– O Latona Bowdre'a. O kradziez stada. To przeciez jeszcze nie koniec swiata.
– Nie. – Westchnela. – Zabije po prostu tego drania, jesli znow wejdzie mi w droge.
Chase wybuchnal glosnym smiechem.
– Daj spokoj, badz powazna.
– jestem smiertelnie powazna.
– Co zamierzasz zrobic? Wyzwiesz go?
– Dlaczego nie?
– Bo on moze ci odmowic i nikt nie pomysli o nim nic zlego. Zaden mezczyzna nie stawi czola kobiecie w pojedynku na rewolwery, nawet taki lajdak jak Bowdre.
– Nie ujdzie mu to na sucho, Chase. Gdybym zdobyla jakis dowod, zostawilabym cala sprawe szeryfowi, ale w tej sytuacji sama musze sie tym zajac. No bo coz innego mi pozostaje?
– Pozwol, ze ja zalatwie te sprawe.
– Wyzwiesz Bowdre'a?
– Tak.
– Nie.
Odmowa wprawila Chase'a w irytacje.
– Przeciez na pewno podjalby rekawice.
– Powiedzialam: ni e. To nie w porzadku.
– I tak juz jest za pozno – odparl Chase. – Bowdre odebral sobie cala wartosc weksla, a nawet wiecej, sprzedajac twoje bydlo. Na pewno czuje sie usatysfakcjonowany i juz dawno sie stad ulotnil.
– Mam nadzieje, ze sie mylisz – powiedziala z zawzietoscia w glosie Jessie.
– Rozlew krwi nigdy niczego nie rozwiazal. Nie zbankrutowalas. Odzaluj te strate. Zapomnij o niej.
– Latwo ci mowic, Summers. Nie twoje zycie leglo w gruzach. Moje ranczo jest stanowczo za male, aby nie odczuc takiego uszczerbku. Thomas Blair nigdy nie zamierzal byc krolem bydla. Chcial jedynie osiedlic sie na ziemi, na ktorej spedzil mlodosc, i praca na ranczu stworzyla mu wlasnie taka mozliwosc. Nasze stado nigdy nie bylo duze, a jednak kazdej zimy tracilismy jego znaczna czesc. Zawieja szescdziesiatego szostego roku zmiotla z powierzchni ziemi kolejne siedemdziesiat procent. Wlasnie wowczas Thomas, chcac uzupelnic braki, popadl w ogromne dlugi. Ledwo jednak wyszedl z tarapatow, wpadl na pomysl budowy wiekszego domu. Zawsze tonelismy w dlugach, bydla sprzedawalismy zaledwie tyle, by przetrwac. Nie moge sobie pozwolic na taka strate.
Przemowa wywarla na Chasie duze wrazenie. Serdecznie wspolczul Jessie.
– Przeciez wiesz, ze matka chetnie by ci pomogla.
– Daj spokoj! – warknela.
Zrozumial, ze traci tylko czas. Nigdy jednak nic nie wiadomo. Musial sprobowac.
– Moze przyjmiesz pozyczke ode mnie? W Cheyenne wygralem spora sume pieniedzy, wiecej, niz mi potrzeba.
Pokrecila glowa.
– Co sie z toba dzieje, Chase? Najpierw chcesz sie pojedynkowac w moim imieniu, a teraz wystepujesz z propozycja pozyczki? Masz wyrzuty sumienia z powodu mojej utraconej cnoty? Rachel cie napuscila?
Wprawila go w oslupienie. Nie byla wcale zla, tylko zdziwiona. Nie bardziej zreszta niz on sam.
– No wiec? – przynaglila.
– W porzadku. Powiedzmy, ze mamy rachunki do wyrownania.
– Nie. Badzmy uczciwi i przyznajmy, ze wcale tak nie jest.
Znow zdolala go zadziwic.
– Fakty to fakty, Jessie. Bylas dziewica, zanim cie dotknalem.
– No to co?! – krzyknela ze zloscia. – Mialbys powody do zmartwienia, gdybys mnie do czegos zmuszal, ale mnie nie zmuszales. Przeciez ja ciebie tez pragnelam. Nie pamietasz?
Natychmiast pozalowala, ze nie ugryzla sie w jezyk.
