rozmawiac.
Chase ze zloscia przewrocil sie na bok. Uczynil to jednak wolno i ostroznie.
Jessie umilkla. Awanture postanowila zrobic pozniej, po ustapieniu mdlosci. Miala przynajmniej na co czekac.
Rozdzial 28
Obudzila sie w koncu na wolanie Billy'ego i rozejrzala nieprzytomnie. Lezala nieruchomo jeszcze chwile, dopoki nie dotarla do niej informacja, ze sa juz prawie w domu. Usiadla, dziekujac losowi, ze moze znow sie poruszac bez obawy o zoladek. Nastalo juz jednak pozne popoludnie, a o takiej porze nie dokuczaly jej mdlosci. Nie zamierzala przespac calego dnia. Czy z Billym wszystko w porzadku? Chyba tak. Chase wciaz spal. Jego czolo wydawalo sie naturalnie cieple. W chwili gdy polozyla mu reke na glowie, Summers scisnal jej noge. Jessie chciala powiedziec mu pare ostrych slow, lecz zorientowala sie szybko, iz byl to tylko odruch. Summers spal nadal, z policzkiem wtulonym w jej lono.
Oczy Jessie ciskaly blyskawice. Ruch mezczyzny wywolal niepozadana reakcje w dolnych partiach jej ciala, choc – jak wlasnie sobie pomyslala – nic podobnego nie powinno sie zdarzac. Jak mozna bowiem gardzic mezczyzna, a jednoczesnie go pragnac? Jak mozna?!
Roztrzasanie tego problemu pochlonelo ja do tego stopnia, ze nie zauwazyla nawet, iz zajechali pod dom. Rachel wyszla na ganek, rzucila okiem na Chase'a i weszla z powrotem do srodka. Jessie wzruszyla ramionami. Rachel przeciez nie wiedziala, ze Chase jest ranny. Gdyby zdawala sobie sprawe z powagi sytuacji, na pewno zachowalaby sie inaczej. Oby tak sie w koncu stalo! – pomyslala. Nie zamierzala pielegnowac rannego sama.
– Pobiegnij po Jeba, Billy, i zobacz, czy nie. kreca sie w poblizu jacys inni mezczyzni, ktorzy mogliby zaniesc Chase'a do domu – rozkazala. – Dziekuje za powozenie. Wspaniale sie spisales.
Billy usmiechnal sie z zadowoleniem i poszedl szukac Harta. Za chwile pojawil sie znowu, niemal ciagnac za soba staruszka.
– No i co tu mamy? – spytal ciekawie Jeb. – Myslalem, ze juz go nigdy wiecej nie zobacze.
– Nie ty jeden – mruknela Jessie z niesmakiem, przeczolgujac sie na tyl wozu. – Zostal ranny podczas mego pobytu w miescie, a Doc Meddly wiedzial o naszej znajomosci i wrobil mnie w pielegnacje chorego.
– Nie mow! – zachichotal Jeb.
– Nie widze w tym nic smiesznego – odparla.
– Co on do tej pory robil w miescie?
– Gral w karty, chlal i zadawal sie z dziwkami.
– Nie mow! – powtorzyl stary z rozbawieniem.
– Przestan i pomoz mi wniesc go do srodka.
– W szalasie podobno nie ma nikogo – oznajmil Billy. -Tak przynajmniej twierdzi Jeb.
– Damy sobie rade we trojke – mruknal Jeb. – On w ogole nie moze chodzic?
– Bedzie musial – odparla dziewczyna. – Nog nie polamal. Billy, idz przygotuj lozko – zakomenderowala. -Ja i Jeb pomozemy mu jakos dowlec sie na miejsce.
– Jak ciezko jest ranny? – spytal powaznie Jeb, gdy Billy pomknal w kierunku domu.
Jessie opowiedziala, co sie stalo.
– Powinien lezec przez pare dni, co oznacza, ze ktos musi sie nim opiekowac. W innym przypadku nigdy bym go tutaj nie przywiozla.
Potrzasnela Chase'em i westchnela, gdy ten przetoczyl sie na plecy.
– Na pewno pozrywa sobie szwy. Mam nadzieje, ze nadal potrafisz poslugiwac sie igla.
– Nie mow, ze oberwal w plecy! – Jeb podniosl glos w oburzeniu.
