– Nie zaczynaj ze mna, Summers – ostrzegla zimno. – To nie sprawa do dyskusji. Nawet gdybym chciala jutro wyjechac, to i tak nie z toba. Jakos nie przepadam za twoim towarzystwem.

Chase ruszyl w jej kierunku, ale odsunela sie szybko.

– Moze powinnam to ujac inaczej – powiedziala. – Wystarczy, ze krzykne, a wszystkie wigwamy opustoszeja w mgnieniu oka, a wyjasnienia zostawie tobie.

– Wygralas – westchnal Chase.

Kiedy zagrozenie minelo, poczula, ze wzbiera w niej wscieklosc.

– Chyba zwariowales! Co wlasciwie zamierzales osiagnac?

Wzruszyl ramionami.

– Mala rekompensate za swoje klopoty. No i moze jeszcze pragnalem cie zmusic, abys polknela swe slowa mowiace o tym, ze nie lubisz mojego towarzystwa.

– Wiec wedlug ciebie wystarczy twoj jeden pocalunek, a ja o wszystkim zapomne? Boze, alez ty jestes zarozumialy!

– Boisz sie, ze to prawda?

– Nawet nie zamierzam odpowiadac. Nie rozumiem tez, dlaczego stoje tutaj i rozmawiam z toba. Jesli zamierzasz wyjechac, pojde po konia.

– Jednak wracasz?

– Nie – odparla z wahaniem. – Pozycze ci swego ogiera. – Modlila sie goraco o spokoj.

– Czy cos jest nie tak z Goldenrodem?

– Nie, ale…

Nie pozwolil jej dokonczyc. Odwrocil sie i ruszyl naprzod.

– Dokad idziesz?

– Po swojego konia.

Jessie dostrzegla ogiera Summersa i wiedziala od razu, przy czyim wigwamie jest uwiazany. Pobiegla za Chase'em i chwycila go za ramie.

– Jezeli zaczniesz sie krecic kolo namiotu Polujacego, narobisz sobie klopotow.

– Jak inaczej moge odzyskac Goldenroda?

– Nie masz szans. On zatrzymuje twego konia. Sadzisz, ze pozyczylabym ci swojego, gdyby to nie bylo konieczne?

Oczy pociemnialy Chase'owi jak wegle.

– Nie zartuj!

– Wcale nie zartuje.

– Czy to jakis kolejny indianski obyczaj? Podobny do zwiazywania kogos na caly dzien bez powodu?

– Nie! Pech polega na tym, ze znalazl cie wlasnie Polujacy. On naprawde nienawidzi bialych, ze mna wlacznie. Gdyby nie wyciagnal falszywych wnioskow co do twojej osoby, moze byloby inaczej, niestety, stalo sie, jak sie stalo, i kiedy mu powiedziano, ze sie pomylil, wpadl w gniew. Wyszedl na glupca. Usiluje wiec zachowac twarz, zatrzymujac Goldenroda. Nic na to nie poradzisz.

– Nie wiesz, co mowisz. Mam tego konia tak dlugo, ze nie zamierzam teraz z niego zrezygnowac.

– Skaranie boskie! Ciesz sie, ze Polujacy nie wzial na dokladke siodla i broni. Mogl cie zostawic z niczym. W koncu on cie pojmal. Przez pomylke czy tez nie.

– Nie rusze sie stad bez konia i koniec.

– Nie badz smieszny! – syknela. – Musialbys o niego walczyc i…

– W takim razie bede walczyl. Spotkali sie wzrokiem.

– Tylko taki glupiec jak ty mogl tu przyjechac – powiedziala z wymuszonym spokojem. – Jakie masz szanse przeciwko indianskiemu wojownikowi? Polujacy zabije cie od razu!

– Nie masz o mnie najlepszego mniemania. Popatrzyla na niego ze zdziwieniem.

– Nie, Summers. Rzeczywiscie, nie.

– W takim razie zalatw to jakos.

– Czy ty w ogole mnie nie sluchasz? Uniosl brew.

– Od kiedy interesuje cie moj los?

