on jednak nigdy nie byl sam, a ilekroc probowala wejsc do jego pokoju, odprawiano ja z kwitkiem.

Nie dawala jej spokoju swiadomosc, ze Silvela moze w kazdej chwili umrzec. Czyz nie chcialby poznac swego syna? Czy nie sprawiloby mu to radosci? Chase nie wybaczylby Jessie, gdyby don Carlos rozstal sie z tym swiatem, nie zdajac sobie sprawy z tego, ze ma syna. Jessie nie wiedziala, kiedy Chase wreszcie dotrze do posiadlosci, totez postanowila na niego nie czekac.

Zdobyla troche informacji na temat rodziny don Carlosa. Emilia, pokojowka, ktora przyslal jej Rodrigo, okazala sie znakomitym zrodlem wiedzy. Jessie szybko odkryla, dlaczego Nita tak bardzo sie zdenerwowala jej wizyta. Rodzice dziewczyny umarli bez grosza; mogla liczyc jedynie na wuja. Mieszkala pod jego dachem od dwoch lat i zbywala konkurentow, aby moc sie nim opiekowac. Postepek mozna by niewatpliwie uznac za szlachetny, gdyby nie oczywiste pobudki, ktore kierowaly Nita.

Rodrigo natomiast przebywal w posiadlosci wylacznie w trosce o wuja. Dysponowal wlasnym majatkiem; matka wyszla za maz znacznie madrzej anizeli jej siostra. Obecnie bawila za granica, nie majac pojecia o ciezkiej chorobie brata.

Jak sie okazalo, don Carlos chorowal od kilku lat; ten niezwykle aktywny mezczyzna podupadl na zdrowiu w wyniku ciezkiego zapalenia pluc, po ktorym niemal przestal opuszczac lozko. To z kolei sprowadzilo inne dolegliwosci.

Podczas trzeciego wieczoru w tym dziwnym domostwie Jessie zaczekala, az Nita wyjdzie z pokoju don Carlosa i zastapi ja Rodrigo. Opuscila swoja przestronna sypialnie i cichutko przemknela do holu. Bylo wczesnie, do dziesiatej – o ktorej to absurdalnej porze podawano kolacje – pozostalo kilka godzin. Jessie musiala sie przyzwyczaic do niezwyklej pory posilku, zaleznej od popoludniowej sjesty, przestrzeganej w calym kraju.

Z pokoju don Carlosa nie dochodzil zaden dzwiek. Starszy pan zapewne spal, Rodrigo siedzial przy jego lozku. Gdy probowala sie tu dostac ostatnio, zastala tlum sluzacych, ktorych karcace psykniecia zagluszyly wszelkie proby porozumienia sie z chorym. Mogla jedynie miec nadzieje, ze Rodrigo jest sam. Z nim potrafila sobie poradzic. Odkryla to juz pierwszego dnia.

Drzwi otworzyly sie cicho i Jessie znalazla sie przy duzym lozu, wspartym na czterech slupach, zanim Rodrigo, stojacy przy oknie wychodzacym na dziedziniec, zdazyl sie odwrocic. Loze zaslonieto tiulowymi firanami, lecz w pokoju palilo sie tylko jedno swiatlo, totez trudno bylo dojrzec, co sie za nimi dzieje.

– Dlaczego odgradzacie go od swiata? Cierpi na jakas zarazliwa chorobe?

– Alez skad! – szepnal Rodrigo, robiac krok naprzod. – Lekarz zalecil spokoj, a my stosujemy sie do jego instrukcji.

– Chory powinien miec powietrze i swiatlo. Nie wolno zaslaniac lozka.

– Mnie sie tez tak wydaje, ale nie jestem medykiem i nie wiem, co byloby najlepsze dla wuja.

– Zdrowy rozsadek… a zreszta wszystko jedno… – odparla Jessie z irytacja. Nie znosila czuc sie jak intruz, choc byla wlasnie intruzem.

– Musisz wyjsc – powiedzial Rodrigo grzecznie, ale stanowczo.

Zmarszczyla brwi.

– Jeszcze mu o mnie nie wspominaliscie, prawda? Czy to rowniez pomysl doktora, czy raczej Nity?

– Postepujesz nie fair. Nie rozumiesz, jak bardzo by sie zdenerwowal, myslac o czyms, co moze okazac sie nieprawda.

– Wuj wiedzialby, czy to prawda.

– Szok moglby go zabic. Nie rozumiesz?

– Bardzo mi przykro. Wierze jednak, ze gra warta jest swieczki.

– Kto to przyszedl? – Na dzwiek tego cichego glosu Jessie az sie wzdrygnela. Rodrigo spojrzal na nia ostrzegawczo.

– Nikogo tu nie ma, wuju. – Juz nie szeptal.

