Przytulny apartament skladal sie z wielkiego salonu z wydzielona kuchnia w jednym koncu i srednich rozmiarow sypialni. Lazienka znajdowala sie w polowie krotkiego korytarza pomiedzy nimi. Komputer i drukarke ustawilam na stole w czesci jadalnej obok kuchni. Podczas pracy jestem balaganiara i kiedy zamierzalam wlozyc plaszcz, rozejrzalam sie po otoczeniu tak, jak moglaby to zrobic pani Hilmer.
Gazety, ktore przegladalam, lezaly rozrzucone na podlodze w niszy wokol krzesla. Dekoracyjna misa z owocami i mosiezne swieczniki, ustawione pierwotnie na kolonialnym stoliku, staly stloczone razem na bufecie. Moj terminarz lezal otwarty przy komputerze, a obok walalo sie pioro. W poblizu drukarki spoczywal gruby plik stenogramow z procesu, poznaczonych gesto zoltym markerem.
Przypuscmy, ze z jakiegos powodu pani Hilmer mnie odprowadzi i zobaczy ten balagan, pomyslalam. Jak zareaguje? Bylam zupelnie pewna, ze znam odpowiedz na to pytanie, poniewaz w jej domu absolutnie wszystko znajdowalo sie na swoim miejscu.
Pochylilam sie, pozbieralam papiery i ulozylam je w cos na ksztalt uporzadkowanego stosu. Potem, po dalszym namysle, wyciagnelam wielka podrozna torbe, w ktorej zawsze je przewozilam, i wrzucilam wszystko do srodka.
W slad za nimi wlozylam do torby stenogramy z procesu. Uznalam, ze notatnik, pioro i laptop nie obrazaja szczegolnie niczyjego poczucia estetyki. Przestawilam mise z owocami i swieczniki z powrotem na ich poprzednie miejsce na stoliku. Wlasnie zaczelam upychac torbe w szafie, gdy przyszlo mi do glowy, ze gdyby w mieszkaniu wybuchl pozar, stracilabym wszystkie materialy. Odrzucilam te mysl jako niedorzeczna, mimo to jednak postanowilam zabrac torbe ze soba. Nie wiem, dlaczego to zrobilam, ale zrobilam. Mozna to nazwac przeczuciem, jednym z owych przeblyskow intuicji, jak zwykla mawiac moja babcia.
Na zewnatrz wciaz bylo zimno, ale przynajmniej wiatr ucichl. Mimo to spacer z apartamentu do domu wydawal sie dlugi. Pani Hilmer powiedziala mi, ze po smierci meza kazala dobudowac nowy garaz do domu, poniewaz nie chciala chodzic bez przerwy do starego. Teraz dawny garaz pod apartamentem byl pusty, jesli nie liczyc narzedzi ogrodniczych i ogrodowych mebli.
Idac do domu w mrocznej ciszy, doskonale rozumialam, dlaczego nie chciala odbywac noca tych samotnych spacerow.
– Prosze nie myslec, ze sie tu przeprowadzam – powiedzialam, kiedy pani Hilmer otworzyla drzwi i spostrzegla torbe podrozna. – Po prostu nigdy sie z tym nie rozstaje.
Nad szklaneczka sherry wyjasnilam jej, co jest w torbie, i nagle mnie olsnilo. Pani Hilmer mieszkala w Oldham prawie piecdziesiat lat. Brala czynny udzial w zyciu parafii i miasta – a to znaczy, ze znala tu wszystkich. W artykulach prasowych byly wzmianki o ludziach, ktorych nazwiska nic mi nie mowily, lecz jej musialy byc znane.
