Potem ja zjadla.
Vanessa obudzila sie, gdy slonce stalo juz wysoko na niebie. Swiatlo zalewalo caly pokoj, przypominajac, ze pazdziernik to nie grudzien, a Kalifornia to nie Alaska.
Kreol siedzial na tym samym miejscu, w jakim zostawila go wieczorem. Z jedna niewielka roznica – teraz jego glowa lezala na ksiazce, a oczy mial zamkniete. Wygladalo na to, ze mag mimo wszystko przecenil swoje mozliwosci, gdy mowil, ze teraz dlugo nie bedzie potrzebowal snu. Vanessa popatrzyla na niego z tkliwoscia, prawie tak, jak spogladala na Fluffiego, gdy ten zmeczony zabawa pluszowa mysza zasypial na srodku pokoju.
Skierowawszy spojrzenie ku dolowi zauwazyla Hubaksisa. Nieznosny dzinn zignorowal cala konspiracje i ulozyl sie spac dziewczynie na brzuchu. Poczatkowo chciala go zrzucic na podloge, ale spiacy dzinn wygladal znacznie sympatyczniej niz wtedy, gdy latal i opowiadal nieprzyzwoite rzeczy. Vanessa postanowila wiec ulitowac sie nad bezczelnym stworzeniem.
Ale tak czy siak trzeba bylo wstac, wiec ostroznie wysunela sie spod koldry starajac sie nie niepokoic drzemiacego blogo Hubaksisa. Ale i tak sie obudzil.
Nie zwracajac uwagi na przecierajacego oko dzinna, podeszla do Kreola i ostroznie zajrzala mu przez ramie. Przez noc mag zapisal prawie sto stron. Vanesse po raz koleiny zadziwila jego pracowitosc. Moze wykorzystywal jakas magie?
Kreol usnal w polowie zdania. Na tej stronie nie bylo zawilej
U gory stronicy widnial tytul
Pod rysunkiem mag napisal taki oto tekst:
Dalej tekst sie urywal.
– Ciekawe? – chytrze zainteresowal sie Hubaksis, siadajac Vanessie na ramieniu.
– Bardzo – odpowiedziala chlodno, poruszajac ramieniem, aby strzasnac natreta. – Ale myslalam, ze w ksiegach zaklec zapisuje sie tylko zaklecia.
– No co ty! – zaprzeczyl dzinn wcale nieobrazony tym, ze zostal zrzucony. – Popatrz, jaka jest duza i gruba! Wszystkie zaklecia pana zajma nie wiecej niz jedna czwarta. Nie, magowie zapisuja w swych ksiegach wszystko, co moze okazac sie przydatne. Rozne smiecie. Dalej napisze, gdzie tej broszki szukac i do czego sluzy. A jakze!
– Piekna rzecz… – powiedziala Vanessa w zamysleniu, przygladajac sie rysunkowi klejnotu.
– No pewnie! Pan szukal jej trzy lata, ale nie znalazl. Sadze, ze teraz na pewno nie znajdzie – tyle rzeczy moglo sie wydarzyc przez te lata…
Vanessa bardzo ostroznie wyciagnela potworny tom spod Kreola. Znaczna czesc zapisanych stron zawierala belkot zwany przez magow zakleciami, ale byly tez calkiem zrozumiale teksty. Na przyklad o magicznych przedmiotach – czym sa i jak mozna je wykorzystac. Byly tez opisy magicznych zwierzat i roslin, przepisy sporzadzania wywarow, objasnienia obrzedow i rytualow, tablice astrologiczne – znacznie bardziej skomplikowane niz typowe bzdury o znakach zodiaku i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Kilka poczatkowych stron zajmowal niezbyt zrozumialy tekst omawiajacy prawdopodobnie istote magii jako nauki. Niestety, dla nieprzygotowanego czytelnika byl to tylko odrazajacy galimatias, mimo ze kazde slowo z osobna bylo zrozumiale.
– A co sie stanie, jesli przeczytam cos na glos? – w zamysleniu zapytala Van, otwarlszy ksiege na jednym z zaklec. Byl to „Rezonans Dzwiekowy”.
– Dokladnie nie wiem, ale mysle, ze absolutnie nic. – Hubaksis wzruszyl ramionami. – Przeciez nie jestes magiem.
– Ach, to tak? A jak dlugo trzeba sie uczyc, zeby zostac magiem?
