namietnosci. Chase byl do niczego, byl… Znow doprowadzil ja do wrzenia, tak samo jak zawsze. Miesnie jej zwiotczaly, nogi staly sie jak z waty. Wystarczyl dotyk jego ciala, pieszczota ust, by znow go zapragnela. Przyciskal brzuch do jej brzucha, co przyprawialo dziewczyne o dreszcze. W chwili gdy otoczyla jego szyje ramionami, przywarl jeszcze mocniej.

– Pozwolisz mi sie kochac, Jessie?

– Tak,

– Caly dzien?

– Tak,

– I cala noc?

– Na milosc boska, przestan mowic! – szepnela.

Chase zasmial sie glosno. Kolanem zsunal prycze i polozyl na nich dziewczyne. Zaczal zrywac z siebie ubranie, a jessie uczynila to samo. Patrzyla zafascynowana na Chase'a. Juz sam widok jego ciala ja podniecal, rece odmawialy posluszenstwa. Zanim skonczyla sie rozbierac, kochanek stal przed nia nagi.

Pochylil sie, aby j ej pomoc, a wtedy impulsywnie chwycila jego twarz w dlonie i pocalowala czule w usta.

Gdy wyswobodzila sie wreszcie z jego uscisku, Summers popatrzyl na nia dziwnie. Ten pocalunek nie stanowil bowiem wcale odpowiedzi na jego pocalunki; wydawal sie czyms zupelnie innym. Mezczyzna patrzyl przez chwile na Jessie, po czym polozyl sie obok. Niezwykla przyjemnosc sprawial Chase'owi dotyk obnazonych cial.

Dziewczyna nie odrywala od niego wzroku i w cudownie delikatny sposob bladzila dlonmi po jego torsie.

– Zamierzasz sie tak zachowywac w stosunku do kazdego mezczyzny, ktory cie zapragnie? – spytal drwiacym tonem, choc zalezalo mu na powaznej odpowiedzi.

– Do tej pory nic podobnego nie zrobilam – odparla.

– Co nie znaczy, ze nie zrobisz.

– Oczywiscie, ze nie. Popatrzyl na nia uwaznie.

– Jessie…

Wbila mu palce we wlosy.

– Zamknij sie wreszcie i kochaj mnie, Chase.

Rozdzial 34

Nastepnego ranka obudzil sie wczesniej niz Jessie. Swiecilo slonce, sniezyca ustala jeszcze w nocy. Nie czul najmniejszej ochoty, by wstac i stawic czolo kolejnemu dniu. Oparl sie na lokciu i popatrzyl na dziewczyne. Spala na boku, odwrocona twarza do niego, opatulona szczelnie koldrami. Zalowal, ze nie leza razem w wielkim lozu, tak by mogl przytulic sie do jessie i rozkoszowac jej cieplem.

Pomyslal o tym, jak bardzo zle sie czula poprzedniego dnia i zaczal sie zastanawiac, czy nie wyrzadzil jej krzywdy. Obawial sie bowiem, ze przesadzil w milosnym zapale. Kochal sie z nia przynajmniej cztery razy, po poludniu i wieczorem, lecz ani przez chwile nie mial dosc. Nauczyl ja dobrodziejstwa cierpliwosci i poznal smak jej ciala ku uciesze serca.

Byla niesamowita – gotowa, ilekroc on byl gotow. Tak samo namietna za czwartym razem jak za pierwszym.

Marzyl, aby znow rozpetala sie zamiec. Pragnal, by nie mogli opuscic domku.

Jessie jeknela cicho, twarz wykrzywila sie jej w skurczu.

– Jessie…?

Gdy znow zakwilila zalosnie jak dziecko, potrzasnal nia na wypadek, gdyby sie okazalo, ze to tylko zly sen.

– Zostaw mnie – szepnela.

– Obudz sie.

Nie chciala sie obudzic, nie w chwili, gdy jej zoladek znow rozpoczal bunt.

– Przepraszam, Jessie. Moze bys tak wstala i rozprostowala miesnie? Na pewno by ci to dobrze zrobilo. Slonce juz wzeszlo i swieci od samego rana.

