swiadkow i chcialaby miec panskie zeznania.
– Nie wiem, jak moglbym pomoc. Nie widzialem katastrofy.
– Tak, ale dwukrotnie nurkowal pan do “Erikssona”. Moze pan szczegolowo opisac uszkodzenia. To nam ulatwi sprawe. – Widzac powatpiewanie na twarzy Austina, Becker dodal: – Niestety, bedziemy musieli nalegac, zeby byl pan naszym gosciem do zakonczenia przesluchan. Prosze sie nie obawiac. Ambasada Stanow Zjednoczonych zostala poinformowana o naszej prosbie i przekaze ja NUMA. Zalatwilem juz panu lokum. Zamieszkamy w tym samym hotelu. Wyspy sa piekne i spozni sie pan tylko dzien lub dwa na swoj statek.
– Dla mnie to nie problem, Kurt – powiedzial Zavala. – Moge zabrac “Lampreya” z powrotem na “Beebe” i dokonczyc testy.
W oczach Austina blysnal gniew. Nie podobalo mu sie, ze maly urzedniczyna mowi mu, co ma robic. Nie staral sie ukryc niecheci w glosie.
– Wyglada na to, ze bede waszym gosciem, panie Becker. – Odwrocil sie do Zavali. – Trzeba zaczekac ze swietowaniem. Zadzwonie do bazy NATO i zalatwie sprawe.
Niedlugo potem powietrze wypelnil huk silnikow ogromnego rosyjskiego helikoptera. Pod brzuch “Sea Lampreya” zalozono uprzaz i smiglowiec uniosl batyskaf z pokladu statku. Nastepnie helikopterem NUMA odlecial Zavala. Udal sie do bazy, gdzie lodz podwodna miala byc zaladowana do samolotu transportowego, by wyruszyc w powrotna podroz.
– Jeszcze jedno – odezwal sie do Austina Becker. – Chcialbym, zeby zostawil pan na pokladzie swoj niezwykly skafander na wypadek, gdyby komisja potrzebowala dalszych dowodow. Potem chetnie dostarczymy go, gdziekolwiek pan zechce.
– Znowu mam nurkowac?!
– Mozliwe. Oczywiscie uzgodnie to z panskimi przelozonymi.
– Oczywiscie – odrzekl Austin. Byl zbyt zmeczony, zeby sie klocic.
Podszedl kapitan i oznajmil, ze czeka lodz, ktora zabierze ich na lad. Austin nie palil sie do tego, zeby spedzac z dunskim biurokrata wiecej czasu, niz jest to konieczne.
– Jesli mozna, zejde na brzeg jutro. Kapitan Larsen chce mi pokazac wyniki swoich badan nad wielorybami.
Larsen, doskonale rozumiejac Austina, przyszedl mu w sukurs.
– A, tak. Jak juz mowilem, na pewno uzna pan nasza prace za fascynujaca. Rano odstawie pana Austina na lad.
Becker wzruszyl ramionami.
– Prosze bardzo. Ja spedzilem ostatnio na morzu tyle czasu, ze wystarczy mi do konca zycia.
Austin popatrzyl na odplywajaca lodz i odwrocil sie do kapitana.
– Dzieki za uratowanie mnie przed panem Beckerem.
Larsen westchnal ciezko.
– Widocznie i tacy biurokraci sa potrzebni.
– Podobnie jak bakterie trawienne w jelitach – odparl Austin.
Kapitan rozesmial sie i polozyl mu reke na ramieniu.
– Chyba trzeba oblac sukces waszej misji.
– Racja – przyznal Austin.
7
Austina potraktowano na statku badawczym jak VIP-a. Po drinkach w kajucie kapitanskiej zjadl wspaniala kolacje, potem obejrzal ekscytujacy material filmowy z podwodnych badan nad wielorybami. Dostal wygodna kajute i spal jak zabity. Nastepnego ranka pozegnal sie z kapitanem Larsenem.
Kapitan zalowal, ze musza sie rozstac.
– Przez kilka dni bedziemy tu robili ogledziny krazownika. Prosze dac znac, jesli kiedykolwiek moglbym w czyms pomoc panu lub NUMA.