– Zastanawiam sie, czy nie moglaby pani przerzucic ze mna tych papierow – poprosilam ja. – Chcialabym porozmawiac z wymienionymi w nich ludzmi, pod warunkiem ze nadal mieszkaja w okolicy. Na przyklad niektore przyjaciolki Andrei ze szkoly, owczesni sasiedzi Willa Nebelsa, kilku sposrod tych typow, z ktorymi wloczyl sie Rob Westerfield. Wiekszosc szkolnych kolezanek Andrei z pewnoscia wyszla za maz, a wiele z nich prawdopodobnie wyjechalo. Zastanawiam sie, czy zechcialaby pani przejrzec ze mna te stare artykuly i moze sporzadzic liste osob, ktore wowczas rozmawialy z dziennikarzami i nadal tu mieszkaja. Licze na to, ze moga wiedziec cos, co wowczas nie wyszlo na jaw.
– Jedna z nich moge ci wskazac od razu – oswiadczyla pani Hilmer. – Joan Lashiey. Jej rodzice przeszli na emeryture, a ona poslubila Lea St. Martina. Mieszkaja w Garrison.
Joan Lashiey to byla dziewczyna, z ktora Andrea odrabiala lekcje tamtego ostatniego wieczoru! Garrison lezalo w poblizu Cold Spring, zaledwie pietnascie minut jazdy stad. Stalo sie oczywiste, ze moja gospodyni bedzie dla mnie kopalnia informacji o ludziach, z ktorymi chcialam sie spotkac.
Kiedy pilysmy kawe, otworzylam torbe i polozylam na stole kilka gazet. Ujrzalam grymas bolu na twarzy pani Hilmer, gdy spojrzala na pierwsza z nich. „Pietnastolatka zakatowana na smierc”. Pod spodem bylo zdjecie Andrei. Miala na sobie stroj, w ktorym kibicowala swojej druzynie: czerwona kurtke z mosieznymi guzikami i krotka spodniczke. Wlosy opadaly jej na ramiona, usmiechala sie. Wygladala na szczesliwa, pelna zycia, mloda dziewczyne.
To zdjecie zostalo zrobione podczas pierwszego meczu w sezonie pod koniec wrzesnia. Kilka tygodni pozniej Rob Westerfield spotkal ja po raz pierwszy, kiedy grala w kregle z przyjaciolkami w centrum sportowym w miescie. W nastepnym tygodniu wybrala sie z nim na przejazdzke samochodem, a Rob zostal zatrzymany przez policjanta za przekroczenie predkosci.
– Pani Hilmer, uprzedzam pania – powiedzialam. – Nie jest latwo przegladac ten material, wiec jesli uwaza pani, ze prosze o zbyt wiele…
Przerwala mi.
– Nie, Ellie, chce to zrobic.
– W porzadku. – Zostawilam jej reszte gazet. Stenogramy z procesu nadal spoczywaly w torbie. Teraz je wyjelam. – To niezbyt przyjemna lektura.
– Zostaw mi to – powiedziala stanowczo.
Pani Hilmer uparla sie, ze pozyczy mi mala latarke na droge powrotna do apartamentu, i musze przyznac, ze bylam z tego zadowolona. Chmury rozproszyly sie i teraz wygladal spoza nich srebrny ksiezyc. Wiem, ze to zabrzmi smiesznie, lecz moglam myslec tylko o tych zaduszkowych wizerunkach czarnych kotow, siedzacych na sierpie ksiezyca i usmiechajacych sie, jakby posiadly jakas tajemna wiedze.
Zostawilam tylko wlaczona mala lampe na klatce schodowej – znow przez wzglad na moja gospodynie, aby nie nabijac jej rachunkow za elektrycznosc. Kiedy wchodzilam po schodach, nabralam nagle watpliwosci, czy owa oszczednosc byla dobrym pomyslem. Klatka schodowa tonela w mroku, a stopnie skrzypialy pod moimi krokami. Nagle uswiadomilam sobie z bolesna wyrazistoscia, ze Andrea zostala zamordowana w garazu bardzo podobnym do tego. Oba byly zaadaptowanymi stodolami. Tutaj stary strych na siano zostal zaadaptowany na apartament, ale cala konstrukcja zachowala swoj dawny charakter.
