pozostawial watpliwosci, ze to nic nadzwyczajnego i ze takie spotkanie nie sa jej ulubionym zajeciem. – To takie smutne. Dwie rodziny tak bolesnie dotkniete tragediami.
– Do widzenia pani – powiedzial Rebus i odlozyl sluchawke. Potem spojrzal na Siobhan.
– Inwestycje? – powtorzyla.
– A komu innemu mialby zaufac, jak nie ojcu najlepszej przyjaciolki swojej corki?
Siobhan pokiwala glowa.
– John Balfour wlasnie sie szykuje do pogrzebu swojej corki – przypomniala mu.
– To porozmawiamy z kims innym w jego banku.
Siobhan usmiechnela sie.
– Mysle, ze nawet znam kogos takiego…
Okazalo sie, ze Ranald Marr jest akurat w Jalowcach, pojechali wiec do Kaskad. Siobhan poprosila, by po drodze mogli obejrzec wodospad. Kilkoro turystow wpadlo na ten sam pomysl. Jeden z nich najpierw zrobil zdjecie zonie, potem zwrocil sie do Rebusa z prosba o sfotografowanie ich obojga. Mowil z edynburskim akcentem.
– A co tu panstwa sprowadza? – spytal Rebus obojetnym tonem.
– Pewnie to samo, co was – odparl mezczyzna, ustawiajac sie obok zony. – Tylko niech pan uwaza, zeby bylo widac ten wodospadzik.
– Chce pan powiedziec, ze przyjechali tu panstwo ze wzgledu na te trumne? – zapytal Rebus, szykujac sie do zdjecia.
– No pewno, przeciez ona juz nie zyje, nie?
– Istotnie nie zyje – potwierdzil Rebus.
– Jest pan pewien, ze dobrze nas obejmuje? – upewnil sie mezczyzna.
– Idealnie – odparl Rebus i nacisnal wyzwalacz. Pomyslal, ze kiedy wywolaja ten film, na zdjeciu nie znajda niczego poza niebem i drzewami.
– Cos panu zdradze – rzekl mezczyzna, odbierajac aparat i kiwajac glowa w strone kepy drzew. – To ona znalazla te trumne.
Na jednym z drzew wisiala nieporadnie wykonana tabliczka informujaca o Garncarstwie Bev Dodds. Na odrecznie wykonanej mapce zaznaczona byla chata i dopisana informacja o „kawie, herbacie i wyrobach garncarskich na sprzedaz”. Najwyrazniej Bev poszerzyla swoj asortyment.
– A pokazala ja panu? – zapytal Rebus, z gory znajac odpowiedz, jako ze trumienka z Kaskad lezala wraz z pozostalymi w zamknietej na klucz szafce na St Leonard’s. Bev juz kilkanascie razy probowala sie do niego dodzwonic, wiedzial jednak, o co chodzi, i na zaden z jej telefonow nie zareagowal.
Turysta ze smutkiem pokiwal glowa.
– Nie, policja polozyla na tym lape.
Rebus ze zrozumieniem pokiwal glowa.
– To gdzie sie teraz panstwo wybieraja?
– Pomyslelismy, ze warto rzucic okiem na Jalowce – wtracila zona. – Oczywiscie pod warunkiem, ze uda nam sie je odnalezc. Pol godziny sie tu krecilismy, nim trafilismy na wodospad. – Spojrzala porozumiewawczo na Siobhan. – Jeszcze tu nie wymyslili drogowskazow, co?
– Wiem dokladnie, gdzie sa Jalowce – oswiadczyl Rebus z przekonaniem. – Trzeba sie cofnac ta sama drozka i w wiosce skrecic w lewo. Po prawej stronie drogi zobaczycie osiedle zwane Blonia. Trzeba wjechac w to osiedle i zaraz po jego drugiej stronie znajdziecie Jalowce.
Mezczyzna rozpromienil sie.
– Rewelacja, wielkie dzieki.