Uscisneli sobie rece i Austin wsiadl do lodzi, by odbyc krotka podroz do Portu Zachodniego. Po tygodniach spedzonych na wodzie i pod woda z przyjemnoscia zszedl na lad i ruszyl brukowanym nabrzezem wzdluz rzedu kutrow rybackich. Stolice Wysp Owczych nazwano Thorshavn – “Port Thora” – od najpotezniejszego z bogow skandynawskich. Wbrew swej nazwie Thorshavn okazalo sie spokojnym miasteczkiem, polozonym miedzy dwoma ruchliwymi portami.
Austin mial ochote zwiedzic waskie uliczki z malowniczymi, starymi domkami, ale zerknal na zegarek i uznal, ze trzeba sie pospieszyc, jesli chce zdazyc na przesluchanie. Zostawil worek marynarski w pokoju hotelowym, ktory zarezerwowal mu Becker. Zamierzal zostac na Wyspach Owczych najwyzej dzien lub dwa. Postanowil, ze potem wyjedzie, bez wzgledu na to, co powie Becker. Gdy wychodzil, poprosil recepcje o zarezerwowanie mu lotu do Kopenhagi za dwa dni.
Dotarl do celu po kilkuminutowym spacerze pod gore w kierunku placu Vaglio w sercu centrum handlowego miasta. Przystanal przed okazalym, dziewietnastowiecznym budynkiem z ciemnego bazaltu. Tablica na murze informowala, ze to
Recepcjonistka w holu ratusza wskazala mu droge do sali przesluchan. Austin doszedl korytarzem do drzwi strzezonych przez tegiego policjanta i przedstawil sie. Policjant kazal mu zaczekac i wsliznal sie do sali. Po chwili pojawil sie z Beckerem, ktory wzial Austina pod ramie i odprowadzil na bok.
– Milo pana znow widziec, panie Austin. – Zerknal na policjanta i znizyl glos. – To delikatna sprawa. Wie pan cos o Wyspach Owczych?
– Tylko tyle, ze naleza do Danii.
– Zgadza sie. Wyspy sa czescia Krolestwa Danii, ale od roku 1948 maja autonomie. Sa calkiem niezalezne, zachowaly wlasny jezyk. Kiedy jednak wpadaja w tarapaty finansowe, nie wahaja sie prosic Kopenhagi o pieniadze – wyjasnil Becker z lekkim usmiechem. – Ten incydent wydarzyl sie na wodach farerskich, ale chodzi o dunski okret wojenny.
– Co oznacza, ze SOS nie wygralaby w Danii zadnego konkursu popularnosci.
Becker zbyl komentarz machnieciem reki.
– Stawiam sprawe jasno. Tych wariatow powinno sie powiesic za zatopienie naszego okretu. Ale jestem realista. Ten godny pozalowania incydent nigdy by sie nie zdarzyl, gdyby wyspiarze nie trzymali sie z uporem swoich dawnych zwyczajow.
– Ma pan na mysli polowania na wieloryby?
– Nie bede komentowal moralnej strony grindarapu. Wielu Dunczykow uwaza grind za barbarzynski i niepotrzebny rytual. Ale wazniejszy jest aspekt ekonomiczny. Firmy, ktore moglyby kupowac od Farerow ryby lub szukac tu ropy, nie chca, zeby mowiono, ze robia interesy z mordercami wielorybow. I Kopenhaga znow musi siegac do portfela.
– To tyle, jesli chodzi o niezaleznosc.
Becker znow sie usmiechnal.
– Rzad dunski chce zalatwic te sprawe szybko, bez zbytniego rozglosu miedzynarodowego. Nie chcemy, zeby ludzi z SOS uznano za bohaterskich meczennikow, ktorzy dzialali nierozwaznie, ale w obronie bezbronnych stworzen.
– Czego pan ode mnie oczekuje?
– Prosze nie ograniczac sie w zeznaniach do panskich obserwacji technicznych. Wiemy, jak zatonal krazownik. Niech pan uwypukli ludzkie cierpienie, ktorego byl pan swiadkiem. Naszym celem jest postawienie Ryana pod pregierzem opinii publicznej, potem wydalenie tych niebezpiecznych chuliganow z naszego kraju i dopilnowanie, zeby tu nie wracali. Chcemy, zeby swiat uznal ich za wyrzutkow spoleczenstwa, nie za meczennikow. Moze wtedy nie powtorzy sie taka historia.
– A jesli Ryan mimo wszystko jest niewinny?