Oczy Austina zalewal pot splywajacy po czole. Wytarl twarz rekawem smokingu i zerknal przez ramie. Poscig zblizal sie. Austin ominal kolejnego przechodnia i spojrzal przed siebie. W oddali widzial bialy obelisk Waszyngtona. Kolo pomnika mogli znajdowac sie uzbrojeni ludzie z ochrony, ale watpliwe, zeby dotarl tak daleko. Psy zaczynaly odczuwac zmeczenie. Biegly troche wolniej. Sanie zachowywaly sie jak samochod, kiedy konczy sie benzyna. Popedzil zaprzeg cmokaniem, ktore slyszal u zawodnikow podczas wyscigu.

Ulica przed nim przejezdzaly samochody. Jesli dopisze mu szczescie, ruch uliczny moze go odgrodzic od poscigu. Sanie wypadly z Mall na chodnik. Austin zobaczyl luke miedzy dwoma jadacymi autami i wycelowal w nia w nadziei, ze zdazy przedostac sie na druga strone. Psy zawahaly sie, ale popedzil je. Przewodnik zaprzegu zeskakiwal z kraweznika, gdy przed saniami, jak spod ziemi, pojawila sie ciezka limuzyna.

Austin mocno szarpnal kierownice. Pies przewodnik zdazyl zmienic kierunek i skrecic w prawo. Sanie przechylily sie niczym lawirujaca zaglowka. Austin skontrowal cialem, sanie opadly z powrotem na cztery kola. Psy pociagnely je po chodniku. Umealiq scial zakret i znalazl sie kilka metrow od Austina.

Dwa pojazdy pedzily chodnikiem jak rydwany w filmie Ben Hur. Austin zrezygnowal z kierowania i zdal sie na psy, ktore lepiej od niego omijaly przechodniow. Koncentrowal sie tylko na tym, zeby nie spasc. Sanie jechaly tuz obok siebie, niemal sie stykaly. Umealiq wyciagnal pistolet i wycelowal w Kurta.

Austin poczul sie tak, jakby mial namalowana na czole tarcze strzelnicza. Ale oddanie celnego strzalu nie bylo latwe. Poniewaz Umealiq trzymal teraz kierownice jedna reka, sanie jechaly wezykiem i nie mogl dokladnie wycelowac. Mimo to nacisnal spust.

Pocisk chybil, poszedl za wysoko. Austin pomyslal, ze to slaba pociecha. Umealiq bedzie strzelal, dopoki nie oprozni magazynka. Przy okazji moze zranic lub zabic kogos innego. Kurt zadzialal instynktownie – mocno nacisnal hamulec. Sanie Eskimosa wysunely sie troche do przodu. Austin powtorzyl sztuczke Umealiq z wyscigu i skrecil w prawo. Jego przednie kolo zawadzilo o tylna opone drugiego pojazdu i Umealiq musial walczyc o utrzymanie kontroli nad saniami.

Manewr byl ryzykowny, ale dal pozadany efekt. Przy uderzeniu kierownica wyslizgnela sie ze spoconej dloni Umealiqa. Przednie kola san skrecily ostro, pojazd zarzucil i przewrocil sie. Eskimos wypadl na chodnik, wypuscil z reki pistolet, przetoczyl sie kilka razy i znieruchomial. Jego psy pedzily dalej, wlokac lezace na boku sanie.

Zaprzeg Austina pedzil w kierunku Constitution Avenue. Zawolal do przestraszonych hukiem wystrzalu psow, zeby stanely i wdepnal hamulec, ale bez skutku. Wypadli na ruchliwy bulwar.

Sanie oderwaly sie od kraweznika, uniosly w powietrze i opadly na cztery kola, az Austinowi zagrzechotaly zeby. Rozlegl sie przerazliwy pisk opon, kiedy kierowca wielkiego jak dom samochodu rozpaczliwie nacisnal hamulec i potezna, chromowana oslona chlodnicy zatrzymala sie centymetry od Austina. Kurt dostrzegl przerazona twarz za przednia szyba. Kierowcy oczy wychodzily z orbit, gdy patrzyl na woznice w smokingu, pedzacego psim zaprzegiem przez najbardziej ruchliwy bulwar w Waszyngtonie.

Dookola piszczaly opony hamujacych samochodow, potem rozlegl sie lomot, gdy ktos uderzyl w czyjs tylny zderzak. Nastapila reakcja lancuchowa kolejnych zderzen. Smierdzialo spalona guma. Austin dotarl calo na druga strone szerokiej alei i psy wdrapaly sie na chodnik. Sanie jechaly na tyle wolno, ze zdazyl z nich zeskoczyc, zanim uderzyly w kraweznik. Psy byly wykonczone gonitwa w obcym im upale i nie zamierzaly dalej biec. Polozyly sie, ciezko dyszac z wywieszonymi jezykami.

Kurt spojrzal na chaos, ktory po sobie zostawil na Constitution Avenue. Ruch po tej stronie alei zamarl, wsciekli kierowcy wysiadali z samochodow, zeby ustalic winnych stluczek. Na przeciwleglym chodniku stal Umealiq. Po jego twarzy splywala krew. Wyciagnal zza pasa noz. Trzymajac go przy piersi, zszedl z kraweznika. Na dzwiek syren policyjnych zatrzymal sie. Nagle pojawila sie jedna z psich ciezarowek, ktore Austin widzial przy torze wyscigowym. Zahamowala przed Eskimosem i zaslonila go na kilka sekund. Kiedy odjechala, Umealiq zniknal.

