Austin zrobil nastepne drinki, a potem opowiedzial o spotkaniu z Marcusem Ryanem i o tym, co wydarzylo sie tego dnia. Gunn postukal palcem w raport na swoich kolanach.
– Jaki ma to zwiazek z tym, co tu opisales?
– Szefowie Oceanusa rozprawiaja sie bezlitosnie z kazdym, kto wejdzie im w droge.
– Tez tak uwazam. – Gunn zamilkl na chwile i zmarszczyl czolo. Potrafil analizowac dane jak komputer. W koncu zapytal: – A co z tym Baskiem, Aguirrezem?
– Interesujacy facet. To zakryta karta w tym pokerze. Gadalem z kumplem z CIA. Nie wiadomo, czy Aguirrez jest powiazany z separatystami baskijskimi. Perlmutter grzebie dla mnie w historii jego rodziny. Na razie wiem tylko tyle, ze to albo baskijski terrorysta, albo archeolog amator.
– Moze sam moglby nam to wyjasnic. Szkoda, ze nie masz z nim kontaktu.
Austin odstawil drinka, wyciagnal z kieszeni portfel i wyjal wizytowke, ktora Aguirrez dal mu na jachcie. Na odwrocie napisany byl numer telefonu.
– No to zadzwon – powiedzial Gunn.
Austin podniosl sluchawke telefonu i wystukal numer. Byl zmeczony po wieczornych wyczynach i nie robil sobie wielkich nadziei.
– Co za mila niespodzianka, panie Austin. Czulem, ze jeszcze porozmawiamy – uslyszal znajomy glos.
– Mam nadzieje, ze nie przeszkadzam w niczym waznym.
– Alez nie.
– Jest pan jeszcze na Wyspach Owczych?
– Nie. Przyjechalem w interesach do Waszyngtonu.
– Do Waszyngtonu?
– Tak, wedkowanie na Wyspach Owczych jest przereklamowane. Czym moge sluzyc, panie Austin?
– Dzwonie, zeby podziekowac za wyciagniecie mnie z tarapatow w Kopenhadze.
Aguirrez nie probowal zaprzeczyc, ze to jego ludzie przepedzili napastnikow z kijami, ktorzy zaatakowali Austina i Therri Weld.
– Ma pan talent do pakowania sie w klopoty, moj przyjacielu – zasmial sie.
– Wiekszosc moich klopotow ma zwiazek z firma o nazwie Oceanus. Liczylem na to, ze znow bedziemy mogli o tym pogawedzic. I ze opowie mi pan, jak postepuja panskie badania archeologiczne.
– Bardzo chetnie – odrzekl Aguirrez. – Jutro rano mam spotkania, ale po poludniu jestem wolny.
Uzgodnili godzine i Austin zanotowal waszyngtonski adres Aguirreza. Zaczal relacjonowac Gunnowi tresc rozmowy, gdy znow odezwal sie telefon. Dzwonil Joe Zavala. Wrocil z Europy. Rozwiazal problemy z “Sea Lampreyem” i opuscil statek, kiedy “Beebe” zostal zaproszony przez dunska jednostke “Thor” do wspolpracy przy projekcie badawczym na Wyspach Owczych.
– Chcialem cie tylko zawiadomic, ze juz jestem w domu. Usciskalem moja corvette i wlasnie wybieram sie na wieczornego drinka z pewna mloda, piekna dama – powiedzial Zavala. – Czy wydarzylo sie cos nowego od czasu, kiedy widzielismy sie ostatni raz?
– Normalka. Dzis wieczorem pewien stukniety Eskimos scigal mnie psim zaprzegiem przez Mall z zadza mordu w oczach. Poza tym cisza i spokoj.
Po drugiej stronie linii zapadlo milczenie.
– Zartujesz? – zapytal w koncu Zavala.
– Nie. Rudi jest tutaj. Wpadnij, to wszystkiego sie dowiesz.
Zavala mieszkal w malym budynku dawnej biblioteki okregowej w Arlington.
– Widze, ze musze odwolac randke. Bede za kilka minut – obiecal. – Zaczekaj. Masz jeszcze te flaszke tequili, ktora chcielismy rozpic na Wyspach Owczych?
– Jasne, jest w moim worku marynarskim.
– To ja przywiez.
26
Nastepnego ranka, w drodze do centrali NUMA, Austin wstapil do Muzeum Historii Naturalnej. W sali wystawowej ujrzal Gleasona. Nie wygladal na uszczesliwionego. Nie pozostalo sladu po wieczornej imprezie, a gabloty swiecily pustkami. Pozdejmowano nawet wszystkie plakaty.
