sie koncentrujesz. Na starosc bedziesz wygladal jak suszona sliwka”.
Z pewnoscia nie wygladal jak suszona sliwka. Nadal byl przystojnym mezczyzna i nie stracil otaczajacej go aury wewnetrznej sily.
– Czesc, Ellie – powiedzial.
– Czesc, tato.
Moge sobie tylko wyobrazac, co myslal, kiedy patrzyl na mnie, ubrana w tani szpitalny szlafrok, z potarganymi wlosami i bandazami na stopach. Z pewnoscia nie bylam gwiazdka z piosenki w pozytywce.
– Jak sie masz, Ellie?
Zapomnialam, jak gleboki ma glos. Brzmial w nim spokojny autorytet, ktory Andrea i ja szanowalysmy jako dzieci. Napelnial nas poczuciem bezpieczenstwa, a we mnie budzil rowniez lek.
– Swietnie, dziekuje.
– Przyjechalem, gdy tylko uslyszalem o pozarze u pani Hilmer i dowiedzialem sie, ze tam bylas.
– Niepotrzebnie sie martwiles.
Stal w drzwiach. Teraz je zamknal i podszedl do mnie. Ukleknal i sprobowal wziac mnie za reke.
– Ellie, na milosc boska, jestes moja corka. Jak myslisz, co czulem, kiedy uslyszalem, ze ledwie uszlas z zyciem?
Cofnelam reke.
– Och, niebawem uslyszysz inna wersje. Gliny uwazaja, ze sama podlozylam ogien. Wedlug nich chcialam zwrocic na siebie uwage i wzbudzic wspolczucie.
Byl wstrzasniety.
– To niedorzeczne!
Znajdowal sie tak blisko, ze wyczulam delikatny zapach kremu do golenia. Czy sie mylilam, czy byl to ten sam, ktory zapamietalam? Mial na sobie koszule, krawat, granatowa marynarke i szare spodnie. Potem pomyslalam, ze jest niedziela rano i mogl sie tak ubrac, aby pojsc do kosciola, kiedy uslyszal o pozarze.
– Wiem, ze starasz sie byc mily – powiedzialam – ale naprawde chcialabym, zebys zostawil mnie w spokoju. Niczego od ciebie nie potrzebuje i niczego nie chce.
– Ellie, widzialem twoja strone internetowa. Westerfield jest niebezpieczny. Bardzo sie o ciebie boje.
No coz, przynajmniej jedno laczylo mnie z ojcem. Oboje uwazalismy, ze Rob Westerfield jest morderca.
– Potrafie o siebie zadbac. Robie to od dluzszego czasu.
– To nie moja wina, Ellie. Nie chcialas mnie odwiedzac. – Wstal.
– Chyba nie, a to znaczy, ze twoje sumienie jest czyste. Nie musze cie pocieszac.
– Przyjechalem cie prosic, blagac, zebys zatrzymala sie u nas. W ten sposob bede mogl cie chronic. Jesli jeszcze pamietasz, przez dwadziescia piec lat bylem policjantem.
– Pamietam. Wygladales wspaniale w mundurze. Och, napisalam i podziekowalam ci za zlozenie prochow mamy w grobie Andrei, prawda?
– Tak, napisalas.
– Na jej swiadectwie zgonu jako przyczyne smierci wymieniono marskosc watroby, ale mysle, ze bardziej odpowiednia diagnoza byloby zlamane serce.
– Ellie, twoja matka mnie porzucila.
– Moja matka cie uwielbiala. Mogles na nia poczekac. Mogles pojechac za nami na Floryde i sprowadzic mame do domu – sprowadzic nas do domu. Nie chciales.
Ojciec siegnal do kieszeni i wyciagnal portfel. Mialam nadzieje, ze nie osmieli sie zaproponowac mi pieniedzy, ale nie o to mu chodzilo. Wyjal wizytowke i polozyl ja na lozku.
– Mozesz do mnie dzwonic o kazdej porze, w dzien i w nocy, Ellie.
Potem wyszedl, ale pozostal po nim slaby zapach kremu do golenia. Zapomnialam, ze czasami siadywalam na krawedzi wanny i rozmawialismy z nim, kiedy sie golil. Zapomnialam, ze czasami odwracal sie, podnosil mnie i pocieral twarza, pokryta gruba warstwa piany, o moja twarz.
Wspomnienie bylo tak wyraziste, ze wyciagnelam reke i dotknelam policzka, niemal spodziewajac sie, ze poczuje resztki wilgotnego kremu. Policzek mialam mokry, ale od lez, ktorych, przynajmniej w tym momencie, nie moglam juz powstrzymac.