– Phi! – prychnela. – Chcesz, to stawaj do walki. Odeszla. Chase gleboko odetchnal. Nie zamierzal opuszczac obozowiska ani bez Goldenroda, ani bez Jessie.

Rozdzial 18

Jessie i Bialy Grzmot udali sie do Polujacego na Czarnego Niedzwiedzia, aby go poinformowac o wyzwaniu Chase'a. Indianin przyjal je chetnie, stanowczo zbyt chetnie. Jessie blagala go, by nie zabijal Chase'a, by potraktowal te walke jedynie jako probe sil, lecz Czejen patrzyl tylko z kamienna twarza. Nic sie nie zmienilo. Nie zamierzal okazywac laski.

Cale plemie zebralo sie przed wigwamami, by obserwowac zmagania. Przyjmowano nawet zaklady, gdyz Indianie uwielbiaja hazard. Dopoki Chase nie rozebral sie do spodni, nikt sie nie kwapil do obstawiania, ale potem machina ruszyla. Jessie nabrala otuchy. Pamietala mus-kuly Summersa. Na szczescie Chase i Polujacy byli tego samego wzrostu i podobnie mocnej budowy ciala.

– Jeszcze sie mozesz rozmyslic – szepnela Jessie do Chase'a.

Zanim odpowiedzial, twarz mu stezala.

– Co on tu robi?

Poszla za jego spojrzeniem i zobaczyla, ze Maly Jastrzab zmierza w ich kierunku.

– Przyjrzalem mu sie tego dnia, kiedy mnie powalil -powiedzial Chase ze zloscia.

– Uwazaj, co mowisz. On zna angielski – syknela.

– Czy to ostrzezenie? – spytal Chase z pogarda. – Mam oczekiwac, ze znow sie na mnie rzuci?

Jessie odciagnela go na bok.

– Niech cie cholera, trzymaj buzie na klodke. On nie nalezy do tego plemienia, ale i tak uwazaj, co robisz. Przybyles tutaj z mojego powodu, tak wiec twoje zachowanie odbija sie na mnie.

– Ale on…

– Nie mowie wylacznie o nim. Polujacy jest bratem Bialego Grzmota. Prosze cie, nie zabijaj go.

– Wiec mam pozwolic, by on zabil mnie?! – wykrzyknal Chase. Juz zupelnie nie przejmowal sie tym, czy ktos go slyszy, czy nie.

– Alez skad! – syknela Jessie niecierpliwie. – Jesli jednak on zginie w tej walce, nie bede juz mogla tutaj przyjezdzac. Prosze, nie zabijaj go, jesli to sie nie okaze absolutnie konieczne. Wystarczy, by sie poddal, rozumiesz?

– Oczywiscie. Wszystko jasne – odparl sarkastycznie Chase.

Potem odwrocil sie od Jessie i wszedl do srodka kola. Czekal tam juz Polujacy. Kiedy tylko Chase stanal przed nim, Bialy Grzmot wkroczyl miedzy nich i powiedzial kilka slow, ktorych Jessie nie zdolala uslyszec. Nastepnie zawiazal petle wokol talii obu mezczyzn, tak by nie mogli sie od siebie oddalic. Walka stawala sie w ten sposob o wiele bardziej niebezpieczna, gdyz przeciwnicy pozostawali przez caly czas jej trwania w zasiegu ostrzy swoich nozy.

Chase zachowywal spokoj. Jessie uprzedzila go o petli, a takze o tym, ze tego rodzaju walki rzadza sie wlasnymi prawami.

Polujacy wykonal pierwszy ruch, a wlasciwie skok, ktory kompletnie zaskoczyl Chase'a i sprawil, ze obaj mezczyzni znalezli sie na ziemi. Podniesli sie jednak natychmiast. Indianin od razu natarl na Summersa z nozem w reku. Chase z trudnoscia uskakiwal przed ciosami. Indianin zmienil taktyke, uniosl ostrze na wysokosc glowy, przygotowany do zadania pchniecia z gory. Zwarli przeguby i kazdy z nich chwycil za rekojesc noza przeciwnika. Napiete niczym struny miesnie walczacych budzily groze. Ostrza znalazly sie niebezpiecznie

Вы читаете Dziki wiatr
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату