zaprzestania rzezi tych stworzen. Kiolya opanowywali tereny lowieckie niczym gangi uliczne, kontrolujace w miastach handel narkotykami. Zabierali pokonanym nawet kobiety i narzedzia. Inne plemiona Innuitow glodowaly, dopoki nie zjednoczyly sie i nie przepedzily Kiolya. Barker mial dlug wdziecznosci wobec Kiolya i myslal, ze po zaprzestaniu polowan na morsy plemie zrezygnuje ze swoich bandyckich zwyczajow.
– Mial racje?
– Moim zdaniem, byl naiwny. Watpie, zeby cokolwiek moglo ich zmienic. Chyba tylko uzycie sily.
Austin zastanowil sie. Jako milosnik filozofii, wierzyl w teorie, ze przeszlosc to terazniejszosc. Kiolya mogli byc kluczem do rozwiazania zagadki Oceanusa.
– Gdzie moglbym sie dowiedziec czegos wiecej o tym plemieniu?
– Pewnie w kartotece aresztowanych policji kanadyjskiej. Nie ma zbyt wielu informacji z okresu miedzy rozproszeniem Kiolya i dniem dzisiejszym, ale znalazlem pewna niesamowita historie, ktora zdaje sie potwierdzac to, co powiedzialem wczesniej o bogu sniegu. – Gleason poszperal w szafce na akta i wyjal wycinek z “New York Timesa” z 1935 roku. Przechowywal go w plastikowej kopercie. Doniesienie prasowe pochodzilo znad Zatoki Hudsona. Austin przeczytal:
Austin poprosil Gleasona o zrobienie kopii artykulu i podziekowal za poswiecenie mu czasu.
– Przykro mi z powodu wystawy – dodal przy wyjsciu.
Gleason pokrecil glowa.
– Po prostu mnie zamurowalo, gdy tak nagle sie zwineli. A przy okazji, slyszal pan o senatorze Grahamie? Nastepne nieszczescie. To jeden z naszych najwiekszych sprzymierzencow.
– Chyba widzialem go tu wczoraj – odrzekl Austin.
– Na pewno. Kiedy wracal do siebie do Wirginii, jakas ciezarowka zepchnela go z drogi. Jest w stanie krytycznym. Sprawca uciekl. Mam nadzieje, ze to nieprawda, ze nieszczescia chodza trojkami.
– Moze byc prostsze wytlumaczenie panskiego pecha – odparl Austin.
– Tak? Jakie?
Austin wskazal niebo i z cala powaga odrzekl:
– Toonook.
27
St. Julien Perlmutter wszedl do swojego przestronnego, przerobionego z wozowni domu w Georgetown i spojrzal z luboscia na setki starych i nowych ksiazek. Wylewaly sie z przeciazonych polek pod scianami niczym rozlegla rzeka slow, ktorej odnogi siegaly do kazdego pokoju.
Zwykly smiertelnik ucieklby na widok tego balaganu, jednak Perlmutter usmiechal sie blogo, pieszczac wzrokiem stosy tomow. Mogl wyrecytowac tytuly, nawet zacytowac cale strony ze swojej kolekcji, ktora powszechnie uznawano za najbardziej kompletna biblioteke marynistyczna.
Perlmutter umieral z glodu po rygorach lotu transatlantyckiego. Nie mial problemu z pomieszczeniem swojego wielkiego cielska w samolocie: po prostu zarezerwowal dwa miejsca. Ale nawet w pierwszej klasie oferta kulinarna byla, wedlug jego standardow, odpowiednikiem koscielnej zupki dla bezdomnych. Skierowal sie do kuchni niczym rakieta i z zadowoleniem stwierdzil, ze gospodyni zrobila zakupy zgodnie z jego instrukcjami.
Mimo wczesnej pory, pochlanial wkrotce faszerowana jagniecine po prowansalsku z ziemniakami przyprawionymi tymiankiem i popijal bordeaux. Kiedy wycieral serwetka usta i siwa brode, zadzwonil telefon.
– Kurt! – wykrzyknal Perlmutter na dzwiek znajomego glosu w sluchawce. – Skad, u diabla, wiedziales, ze wrocilem?
– CNN podala, ze we Wloszech zabraklo makaronu. Domyslilem sie, ze wrocisz do domu, zeby sie porzadnie najesc.
– Nie – zagrzmial Perlmutter. – Wrocilem dlatego, ze brakowalo mi telefonicznych drwin impertynenckich gowniarzy.
– Jestes w swietnej formie, St. Julien. Musiales miec udana podroz.
– Owszem. I rzeczywiscie czuje sie tak, jakbym zjadl caly makaron we Wloszech. Ale dobrze byc z powrotem na swoich smieciach.
– Jestem ciekaw, co dla mnie ustaliles.
– Mialem zadzwonic do ciebie pozniej. Znalazlem fascynujacy material. Mozesz wpasc? Zaparze kawe i pogadamy.
– Bede za piec minut. Tak sie sklada, ze wlasnie przejezdzam przez Georgetown.
Po przyjezdzie Austina Perlmutter postawil na stole dwie wielkie filizanki kawy z mlekiem. Odsunal na bok sterte ksiazek, zeby zwolnic fotel dla goscia, potem drugi stos, by zrobic miejsce na duzej sofie dla swojego szerokiego siedzenia.
– Przechodzac do rzeczy… – powiedzial. – Po twoim telefonie do Florencji porozmawialem o relikwiach Rolanda z moim gospodarzem, seniorem Noccim. Przypomnial sobie wzmianke historyczna w liscie do papieza z rodu Medyceuszy, napisanym przez niejakiego Martineza, fanatycznego zwolennika inkwizycji hiszpanskiej i zagorzalego wroga Baskow. Pan Nocci skontaktowal mnie z zastepczynia kustosza Biblioteki Laurenziana. Wygrzebala manuskrypt, w ktorym Martinez wyraza sie z nienawiscia o Diego Aguirrezie.
– Przodku Balthazara, mojego nowego znajomego. Dobra robota.
Perlmutter usmiechnal sie.
– To dopiero poczatek. Martinez stwierdza stanowczo, ze Aguirrez ma miecz i rog Rolanda. Zapowiada, ze bedzie go scigal, cytuje, “na koniec swiata”, zeby odzyskac te przedmioty.
Austin gwizdnal cicho.
– Wynika z tego, ze relikwie Rolanda naprawde istnialy i byly w rekach rodziny Aguirrezow.
– To wydaje sie potwierdzac plotki, ze Diego mial miecz i rog.
Perlmutter podsunal Austinowi dokument.
– Oto kopia rekopisu z Archiwow Panstwowych w Wenecji. Znaleziono go w muzeum morskim w aktach dotyczacych galer wojennych.
Austin przeczytal tytul na pierwszej stronie: OCZYSZCZENIE Z ZARZUTOW CZLOWIEKA MORZA. Na frontispisie byla podana data: 1520 roku. We wstepie do publikacji autor napisal:
Austin zerknal na Perlmuttera.
– Co Blackthorne ma wspolnego z Rolandem i dawno niezyjacym Aguirrezem?
– Wszystko, moj chlopcze. Wszystko. – Perlmutter zajrzal do swojej filizanki. – Poniewaz wstajesz, czy