Ktora to godzina? Jak dlugo jeszcze mialy meczyc ja poranne mdlosci? Nawet krotki czas spedzony w towarzystwie Chase'a wydawal sie ryzykowny. Co by pomyslal, gdyby odkryl, ze znow jest chora? Nie zrozumialby tego, nie po tym, gdy tak dobrze sie czula wczoraj po poludniu i w nocy. Albo tez wreszcie doznalby olsnienia.

– Nie dam rady teraz wstac – wyjakala.

– Mam okropne wyrzuty sumienia, ale przeciez chyba nie czujesz sie az tak zle?

Wreszcie otworzyla oczy.

– Oczywiscie, ze nie, ale jeszcze chwilke poleze. Nie musisz czekac. Idz do pracy. Szefowej wolno korzystac z przywilejow. – Sprobowala sie usmiechnac. – Wydaje rozkazy i niczym sie nie przejmuje, podczas gdy inni haruja.

Chase nie przyjal jednak tego wyjasnienia do wiadomosci. Kompletnie nie pasowalo do Jessie. Wstal i ubral sie jednak, rzucajac na nia od czasu do czasu zmartwione spojrzenia. Moze potrzebowala po prostu troche czasu dla siebie? Pragnal, by udzielila jakiegos wyjasnienia, gdyz z kazda chwila czul sie coraz bardziej podle.

Kiedy przygotowal sie juz do wyjscia, rozpalil ogien, ktorego cieplo wypelnilo szybko male pomieszczenie. Jessie jednak wciaz sie nie ruszala.

– Bede sie zbieral – powiedzial niechetnie. – Chcialbym jednak przed wyjsciem jakos ci pomoc. Najlepszy bylby masaz.

– Nie!

– Daj spokoj. Nie badz taka wstydliwa. To ci moze tylko pomoc – oznajmil. Sciagnawszy koldre z dziewczyny, sprobowal przewrocic ja na plecy.

– Nie dotykaj mnie!

Chase cofnal sie gwaltownie i zobaczyl, ze Jessie uklada sie na boku. Dokladnie to samo powiedziala poprzedniego dnia rano, kiedy rowniez zle sie czula. Twarz miala wowczas rownie blada, rece trzymala daleko od zoladka.

– Jessie, Jessie, spojrz na mnie.

– Jedz do pracy, dobrze?

Usiadl na brzegu lozka. Westchnela, a potem, gdy dotknal jej ramienia, wydala glosny jek.

Czul sie absolutnie bezradny, wiec podniosl glos do krzyku.

– Co sie z toba dzieje, u diabla?! Przeciez sie wyspalas! Wczoraj jedlismy dokladnie to samo, a ja czuje sie doskonale.

– Nic… mi… nie dolega… – Nawet nie odwrocila do niego glowy. – Jestem tylko… obolala.

Chase lypnal na nia spod oka. Co wlasciwie probowala ukryc?

– Zamierzam cie ubrac i zawiezc do lekarza w Cheyenne.

– Z powodu lekkiego otarcia? Nie badz smieszny. Chciala, by jej slowa brzmialy beztrosko, lecz mowila z wyraznym wysilkiem. Chase usadowil sie wygodniej na lozku i w tej samej chwili zobaczyl, ze na policzkach dziewczyny wystepuja rumience.

Nie teraz! Spokoj, zoladku! Organizm pozostal jednak gluchy na rozkazy. Poczula, ze wzbiera w niej zolc i przycisnela dlon do ust. Odwrocila sie tak szybko, ze omal nie kopnela Chase'a. Gdyby nie skoczyl na rowne nogi, na pewno by go przewrocila.

W mgnieniu oka wyskoczyla z lozka i dopadla blaszanego wiadra stojacego w kacie. Chase patrzyl z przerazeniem na targana torsjami dziewczyne. W koncu pozbieral mysli, chwycil z lozka koc i zarzucil go na ramiona Jessie. Ona jednak w ogole nie zwracala uwagi na to, co sie wokol niej dzieje.

Nic innego nie przyszlo mu do glowy, wiec wyszedl z chatki, by zostawic dziewczynie nieco

Вы читаете Dziki wiatr
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату