla wtedy rozesmiana… i wlasnie wtedy to powiedziala. – Claire wskazala na kartke. – Siedem pletw w gore czyni krola. Spytala, czy wiem, co to znaczy, a ja odpowiedzialam, ze nie mam pojecia. „Chodzi o linie Victoria”, odparla i wygladala na strasznie dumna z siebie.
– Nie powiedziala ci wtedy, co to znaczy?
– Wlasnie mowie, ze…
– Chodzi mi, czy ci nie powiedziala, ze to jedno z hasel w jakiejs zgadywance?
Claire potrzasnela glowa.
– Myslalam, ze… wlasciwie, to nawet nie wiem, co myslalam.
– Czy byl przy tym jeszcze ktos inny?
– Tam w pubie, nie. Wlasnie kupowalam jakies drinki przy barze, kiedy mnie dopadla.
– Sadzisz, ze powiedziala o tym jeszcze komus innemu?
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– A czy mowila ci tez o tych pozostalych haslach? – Siobhan wskazala na kartke. Czula ogromna ulge. Ta opowiastka o siedmiu pletwach oznaczala, ze Flipa miala do rozwiazania te same hasla, z ktorymi ona sie borykala. Dotychczas chwilami nekala ja mysl, ze moze Quizmaster daje jej nowe zagadki, wymyslone specjalnie dla niej. Teraz poczula sie zwiazana z Flipa jeszcze bardziej niz dotad…
– Czy ta gra ma cos wspolnego z jej smiercia? – spytala Claire.
– Tego jeszcze nie wiemy – odparl Rebus.
– I nie macie zadnych podejrzanych, zadnych… poszlak?
– Poszlak mamy mnostwo – zapewnil ja Rebus z przekonaniem w glosie. – Powiedzialas, ze uwazasz Davida Costello za aroganckiego petaka. Czy dochodzilo tez do czegos wiecej?
– Jak to?
– Slyszelismy, ze miedzy nim a Flipa zdarzaly sie ostre spiecia.
– Flipa nie pozostawala mu dluzna i potrafila odplacic tym samym. – Przerwala raptownie i zamyslila sie, a Rebus nie pierwszy raz w zyciu pozalowal, ze nie umie czytac w ludzkich myslach. – Ja uduszono, prawda?
– Tak.
– Z tego, co pamietam z wykladow z medycyny sadowej, ofiary podejmuja walke. Probuja drapac, kopac, gryzc.
– Pod warunkiem, ze sa przytomne – odparl Rebus cicho.
Claire na moment przymknela oczy. Kiedy je otworzyla, lsnily w nich lzy.
– Ucisk na arterie szyjna – dodal Rebus.
– Powodujacy przedsmiertne zasinienie? – Powiedziala to tak, jakby cytowala podrecznik medycyny sadowej. Siobhan pokiwala glowa. – Wydaje sie, jakbysmy jeszcze wczoraj chodzily razem do szkoly…
– Chodzilyscie do szkoly w Edynburgu? – spytal Rebus i odczekal, az potwierdzi kiwnieciem glowy. Podczas pierwszego przesluchania nie zadawano jej zadnych pytan o przeszlosc nie zwiazana bezposrednio z Flipa. – Twoi rodzice tez tu mieszkaja?
– Teraz tak. Ale wtedy mieszkalismy w Causland.
Rebus zmarszczyl czolo.
– Causland? – Skads znal te nazwe.
– Taka mala wioska… wlasciwie nawet bardziej osada. Jakies dwa kilometry od Kaskad.
Palce Rebusa zacisnely sie kurczowo na poreczach fotela.
– A wiec znasz Kaskady?
– Kiedys znalam.
– I Jalowce, dom Balfourow?
Kiwnela glowa.
– Przez jakis czas bylam tam nawet traktowana bardziej jak rezydentka niz jako gosc.
– A potem twoja rodzina sie stamtad wyprowadzila?
– Tak.
– Dlaczego?
– Bo moj ojciec… – przerwala. – Musielismy sie przeprowadzic ze wzgledu na jego prace.
Siobhan i Rebus wymienili spojrzenia: nie to chciala powiedziec.
– Chodzilyscie z Flipa do wodospadu? – spytal Rebus obojetnym tonem.
– Zna go pan?
Kiwnal glowa.
– Tak, bylem tam pare razy.
Na jej twarzy pojawil sie usmiech, a oczy jej sie lekko zamglily.
– Bawilysmy sie tam czesto. Udawalysmy, ze tam jest nasze zaczarowane krolestwo. Nazywalysmy je Zycie Bez Konca. Gdybysmy mogly wtedy przewidziec…
I w tym momencie puscily jej nerwy i zaczela szlochac, a Siobhan zblizyla sie, by ja pocieszyc. Rebus wyszedl do sekretariatu i poprosil sekretarke o szklanke wody, jednak, nim zdazyl wrocic, Claire juz sie opanowala. Siobhan siedziala przykucnieta obok i trzymala reke na jej ramieniu. Rebus podal jej wode, a ona wytarla sobie nos papierowa chusteczka.
– Dziekuje – powiedziala przez scisniete gardlo, tak ze zabrzmialo to bardziej jak „k-je”.
– Mysle, ze i tak jestes bardzo dzielna, noszac taki ciezar na duszy – odezwala sie Siobhan. Rebus, ktory w glebi serca zupelnie sie z tym nie zgadzal, tez pokiwal glowa. – Bardzo nam pomoglas, Claire.
– Naprawde?
Tym razem Siobhan pokiwala glowa.