– To straszne – powiedzial Gleason. – Straszne.
– Czyzby zdarzyl sie pozar? – zapytal Austin.
– Gorzej. Sponsorzy zwineli wystawe.
– Mogli to zrobic? – zdziwil sie Austin i natychmiast zdal sobie sprawe, ze to glupie pytanie.
Gleason zamachal rekami.
– Tak, zgodnie z aneksem do umowy. Naciskali nas, zebysmy go podpisali. Mieli prawo zlikwidowac wystawe w kazdej chwili i wyplacic nam niewielkie odszkodowanie.
– Dlaczego sie wycofali?
– Nie wiem. Firma public relations, ktora to wszystko zalatwiala, wyjasnila, ze tylko wykonuje polecenia.
– A doktor Barker?
– Probowalem sie z nim porozumiec, ale zniknal bez sladu.
– Mial pan blizszy kontakt z Oceanusem niz wiekszosc ludzi – powiedzial Austin, przechodzac do rzeczy. – Co pan wie o doktorze Barkerze?
– Niestety, niewiele. Wiecej wiem o jego przodku.
– Kapitanie statku wielorybniczego, o ktorym wspominal?
– Tak, o Fredericku Barkerze seniorze. Widzial pan wczoraj noze Kiolya. Jeden z nich nalezal kiedys do niego. Ma ponad sto lat. Przerazajaca bron, ostra jak brzytwa. Od samego patrzenia na nia dostawalem rozstroju zoladka.
– Gdzie moglbym sie dowiedziec czegos o kapitanie Barkerze?
– Moze pan zaczac od mojego biura. – Gleason obrzucil ponurym spojrzeniem puste gabloty. – Chodzmy. Nic tu po mnie.
Biuro miescilo sie w skrzydle administracyjnym. Gleason wskazal Kurtowi krzeslo i wzial z polki stara ksiazke Kapitanowie statkow wielorybniczych z New Bedford. Otworzyl ja i podsunal Austinowi.
– Wzialem to z naszej biblioteki z okazji wystawy. Oto kapitan Barker. Wielorybnicy z Nowej Anglii byli twardzi. Wielu zostalo szyprami tuz po dwudziestce. Bunty zalog, niszczycielskie sztormy i wrogosc krajowcow stanowily dla nich chleb powszedni.
Austin przyjrzal sie ziarnistej, czarno-bialej fotografii w ksiazce. Barker mial na sobie stroj eskimoski i trudno bylo rozpoznac jego rysy. Twarz kapitana otaczal kaptur futrzanej parki, oczy chronily kosciane gogle z poziomymi szczelinami. Podbrodek pokrywala siwa szczecina.
– Ciekawe okulary – zauwazyl Austin.
– Przeciwsloneczne. Innuici bali sie oslepnac od bieli sniegu. Barker mial zapewne bardzo wrazliwe oczy. Jego rodzine przesladowal albinizm. Podobno dlatego spedzil tyle zim na polnocy, poniewaz unikal slonca.
Gleason wyjasnil, ze w 1871 roku statek Barkera, “Orient”, rozbil sie. Ocalal tylko kapitan.
– Krajowcy uratowali mu zycie i spedzil zime w eskimoskiej osadzie. Wspomina, jak zona wodza sciagnela mu buty i rozgrzala jego zmarzniete stopy cieplem swojego nagiego lona.
– Znam gorsze sposoby rozgrzewania. Co ma z tym wspolnego plemie Kiolya?
– To oni go uratowali.
– Nie pasuje mi to do ich krwiozerczosci, o ktorej pan mowil. Spodziewalbym sie raczej, ze zabija obcego.
– Normalnie tak by bylo, ale niech pan nie zapomina, ze Barker roznil sie wygladem od innych wielorybnikow. Mial biale wlosy, blada skore i jasne oczy. Pewnie wzieli go za boga sniegu.
– Moze za Toonooka.
– Wszystko jest mozliwe. Barker pomija niektore szczegoly. Spolecznosc kwakierska w New Bedford nie zaaprobowalaby tego, ze ktos z jej czlonkow udawal jakiegos boga. Ale to przezycie zmienilo go.
– W jakim sensie?
– Stal sie zagorzalym obronca morsow. Po powrocie do domu namawial swoich kolegow wielorybnikow do