– Klamiesz, chlopcze. Oczy mnie nie zawodza. Widze cos przez sciany tego mauzoleum, choc ty pewnie nie mozesz zajrzec do srodka.

– Chcialem ci zapewnic spokoj, wuju – odparl Rodrigo ze skrucha. – Musisz wypoczywac.

– Wypoczywam stanowczo zbyt duzo. Potrzebna mi odmiana. Kto tu jeszcze jest?

Dlugie, szczuple palce rozchylily kotare. Jessie wstrzymala oddech ze zdziwienia.

– Jaki pan mlody! – wykrzyknela.

– Nie tak mlody jak kiedys, kochanie.

– Wyobrazalam sobie pana zupelnie inaczej – wybuchnela bez zastanowienia. – Siwowlosy, pomarszczony… Do licha… to znaczy…

– Urocza z ciebie istota – zasmial sie don Carlos. – Podejdz blizej, abym mogl sie przekonac, czy naprawde jestes taka ladna, jak sie wydaje. Oczy chyba mnie nie zawodza, ale ten polmrok plata figle.

Jessie przysunela sie blizej. Jej zdziwienie roslo. Nie sadzila ani przez chwile, ze wyglad don Carlosa potwierdzi prawde, lecz tak wlasnie sie stalo. Mezczyzna lezacy w ogromnym lozu przypominal Chase'a do tego stopnia, ze nie moglo byc mowy o pomylce. Byl, oczywiscie, starszy, lecz nie tak stary, jak sie spodziewala. Nie przypuszczala, ze poznal Mary jako mlodzieniaszek. Najwyrazniej nie liczyl wiecej niz czterdziesci szesc czy czterdziesci siedem lat, odznaczal sie 'wyjatkowo szczupla budowa ciala i blada cera. Byl wychudzony, lecz stanowczo nie osiagnal jeszcze wieku, kiedy to pora umierac. Na czarnych jak skrzydla kruka wlosach widnialo zaledwie pojedyncze pasemko siwizny, ciemne oczy patrzyly bystro i przenikliwie. Kaciki warg unosily sie wesolo do gory – jak u Chase'a.

– Moj wyglad dziwi pania coraz bardziej, prawda? – spytal.

– Wyglada pan po prostu jak ktos, kogo bardzo dobrze znam – odparla Jessie z roztargnieniem.

– Jessico… -powiedzial Rodrigo ostrzegawczo. Pojal dwuznacznosc tej wypowiedzi.

– To prawda, Rodrigo. – Jessica skinela uspokajajaco glowa. – Ale nie zapomnialam o naszej rozmowie.

– Na moj temat? – westchnal don Carlos. – Jakiez to niemile dla tak mlodych ludzi. Powinniscie wymieniac wrazenia na temat wesolych rzeczy, przyjec, zabaw… Wlasnie, czy moj siostrzeniec opowiedzial juz pani o swoich matadorskich umiejetnosciach?

– Nie, senor. Jeszcze nie.

– Naprawde, Rodrigo? Zwykle oczarowujesz mlode damy historyjkami swiadczacymi o twym mestwie.

Jessie poczerwieniala jak piwonia.

– Myli sie pan co do mnie i Rodriga. Dopiero sie poznalismy.

– Tak wiec jest pani przyjaciolka Nity.

– Nie. Nazywam sie Jessica Summers. Podrozowalam…

Nie mogla dokonczyc. Nie potrafila go oklamywac.

– Podrozowala pani? – powtorzyl don Carlos. – Po Europie? A teraz jest pani moim gosciem? Wspaniale! Ciesze sie, ze czuje sie pani tu dobrze, choc sam nie potrafie okazac goscinnosci. Gdzie znajduje sie pani dom, senorita?

– Senora. Mieszkam w Ameryce.

– W Ameryce! Doskonale! Bedzie mnie pani musiala czesto odwiedzac; porozmawiamy. Moj angielski troche zardzewial, lecz bardzo chcialbym sprawdzic, jak sobie z nim radze.

– Z przyjemnoscia, senor.

– Senor, senor Musi nazywac mnie pani Carlosem. A gdzie sie podzial ten szczesciarz, maz pani?

– Rozdzielilismy sie, niestety, podczas podrozy.

– Czy on pania znajdzie?

– Z pewnoscia, don Carlosie.

– Wspaniale! Musi go pani do mnie przyprowadzic, gdy tylko sie pojawi. I nie plec, Rodrigo, ze odwiedziny mi szkodza. Potrzebuje odmiany. Towarzystwo tej damy bardzo dobrze mi robi.

– Znakomicie, wuju, ale naprawde powinienes teraz odpoczac.

– Nie sluchasz mnie, Rodrigo. Moze na chwile zostawisz mnie sam na sam z moim gosciem?

Вы читаете Dziki wiatr
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату