Tak sie jednak nie stalo. Po niespelna polgodzinie dotarl na szczyt niskiego pagorka i zobaczyl ogromnego appaloosa, skubiacego trawe na sasiednim wzniesieniu. Obok lezala Jessie. Czyzby spadla z konia?!
Chase poczul ucisk w gardle i popedzil na zlamanie karku w dol wzgorza. Odetchnal glebiej dopiero w chwili, gdy dziewczyna podniosla glowe.
Zeskoczyl z konia tak szybko, ze omal sie nie przewrocil. Przykleknal przy Jessie i popatrzyl niespokojnie na jej poszarzala twarz.
– Na milosc boska, co sie stalo?!
– Nic.
– Nic?
– Nic – jeknela. – Co ty tu robisz? Odsunal sie nieco, marszczac gniewnie brwi.
– Niech to diabli, Jessie…
– Odejdz! – nakazala kategorycznym tonem.
– Mowy nie ma. Jestes ranna.
– Alez skad!
Chciala usiasc, ale zbladla jeszcze bardziej, znow polozyla sie na ziemi i przymknela oczy. Boze, dlaczego musial ja znalezc w takim stanie? Do tej pory miala szczescie. Do tej pory, ilekroc zaczynaly ja dreczyc poranne torsje, zawsze udawalo jej sie uciec. Nie pierwszy raz zwinela sie na ziemi, czekajac, by minela fala nudnosci.
– Powiedz mi, co ci dolega, bardzo prosze…
W jego glosie wyraznie pobrzmiewala troska, co usposobilo Jessie znacznie zyczliwiej. Musiala mu cos odpowiedziec, nie prawde, ale cokolwiek.
– Nie czuje sie dobrze, to wszystko. Chyba za duzo ostatnio pracuje.
– Lezenie na ziemi na pewno ci nie pomoze. Zaziebisz sie na smierc.
– Chcialam dotrzec do szalasu z zapasami, ale tym razem nie dalam rady.
– Tym razem? Wiec tam wlasnie jezdzisz co rano? Dlaczego?
Chciala powiedziec, ze w szalasie temperatura jest dla niej zdecydowanie bardziej odpowiednia, ale nie mogla zdradzic tajemnicy.
– Objezdzalam polnocna czesc rancza. Nie wolno mi sie tam zatrzymac choc na chwile, aby cos zjesc? Zamierzasz mi jeszcze zadac jakies pytania?
– Zabierani cie z powrotem na ranczo.
– Nie! Jeszcze chwile. Sadzisz, ze tak bym sobie po prostu lezala, gdybym byla w stanie jezdzic? – spytala kwasno.
– Nie mozesz tu zostac. Zabiore cie do szalasu. Tam znowu wypoczniesz.
– Nie, Chase. – Gdy wyciagnal do niej reke, natychmiast wpadla w panike. – Nie dotykaj mnie!
Nie zwrocil na to uwagi, ale Jessie wiedziala, ze kazdy ruch moze pogorszyc stan jej zoladka. Te obawy sprawdzily sie natychmiast. Wyrwala sie wiec Chase'owi i odwrocila akurat w pore, by zwrocic wszystko, czego jeszcze nie zdazyla zwymiotowac. Kiedy skonczyla, Chase podniosl ja ostroznie, usadzil bokiem w siodle, sam wskoczyl na konia, przyciagnal Jessie do siebie i pojechal po Blackstara. Dziewczyna przestala protestowac. Oparla sie o Summersa i oboje ruszyli do chatki. Ledwo przybyli na miejsce, Chase wniosl Jessie do srodka i posadzil na lozku stojacym najblizej kominka. Rozpalil ogien, nastepnie pomogl jej zdjac zakiet, buty i odpial kabure, tak by dziewczynie bylo wygodniej.
– Moge ci przyniesc cos do jedzenia? – zapytal.
– Nie – powiedziala szybko. – Ale zagotuj wode, jesli mozesz. W kulbace mam troche miety. Pomaga na zoladek.
Chase nie dyskutowal na temat skutecznosci tego domowego srodka, lecz zrobil, co kazala, i zanim poszedl po siodlo, postawil czajnik na ogniu. Potem czekal, az woda sie zagotuje, by dodac do niej ziol. W tym czasie Jessie zasnela, a on jej nie budzil. Sen byl dla Jessie najwazniejszy, napar mogl poczekac. Usiadlszy, by na nia popatrzec, Summers zaczal sie zastanawiac czy wezwac lekarza. Najblizszy doktor mieszkal jednak o dzien drogi od szalasu, a Chase nie mogl zostawic Jessie samej.