27
W ciagu nastepnej godziny dwukrotnie probowalam dodzwonic sie do Marcusa Longo. Potem przypomnialam sobie, ze mowil cos o zonie, ktora nie lubi latac sama. Uznalam, ze najprawdopodobniej polecial do Denver, aby przywiezc ja do domu, a przy okazji jeszcze raz odwiedzic swego pierwszego wnuka.
Pielegniarka wsunela glowe do pokoju i przypomniala mi, ze pora wypisow jest poludnie. O jedenastej trzydziesci bylam gotowa spytac, czy w szpitalu nie ma przypadkiem biura opieki spolecznej, ale wtedy zadzwonila Joan.
– Ellie, wlasnie sie dowiedzialam, co sie stalo. Na milosc boska, jak sie czujesz? Czy moge cos dla ciebie zrobic?
Resztki dumy, ktora powstrzymywala mnie przed przyjeciem od niej pomocy, poniewaz nie wierzyla, ze Rob Westerfield jest pozbawionym skrupulow morderca, zniknely. Potrzebowalam jej, chociaz doskonale wiedzialam, ze jest szczerze przekonana o jego niewinnosci, tak jak ja wierzylam w jego wine.
– Prawde mowiac, mozesz zrobic mnostwo – powiedzialam. Ulga, jaka poczulam, slyszac zyczliwy glos, sprawila, ze moj glos drzal. – Mozesz wygrzebac dla mnie jakies ciuchy. Mozesz przyjechac i zabrac mnie stad. A potem pomoc znalezc miejsce, gdzie moglabym sie zatrzymac. Mozesz tez pozyczyc mi troche forsy.
– Zamieszkasz u nas… – zaczela.
– Za nic w swiecie. Nie. Nie byloby to ani dobre, ani bezpieczne rozwiazanie dla zadnej z nas. Nie chcesz przeciez, zeby twoj dom splonal, poniewaz ja tam bede.
– Ellie, chyba nie sadzisz, ze ktos podlozyl ogien z zamiarem pozbawienia cie zycia!
– Owszem, tak wlasnie sadze.
Rozwazala to przez chwile i jestem pewna, ze pomyslala o swoich trojgu dzieciach.
– A zatem, gdzie moglabys sie zatrzymac, zebys byla bezpieczna, Ellie?
– Najchetniej w jakiejs gospodzie. Nie podoba mi sie idea motelu z oddzielnymi drzwiami na zewnatrz. – Cos sobie przypomnialam. – Zapomnij o gospodzie Parkinsona. Jest zarezerwowana. – I kreci sie tam Westerfield, pomyslalam.
– Przychodzi mi na mysl miejsce, ktore chyba bedzie odpowiednie – odrzekla Joan. – Mam tez przyjaciolke mniej wiecej twojego wzrostu i wagi. Zadzwonie do niej i pozycze jakies ciuchy. Jaki numer buta nosisz?
– Dziewiatke, ale chyba nie moge jeszcze zdjac bandazy ze stop.
– Leo nosi dziesiatke. Jesli nie masz nic przeciwko temu, zeby pochodzic w jego mokasynach, powinny pasowac.
Nie mialam nic przeciwko temu.
Joan pojawila sie godzine pozniej z walizka zawierajaca bielizne, pizame, skarpetki, spodnie, sweter z golfem, ciepla kurtke, rekawiczki, mokasyny i troche drobiazgow toaletowych. Ubralam sie, a pielegniarka przyniosla laske, ktorej mialam uzywac, dopoki moje poparzone stopy nie zaczna sie goic. Gdy wychodzilysmy, urzedniczka w okienku niechetnie zgodzila sie poczekac na zaplate, az przefaksuje jej kopie mojego ubezpieczenia.
Wreszcie znalazlysmy sie w furgonetce Joan. Zaczesalam wlosy do tylu i sciagnelam gumka, ktora dostalam w dyzurce pielegniarek. Pobiezne spojrzenie w lusterko upewnilo mnie, ze wygladam dosyc schludnie. Pozyczone rzeczy lezaly dobrze, a chociaz mokasyny wydawaly sie za duze i niezgrabne, spelnialy swoje zadanie, ochraniajac moje obolale stopy.
– Zrobilam rezerwacje w gospodzie Hudson Valley – poinformowala mnie Joan. – To okolo poltora kilometra stad.
– Jesli nie masz nic przeciwko temu, chcialabym podjechac do domu pani Hilmer. Moj samochod nadal tam stoi – a przynajmniej mam taka nadzieje.
– Kto mialby go zabrac?
– Chyba nikt go nie zabral, ale zaparkowalam go metr od garazu. Boje sie, czy nie spadla na niego plonaca