– Nie ma sprawy – odparl Rebus. Para pomachala im na pozegnanie i z zapalem ruszyla w droge.
Siobhan podeszla do Rebusa.
– To wszystko nieprawda, co?
– Beda mieli szczescie, jak im sie uda wyjechac z Bloni z kompletem opon na kolach. – Usmiechnal sie. – To moj dobry uczynek na dzis.
Kiedy wsiedli znow do samochodu, Rebus zapytal:
– Jak to chcesz rozegrac?
– Przede wszystkim chce sie dowiedziec, czy Marr jest masonem.
– Ja sie tym zajme – powiedzial Rebus, kiwajac glowa.
– A potem, chyba przejdziemy od razu do sprawy Hugo Benziego.
Rebus nie przestawal kiwac glowa.
– To ktore z nas zadaje pytania?
Siobhan odchylila sie do tylu.
– Zdajmy sie na wyczucie, zobaczymy, kogo z nas Marr bardziej polubi. – Rebus spojrzal na nia. – A co, nie zgadzasz sie?
Potrzasnal glowa i odparl:
– Nie o to chodzi.
– A o co?
– Bo powiedzialas niemal dokladnie to, co sam bym powiedzial.
Zwrocila ku niemu glowe i spojrzala mu prosto w oczy.
– A to dla nas dobrze czy zle?
Twarz rozjasnil mu usmiech.
– Sam sie jeszcze zastanawiam – odparl, wlaczajac zaplon.
Bramy Jalowcow strzeglo dwoje policjantow w mundurach, z, ktorych jednym byla Nicola Campbell, policjantka, ktora poznal podczas pierwszej wizyty. Samochod jednego reportera stal na poboczu po drugiej stronie drogi. Reporter akurat popijal cos z, termosu. Obrzucil spojrzeniem Siobhan i Rebusa, potem spokojnie wrocil do rozwiazywania krzyzowki. Rebus opuscil szybe.
– To z podsluchem juz koniec?
– Nie ma po co, skoro to juz nie porwanie – odparla Campbell.
– A gdzie Bania?
– Wrocil do Palacu. Wyskoczylo cos nowego.
– Widze, ze jeden sep juz tu czatuje. A wampiry zadne krwi?
– Pare bylo.
– No i jeszcze pare moze sie pojawic. Kto jest w srodku? – spytal, wskazujac brame.
– Komisarz Templer i detektyw Hood.
– Szykuja nastepna konferencje prasowa – domyslila sie Siobhan.
– I ktos jeszcze? – spytal Rebus.
– Rodzice – odparla Campbell – sluzba… ktos z firmy pogrzebowej. I jakis przyjaciel rodziny.
Rebus kiwnal glowa i spojrzal na Siobhan.
– Ciekawe, czy pamietali o przesluchaniu sluzby. Czasami sluzba potrafi widziec i slyszec duzo wiecej…
Campbell otworzyla im brame.
– Sierzant Dickie z nimi rozmawial – odparla Siobhan.
– Dickie? – Rebus wlaczyl bieg i przetoczyl sie przez brame. – Ten duren wiecznie patrzacy na zegarek?
Wbila w niego wzrok.
– Zawsze chcialbys wszystko robic po swojemu, co?
– Bo nie ufam, ze ktokolwiek inny zrobi to dobrze.
– Uprzejmie dziekuje.
– Wyjatki sie zdarzaja – mruknal, na moment odrywajac wzrok od drogi.
Na podjezdzie przed domem – tym samym podjezdzie, na ktory wybiegla wtedy Jacqueline Balfour, kiedy wziela Rebusa za porywacza jej corki – staly cztery samochody.
– To alfa Granta – zauwazyla Siobhan.
– Robi za kierowce dla szefowej.
Rebus pomyslal, ze zapewne czarne volvo S40 nalezy do firmy pogrzebowej, pozostawalo wiec jeszcze brazowe maserati i zielony aston martin DB7. Nie byl pewien, ktory z nich przypisac Marrowi, a ktory Balfourowi, wiec zapytal o to glosno.