– Oczywiscie, jedynie w sensie fizycznym – dodala.
– Niczego innego sie nie spodziewalem.
– Nie musisz byc taki sarkastyczny.
– A ty nie musisz bez przerwy powtarzac, ze nic do mnie nie czujesz – odparl chlodno. – Doskonale zdaje sobie z tego sprawe. Pominelas jednak istote problemu. Teraz pewnie ci sie wydaje, ze utrata dziewictwa w ogole sie nie liczy, lecz kiedy wyjdziesz za maz i bedziesz musiala sie z tego tlumaczyc, z pewnoscia zmienisz zdanie.
Wybuchnela smiechem, melodyjnym, serdecznym. Przestraszyl sie nie na zarty, ze postradala zmysly.
– Nie wiem, doprawdy, co cie tak bawi.
– No, mysle – wykrztusila z trudem.
Probowala stlumic smiech. Chetnie wyjasnilaby Cha-se'owi, co wzbudzilo jej wesolosc. Gdyby naprawde stanela kiedys przed oltarzem, malzonek musialby ja przyjac razem z dzieckiem. Dziewictwo, czy tez raczej jego brak, nie stanowiloby wiec problemu.
– Przepraszam – powiedziala, z trudem dochodzac do rownowagi.
– Nie ma za co – odrzekl kwasno. – Niby dlaczego mialabys sie zachowywac jak inne dziewczeta? Wciaz zapominam, ze bardzo sie od nich roznisz.
Jessie ochlonela.
– Nie tak bardzo.
– Naprawde? – spytal niegrzecznie.
– Po prostu wychowano mnie w taki sposob, ze widze pewne rzeczy w innym swietle. To znaczy… Ilu mlodziencow zachowuje cnote az do slubu? Skoro mezczyzna moze miec kochanki przed zawarciem malzenstwa, dlaczego nie wolno tego kobiecie? Jesli potem dochowuje wiernosci, to, co zdarzylo sie wczesniej, nie powinno sie liczyc.
– Tylko ty tak uwazasz, Jessie. Mezczyzni mysla inaczej.
– W takim razie to tylko ilustruje roznice miedzy punktem widzenia Indianina i bialego czlowieka. Maly Jastrzab nie przywiazuje wagi do tych spraw.
Chase zesztywnial, oczy mu pociemnialy.
– Skad o nich wiedzial, Jessie? Przekonal sie osobiscie? Jessie wstala i oparla dlonie o stol.
– Nie obrazasz mnie. – Patrzyla na Chase'a plonacym wzrokiem. – Maly jastrzab zachowywal sie honorowo, no, wylaczywszy jeden skradziony pocalunek. Nie traktowal mnie jak przelotnej fantazji, pragnal ozenic sie ze mna.
Summers pojal aluzje, jessie wpatrywala sie w niego wciaz plonacym spojrzeniem. Gniew mezczyzny zelzal. Poczul sie winny tego, co mu zarzucano. Nie pragnal zony, co, oczywiscie, nie znaczylo, ze nie pragnal Jessie.
Wstal wolno i pochylil sie, podobnie jak uczynila to Jessie; ich twarze dzielila teraz niewielka odleglosc. Znizyl glos do szeptu.
– Jaka ty jestes piekna, kiedy sie zloscisz…
– Bardzo daleko odchodzisz od tematu.
– To prawda, ale kiedy robisz taka mine, mysle wylacznie o jednym.
Jessie bala sie spojrzec mu w oczy. Ilekroc Chase popadal w taki nastroj, mowil schrypnietym glosem. A przy tym usmiechal sie tak wymownie…
Rzucila sie do drzwi, ale ledwo zdazyla nacisnac klamke, Chase przyciagnal je z powrotem.
– Nie chcesz wcale gdzies isc. Z bydlem wszystko w porzadku, a sniegu jest zbyt wiele, by wykonywac jakakolwiek prace. Zostaniemy tutaj. – Przytulil Jessie i zaplotl dlonie na jej plecach. – Czy tak nie jest przyjemniej i cieplej? Nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko pozwolic mi sie kochac.
Zanim zdazyla zebrac mysli, nakryl ustami jej wargi. Postanowila, ze tym razem nie ulegnie