– Zalezy kto. – Po raz drugi wzruszyl ramionami dzinn. – Pan opowiadal, ze zostal uczniem maga, gdy mial pietnascie lat, ale swoj pierwszy czar rzucil, gdy mial siedemnascie. A pelnowartosciowym magiem zostal kolo trzydziestki. No a ja wstapilem do niego na sluzbe dwadziescia lat pozniej.
– Pietnascie lat nauki? – Vanessa zmarszczyla sie. – Kazdy najpierw dwa razy sie zastanowi…
– To jest wcale niezly wynik – uswiadomil ja Hubaksis. – Wielu i do czterdziestki pozostaje uczniami. A jeszcze inni starzeja sie jako czeladnicy. Tu bez talentu nie da rady.
– A czy jest jakis sposob, zeby sprawdzic, czy mozesz… no, byc magiem?
– Oczywiscie, ze jest! – fuknal Hubaksis. – U was, ludzi, prawdziwe magiczne zdolnosci trafiaja sie tak rzadko… Niewielkie sklonnosci – czesto, a prawdziwy dar ma… jeden na stu albo nawet rzadziej. Sa jakies sprawdziany. Inaczej trzeba by brac uczniow w ciemno, a jak wtedy mozna podjac decyzje?
– I co to za sprawdzian? Moglbys mnie sprawdzic? – z zaciekawieniem zapytala Vanessa.
– Ja? Nieee, przeciez nie jestem magiem. Zapytaj pana, gdy sie zbudzi. Chociaz za mojej pamieci pan nigdy nie bral uczniow. Byl co prawda jeden wyjatek, ale to sie nie liczy… potem ci opowiem. Nie lubil odrywac sie od pracy. Co by nie mowic, pan ma wielki dar – nawet bogowie nas szanowali! Raz, na przyklad, Pani Inanna…
– No nie! – Van usmiechnela sie nieznacznie. – Nie moge uwierzyc, ze on ma dziewiecdziesiat lat! I to nie liczac tych tysiacleci.
– Dziewiecdziesiat trzy i kilka miesiecy – sprecyzowal Hubaksis. – Jak na czlowieka, to imponujacy wiek…
– Sluchaj Hubi, a ile ty masz lat? – nieoczekiwanie zainteresowala sie Vanessa.
– Te piec tysiecy tez liczyc? – upewnil sie dzinn z nadzieja.
– Nie, bez nich.
– Piecdziesiat szesc – westchnal Hubaksis.
Co?! – Brwi Van uniosly sie mimowolnie. – Cos malo… Wychodzi na to, ze wstapiles na sluzbe, gdy miales tylko trzynascie? – policzyla szybciutko. – Hubi, to znaczy, ze jestes tylko podrostkiem? No, przynajmniej jak na dzinna? To wiele wyjasnia…
– Przeciez nie rodzimy sie starzy! – ponownie westchnal Hubaksis.
Kreol zaczal sie budzic. Uniosl glowe, pomacal rekami blat stolu i podskoczyl jak oparzony.
– Gdzie jest moja ksiega?! – zaryczal wsciekle. – Zlodzieje!!! Rozszarpie!!! Potne na kawalki!!! Obudzilo sie we mnie zwierze!
– Chyba chomik – sarkastycznie zauwazyla Vanessa. – Uspokoj sie, masz tu swoja drogocenna ksiege. Nikt jej nie ukradl.
Kreol wyrwal jej tom z rak jak niemowle smoczek i zaczal niezwykle podejrzliwie wpatrywac sie w Vanesse i Hubaksisa.
– Czyzbym zasnal? – spytal zazenowany. – O Isztar, nie zauwazylem, kiedy to sie stalo… Slugo, przynies wody!
W jednej chwili zrodzil sie wiatr, ktory przemknal przez pokoj i natychmiast wrocil z filizanka wody. Byla to filizanka do kawy, ale Kreol nie wiedzial nawet, co to jest kawa.
– Ufff! – sapnal, gdy skonczyl pic. – Najwidoczniej pomylilem sie… Z czego jest zrobione to naczynie?
– Z arcopalu – odpowiedziala Vanessa.
– Co to jest
– Jeszcze nikomu nie udalo sie wyspac na zapas – poblazliwie powiedziala Van. – Trzeba znac neurologie.
– Kto to jest Neurologia i dlaczego mam sie z nia znac? – Kreol lypnal na nia podejrzliwie. – Bogowie, jestem calkiem rozbity… Do tego zaczynam chyba nie najlepiej pachniec. Slugo, nanos wody i… mam nadzieje, ze masz wanne, kobieto?
– Oczywiscie, ze mam – przytaknela Van. – Ale mozesz nie trudzic swojego glupka, poradzimy sobie bez niego.