Im dluzej o tym myslal, tym bardziej utwierdzal sie w przekonaniu, ze Jessie rzeczywiscie nadwerezyla sily. Wstawala przed switem, pracowala do zachodu slonca, a nawet ona nie byla przyzwyczajona do takiej harowki. Poza tym zamartwiala sie utrata bydla.
Wyszedl, by wprowadzic konie do przybudowki. Zaklal glosno, gdy ujrzal pierwsze platki sniegu. Potem uswiadomil sobie, ze jesli taka pogoda sie utrzyma, zamiec moze ich tu unieruchomic. Wowczas nie musieliby sie jednak martwic o bydlo, gdyz burza sniezna powstrzymalaby rowniez Bowdre'a. Chase upewnil sie, ze koniom starczy jedzenia i zaraz wrocil do szalasu.
Rozdzial 33
Jessie obudzila sie w cieplym kokonie kolder, tuz obok trzeszczal ogien, a w powietrzu unosil sie jakis wspanialy zapach. Poczula silny glod.
Usiadla na lozku, Chase stal przy kominku, odwrocony plecami do Jessie i mieszal potrawe, ktorej aromat wzbudzil w dziewczynie wilczy apetyt.
– Nie wiedzialam, ze potrafisz gotowac. Odwrocil sie i usmiechnal.
– Czasami.
– Pachnie wspaniale.
– Dziekuje pani. – Podszedl do lozka. Gdy popatrzyl uwazniej na Jessie, natychmiast spowaznial. – Moge ci teraz przyniesc ziola?
– Na razie nie sa mi potrzebne, ale skorzystalabym z przyjemnoscia z tego, co upichciles.
– Jestes pewna, ze dobrze sie czujesz?
– Naprawde, Chase. Potrzebowalam jedynie chwili wypoczynku. Umieram z glodu. Chcialabym cos zjesc.
Usmiechnal sie radosnie.
– Nic prostszego, kochanie.
Jessie zmarszczyla brwi. Wolalaby, aby Chase nie nazywal jej w ten sposob, nie okazywal troski. Nie byla pewna, co o tym sadzic.
Podchodzac do stolu, nie spuszczala wzroku z Chase'a. Poruszal sie zwinnie, wiec najwyrazniej nie nadwerezyl sobie miesni. Przesliznela sie wzrokiem po jego szerokich plecach, biodrach i szczuplych posladkach. Wygladal tak, jakby stac go bylo na wszystko. Absolutnie wszystko.
Zarumienila sie i odwrocila wzrok. Skad jej przyszly do glowy takie mysli? Nosila jego dziecko, lecz odkad zaczal sie przechwalac powodzeniem u kobiet, nabrala przekonania, ze tak naprawde wcale o nia nie dba. Dlatego ona postanowila nie dbac o niego. Pamietaj o tym, Jessie, napominala sie w myslach.
– Czy ci za goraco? – spytal Chase, stawiajac talerz na stole.
Widzac, ze zauwazyl jej wypieki, zarumienila sie jeszcze mocniej.
– Troche – odparla gniewnie.
Jedli w milczeniu. Chase zmieszany byl ta nagla zmiana nastroju dziewczyny. Obserwowal ja calkiem otwarcie, gdy tymczasem ona spuscila skromnie oczy i pochlaniala pozywienie tak, jakby od wielu dni nie miala nic w ustach. Wydawala sie zdrowa. Wrocila do dawnej formy, choc jeszcze kilka godzin temu byla chora i blada. Najwyrazniej potrzebowala paru godzin snu. Pomyslal, ze moze nie powinna sie przemeczac przez jakis czas, by nie powrocily klopoty ze zdrowiem.
Cisza sie przeciagala. Moze Jessie martwila sie Bowdre'em bardziej, niz sie wydawalo?
– Wiesz, jesli zamkniesz sie w sobie i nie przestaniesz martwic, rana zacznie ropiec.
– Co takiego? – Popatrzyla na niego rozszerzonymi oczyma.
– Na pewno rozumiesz, o co mi chodzi – odparl spokojnie.
– Chyba jednak nie – powiedziala bunczucznie.