Nim dotarlam do szczytu schodow, trzymalam juz w reku klucz. Przekrecilam go szybkim ruchem, weszlam do srodka i zaryglowalam drzwi. Natychmiast przestalam sie martwic o rachunki i zaczelam zapalac wszystkie swiatla, jakie zdolalam znalezc: lampki po obu stronach tapczanu, zyrandol nad stolem jadalnym, swiatlo w korytarzu, swiatlo w lazience. Wreszcie wydalam westchnienie ulgi i sprobowalam otrzasnac sie z poczucia zagrozenia, ktore mnie ogarnelo.
Stol z laptopem i drukarka wygladal dziwnie schludnie, moje pioro i notatnik lezaly po jednej stronie, a waza z owocami i swieczniki staly posrodku. Nagle uswiadomilam sobie, ze cos sie zmienilo. Zostawilam pioro na prawo od notatnika, obok klawiatury. Teraz znajdowalo sie z lewej strony notatnika, dalej od komputera. Przeszedl mnie zimny dreszcz. Ktos tu byl i musial je przesunac. Tylko po co? Aby przejrzec notes i sprawdzic rozklad moich zajec – to jedyne wytlumaczenie. Gdzie jeszcze grzebal?
Wlaczylam komputer i zaczelam przegladac plik, w ktorym prowadzilam swoje notatki na temat Roba Westerfielda. Dzis po poludniu wstukalam tam krotki opis mezczyzny, ktory zaczepil mnie na parkingu przy stacji kolejowej. Notatka nadal tam byla, pojawilo sie jednak nowe zdanie. Napisalam, ze byl sredniego wzrostu, chudy, ze zlosliwymi swidrujacymi oczami i waskimi wargami. Nowe zdanie brzmialo: „Uchodzi za niebezpiecznego, nalezy wiec zachowac szczegolna ostroznosc”.
Kolana sie pode mna ugiely. Bylo wystarczajaco niepokojace, ze ktos tu wszedl, kiedy skladalam wizyte pani Hilmer, ale to, ze zamanifestowal swoja obecnosc, przerazilo mnie. Mialam absolutna pewnosc, ze wychodzac, zamknelam drzwi, lecz zamek byl prosty i niedrogi, nie stanowil wiec przeszkody dla zawodowego wlamywacza. Czy nic nie zginelo? Pobieglam do sypialni i zobaczylam, ze drzwi szafy, ktore zostawilam zamkniete, sa lekko uchylone. Moje ubrania i buty wydawaly sie jednak nietkniete. W gornej szufladzie bielizniarki trzymalam skorzana kasetke z bizuteria. Kolczyki, zloty lancuszek i prosty, dlugi sznur perel to wszystko, na czym mi zalezy, lecz w kasetce znajdowaly sie rowniez pierscionek zareczynowy i obraczka slubna mojej matki, a takze brylantowe kolczyki, ktore moj ojciec podarowal jej na pietnasta rocznice slubu, rok przed smiercia Andrei.
Bizuteria tez byla na miejscu, stalo sie zatem jasne, ze ktokolwiek tu wszedl, nie byl zwyczajnym zlodziejem. Szukal informacji, a ja uswiadomilam sobie, jakie to szczescie, ze zabralam ze soba stenogramy z procesu i wszystkie stare gazety. Nie mialam najmniejszych watpliwosci, ze zostalyby zniszczone. Moglabym zdobyc stenogramy, zajeloby to jednak mnostwo czasu, natomiast gazety byly nie do odzyskania. Nie chodzilo tylko o zawarte w nich fakty, lecz takze o wywiady i relacje, ktore przepadlyby bezpowrotnie, gdyby papiery zniknely.
Postanowilam nie dzwonic na razie do pani Hilmer. Bylam pewna, ze nie zmruzylaby oka przez cala noc,