– Niestety, oberwal, ale reszte wyjasnie ci pozniej. Na razie postarajmy sie sciagnac go z wozu.
Jakos im sie to udalo, ale nie od razu. Dopoki jego stopy nie stanely na ziemi, Chase nawet nie otworzyl oczu. Mial takie klopoty z utrzymaniem rownowagi, ze musieli go niemal ciagnac.
Zarzuciwszy sobie rece rannego na ramiona, dotarli z trudnoscia do dawnego pokoju Thomasa Blaira. Billy przygotowal juz poslanie i czekal na nich niespokojnie. Na szczescie lozko nie bylo wysokie i nie mialo podestu.
– Ustaw go tak, by uklakl, a potem opuscimy go na brzuch – instruowala Jessie.
– Chryste, nie! – jeknal Chase.
– Zamknij sie! – nakazala niecierpliwie dziewczyna. – Nigdy nie slyszalam, zeby ktos tak wyrzekal na spanie na brzuchu.
– Gdyby bulgotaly ci w zoladku dwie kwarty czystej whisky, tez bys narzekala, mloda damo.
Jessie puscila jego ramie i zrobila krok wstecz.
– Zdaje sie, ze po poludniu zdolales sie jej pozbyc -rzekla rozbawionym tonem, rozcierajac obolaly bark.
Usmiechnal sie bolesnie.
– A ty wymiotowalas tuz obok, wiec moglabys mi przynajmniej okazac troche wspolczucia.
Jeb i Billy popatrzyli dziwnie na Jessie, co jeszcze bardziej wyprowadzilo ja z rownowagi.
– Zachowujesz stanowczo zbyt wielka jasnosc umyslu jak na czlowieka, ktorego musialam tu wlec jak worek kartofli.
Chase uniosl glowe. Na jego wargach bladzil lekki usmiech.
– Mialem wam pomoc? Nikt mnie o to nie prosil.
Jeb prychnal pogardliwie i wyszedl z pokoju, mamroczac cos pod nosem. Billy chichotal, dopoki Jessie nie spiorunowala go wzrokiem.
– Pozbieram… rzeczy z wozu – zaproponowal szybko i zniknal.
Jessie zwrocila na Chase'a plonace oczy.
– Powoli dochodze do wniosku, ze wcale nie jestes tak chory, jak twierdzil Doc – rzekla zimno. – W tej sytuacji Jeb zabierze cie do miasta, gdy bedzie oddawal woz.
– Kolejna taka podroz?! – wykrzyknal. – Nigdy w zyciu! Co zreszta znaczy ta cala gadanina o doktorze? Mam straszliwego kaca i tyle, na co mi lekarz?
– Nie pamietasz, co sie stalo, prawda? Chase przymknal oczy.
– Po prostu sie uchlalem. Pewnie troche bardziej niz zwykle, ale co z tego? Ostatnio w ogole duzo pilem.
– A moze imie Annie przywroci ci pamiec? Zaniepokoila go gniewna nuta w tonie Jessie. Jedyna Annie, jaka znal, byla…
Przylozyl dlonie do skroni, co spowodowalo natychmiast przeszywajacy bol w plecach. Nie wiedzial, co gorsze: cierpienia fizyczne czy tez wspomnienie wedrowki po schodach w towarzystwie Srebrnej Annie. Przez caly czas marzyl o tym, by isc obok Jessie, by z nia sie za chwile kochac. Czy naprawde wyladowal w pokoju prostytutki?
Otworzyl szeroko oczy. Widzial, ze Jessie jest bardzo zla. Stala przy scianie, z rekami skrzyzowanymi na piersiach, sztywna i napieta. Probowala zamaskowac swe uczucia pogarda, ale przez caly czas piorunowala Chase'a wzrokiem.
Wiedziala. Skads wiedziala. Trzesla sie z oburzenia. A on nie mogl sie zdecydowac, czy to powod do radosci, czy smutku.
– Chyba potrafie ci wytlumaczyc… – zaczal niesmialo.
– Czyzby? – spytala zimno. – Miejsce, w ktorym cie znaleziono, wyjasnia wszystko.
– Miejsce, w ktorym mnie znaleziono? Poszlas do saloonu? Niemozliwe!