Austin podszedl do ciezko dyszacych psow i poklepal kazdego po lbie.

– Kiedys bedziemy musieli to powtorzyc – powiedzial.

Otrzepal kolana i lokcie, ale wiedzial, ze wyglada, jakby wracal z weekendowej balangi. Wzruszyl z rezygnacja ramionami i poszedl z powrotem w kierunku muzeum. Therri stala przy czteropietrowym, granitowym budynku od strony Constitution Avenue. Na widok Austina jej twarz rozjasnila sie. Podbiegla i objela go.

– Dzieki Bogu, nic ci sie nie stalo – powiedziala, przytulajac go mocno. – A co z tamtym strasznym typem?

– Przestraszyl sie waszyngtonskiego ruchu i zrezygnowal z jazdy. Przepraszam, ze po drodze musialem sie ciebie pozbyc.

– Nie ma sprawy. Faceci nieraz mnie rzucali, choc jeszcze zaden nie kazal mi sie wynosic z san zaprzezonych w psy.

Therri opowiedziala, ze znalazla radiowoz policyjny, zaparkowany w poblizu Castle. Powiedziala gliniarzom, ze jej przyjacielowi grozi w parku smiertelne niebezpieczenstwo. Popatrzyli na nia jak na wariatke, ale pojechali to zbadac. Wrocila do muzeum poszukac Bena, jednak nie bylo po nim sladu. Kiedy zastanawiala sie, co ma dalej robic, uslyszala syreny. Wyszla na bulwar i zobaczyla Austina.

Zlapali taksowke i dojechali do swoich samochodow. Pocalowali sie na pozegnanie i umowili na spotkanie nastepnego dnia.

Kiedy Austin wrocil do domu, na podjezdzie stal turkusowy samochod NUMA. Drzwi frontowe nie byly otwarte. Wszedl do srodka i uslyszal z glosnikow stereo Take Five w wykonaniu kwartetu Dave’a Brubecka. W jego ulubionym czarnym skorzanym fotelu siedzial ze szklanka w reku Rudi Gunn, zastepca szefa NUMA, niski, zylasty mezczyzna o waskich ramionach i biodrach. Gunn byl mistrzem logistyki, absolwentem Annapolis i bylym komandorem marynarki.

– Mam nadzieje, ze wybaczysz mi to wlamanie do ciebie – powital Austina.

– Jasne. Przeciez dalem ci szyfr zamka.

Gunn wskazal szklanke.

– Konczy ci sie szkocka whisky Highland – oznajmil z typowym dla niego figlarnym usmiechem.

– Pogadam o tym z lokajem. – Austin rozpoznal ksiazke, ktora trzymal Gunn. – Nie wiedzialem, ze lubisz Nietzschego.

– Znalazlem to na stoliku do kawy. Ciezka rzecz.

Kurt podszedl do baru, zeby zrobic sobie drinka.

Gunn odlozyl ksiazke na bok i wzial ze stolika plik dokumentow.

– Dzieki za raport. Zainteresowal mnie duzo bardziej niz dziela pana Nietzschego.

– Domyslalem sie, ze tak bedzie – odparl Austin i usadowil sie ze szklanka na sofie.

Gunn podniosl na czolo grube okulary w rogowej oprawie i przerzucal stronice raportu.

– W takich momentach uswiadamiam sobie, jakie nudne prowadze zycie. Naprawde minales sie z powolaniem. Powinienes pisac scenariusze do gier wideo.

Austin rozkoszowal sie smakiem ciemnego rumu z dodatkiem jamajskiego piwa imbirowego.

– Nie. Ta historia jest za bardzo naciagana.

– Pozwole sobie byc innego zdania, stary. Co jest naciagane w opowiesci o tajemniczej korporacji, ktora na odleglosc zatapia statki? Dawno zapomniana jaskinia na Wyspach Owczych z fantastyczna sztuka scienna… Stwor z filmu Szczeki, przez ktorego wyladowales na tylku… – Gunn nie mogl powstrzymac chichotu. – Chcialbym to zobaczyc.

– Nie ma juz takich rzeczy, jak szacunek dla czlowieka – poskarzyl sie Austin.

Gunn przerzucil kilka nastepnych stron.

– Lista ciagnie sie w nieskonczonosc. Eskimoskie bandziory polujace na ludzi zamiast na foki… Jest tez prawniczka z radykalnej grupy obroncow srodowiska… – Podniosl wzrok znad papierow. – Zaloze sie, ze ma ladne, dlugie nogi.

Austin zastanowil sie.

– Powiedzialbym, ze przecietnej dlugosci, ale calkiem zgrabne.

– Nie mozna miec wszystkiego. – Gunn polozyl raport na kolanach i przyjrzal sie Austinowi. Popatrzyl na przekrzywiona muszke, dziure na kolanie smokingowych spodni i zdarte buty. – Bramkarz wywalil cie z imprezy w muzeum? Jestes troche, hm… wymietoszony.

– Impreza byla w porzadku. Ale przekonalem sie, ze Waszyngton schodzi na psy.

– To nic nowego – odrzekl Gunn. – Mam nadzieje, ze nie wypozyczyles tego stroju.

– Gorzej – odparl Austin. – To moj wlasny smoking. Moze NUMA kupi mi nowy.

– Pogadam o tym z admiralem Sandeckerem – obiecal Gunn.

Вы читаете Podwodny Zabojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату