– To o to chodzi. – Van rowniez usmiechnela sie ze zrozumieniem. – Czyli to ty jeczysz po nocach na strychu?

– Prosze mi uwierzyc, ma’am, nigdy nie pozwolilbym sobie na cos takiego – dumnie zaprzeczyl skrzat. – To nie ja.

– Czy w tym domu jeszcze ktos mieszka? To znaczy, oprocz nas?

– O tak, ma’am – przyznal Hubert niechetnie. – Sir George. Jest duchem, ale zupelnie nieszkodliwym, prosze mi wierzyc.

– A jednak to jest dom, w ktorym straszy… – wymamrotala Vanessa. – Czyli to on chichocze i jeczy?

– Jeczy, owszem – potwierdzil urisk. – Ale bardzo rzadko, ma’am, a ostatnio coraz rzadziej i rzadziej. Jestem przekonany, ze calkiem przestanie, jesli pani albo sir Kreol go o to poprosicie.

– A poprzedni mieszkancy nie prosili? – spytala Van.

– Niestety, wiekszosc ludzi jest uprzedzona do duchow tak samo jak do skrzatow – westchnal Hubert. – Sir George nie pokazywal sie nikomu z mieszkancow juz ponad czterdziesci lat…

– A kto to wlasciwie jest? I co robi w moim domu?

– O, ma’am, jego historia jest bardzo smutna. Za zycia sir George byl majorem kawalerii w armii Konfederacji, uczestniczyl w wojnie secesyjnej po stronie Poludnia, a po jej zakonczeniu zostal objety calkowita amnestia, przeszedl do rezerwy i zamieszkal tutaj wraz z zona. W roku tysiac osiemset osiemdziesiatym drugim jego zona, bardzo niemila kobieta, prawie o dwadziescia lat mlodsza od meza, zmowila sie ze swym kochankiem i zabila sir George’a. Jego cialo pochowano w piwnicy, a jego nieukojona dusza od tej pory bladzi po domu… Chociaz najbardziej odpowiada mu piwnica.

– Tak, to smutna historia – zgodzila sie Van. Chociaz, mowiac szczerze, nie odczuwala specjalnego smutku. – Mowisz, ze przez czterdziesci lat nie pokazywal sie ludziom? Wydaje mi sie, ze wiem, kiedy zdarzylo sie to po raz ostatni.

– Naprawde, ma’am? Czy moglaby pani mnie oswiecic?

– No coz, sasiedzi opowiedzieli mi o tym, jak do domu przedostal sie wloczega. Podobno osiwial w ciagu jednej nocy?

– Nie, nie, ma’am! – krzyknal wzburzony urisk. – Pamietam tamta historie, ale to nie ma nic wspolnego z sir George'em! Oczywiscie, dla postronnego czlowieka sir George wyglada troche przerazajaco, ale nie az tak, zeby od tego osiwiec! Ten czlowiek nawet go nie widzial! Tak w ogole – wcale nie osiwial, to wszystko tylko plotki! Po prostu bardzo sie przestraszyl i…

– Kogo w takim razie zobaczyl? – zapytala Vanessa, ktorej cierpliwosc zaczynala sie powoli wyczerpywac.

– O, ma’am, wloczega dostal sie na strych… Widzi pani, w tym czasie w okolicy krazylo mnostwo plotek o naszym strychu: ze zyje tam potwor i ze jest tam ukryty skarb. Widocznie ten czlowiek uwierzyl w te druga plotke. Ale po tej historii ostala sie tylko pierwsza.

– Czyli na strychu rzeczywiscie mieszka potwor? – przestraszyla sie Vanessa. – A niech to diabli porwa, co to jest, przytulek dla sil nieczystych?!

– Nie ma w tym nic dziwnego, ma’am, jesli wziac pod uwage, ze pierwszy wlasciciel tego domu, Hans Katzenjammer, tez byl magiem. – Skrzat ze smutkiem rozlozyl rece. – Tak, na strychu ktos mieszka, ale ja go nigdy nie widzialem.

– Dlaczego?

– Obawiam sie, ze dawno juz nie chodzilem na gore – niechetnie przyznal Hubert. – Od czasu, jak ten ktos… czy cos… zabil sir Hansa… To, co zabilo maga, spokojnie moze zrobic to samo ze skrzatem…

– Czyli to on chichocze? – upewnila sie Vanessa.

– Tak, ma’am – westchnal Hubert. – Bardzo prosze, zeby pani zostawila strych w spokoju. Drzwi i tak sa zamurowane. Bez wzgledu na to, co to jest, nie moze… albo nie chce opuszczac swojego mieszkania, a do chichotania w nocy mozna latwo sie przyzwyczaic. Ja i sir George dawno juz przywyklismy.

– A co z tym twoim duchem? On przeciez nie ma sie czego bac!

– O tak, ma’am, ale obawiam sie, ze sir George ma bardzo ograniczone mozliwosci poruszania. Za zycia nigdy nie wchodzil na strych, dlatego nie moze zrobic tego po smierci.

– Czesc, Van!

Tuz przed nosem dziewczyny zawisl malutki dzinn. Wylecial z ciemnego korytarza i usmiechal sie radosnie, pokazujac, jak bardzo cieszy sie, ze ja widzi.

– Czesc, Hubi! – Vanessa zmusila sie do usmiechu. Ciagle jeszcze byla pod wrazeniem historii o strychu i czajacym sie tam potworze. – Gdzie jest Kreol?

– Tam, buduje schron. – Dzinn machnal reka gdzies w glab domu. – Chodz, zaprowadze cie!

– Jesli nie jestem dluzej potrzebny, ma’am, pojde szykowac kolacje – sucho poinformowal skrzat.

– Kolacje? – odparla dziewczyna w zamysleniu. – O Boze, calkiem zapomnialam zrobic zakupy!

– Prosze sie nie denerwowac, ma’am, kupilem wszystko co trzeba – uspokoil ja Hubert.

– Ty? – Vanessa uniosla brwi. – Jak?

Mimowolnie wyobrazila sobie mine kasjerki na widok potworka pchajacego w supermarkecie wozek z zakupami.

– Oj, Van, tu jest taka wspaniala rzecz! – wyszeptal Hubaksis. – Magiczny podajnik jedzenia! Tam jest trabka – mowisz do niej, co chcesz, potem przychodza sluzacy i wszystko przynosza, wyobrazasz sobie?!

– Zamowilem przez telefon – przetlumaczyl Hubert, rzucajac pogardliwe spojrzenie zacofanemu dzinnowi. – Czy jestem jeszcze potrzebny, ma’am?

Otrzymawszy odmowna odpowiedz, Huber z powaga uklonil sie i odszedl, szurajac bosymi stopami.

– Mam nadzieje, ze pan jest w dobrym humorze – wesolo zawolal Hubaksis, prowadzac Vanesse korytarzem. – Zazwyczaj jest nie w sosie, gdy cos buduje.

– A wlasciwie dlaczego mu sluzysz? – zainteresowala sie dziewczyna.

– A mialem wybor? – odpowiedzial dzinn pytaniem na pytanie. – Nie, oczywiscie powod jest, nawet dosc prosty. Albo Wielki Chan mnie zabije, albo… to co wybralem. Wedlug naszego prawa niewolnik nie nalezy sam do siebie i nie mozna go karac. Jesli pan mnie wyzwoli, natychmiast mnie zaszlachtuja, niestety. Wielki Chan i po pieciu tysiacach lat z przyjemnoscia kaze wykonac wyrok.

– A cozes takiego narozrabial? Naplules mu do zupy?

– Prawie… – westchnal Hubaksis. – Puscilem wiatry w jego obecnosci.

– Pusciles… baka, tak? – Vanessa cudem powstrzymala sie od smiechu. – I za to nalezy sie u was kara smierci?!

– U was, ludzi, oczywiscie prawo nie jest az tak surowe. – Dzinn ze smutkiem przymknal oko. – U was za to co najwyzej obija palkami…

– Tak bylo w sredniowieczu! – Vanessa zaczela sie denerwowac. – Teraz nie karza za taka glupote!

– Poczekaj… – Hubaksis podniosl reke. – Chcesz powiedziec, ze jesli ktos zrobi cos takiego w obecnosci waszego cesarza… to nie zostanie ukarany?

– Nie, mysle, ze nasz cesarz – przy okazji, zapamietaj na przyszlosc, ze u nas nie ma cesarza tylko prezydent – to jest cos troche innego… Mysle, ze on po prostu udawalby, ze nic nie zauwazyl. Chociaz, oczywiscie, po czyms takim bedzie cie znacznie mniej szanowal.

– W takim razie rzeczywiscie zaden z niego cesarz! – fuknal dzinn pogardliwie. – Moj pan jest tylko magiem, ale nie radzilbym obrazac go w taki sposob, jesli nie chcesz zmienic sie w kupke popiolu.

Kreol rzeczywiscie byl nie w sosie. Przebywal w jednym z oddalonych pokoi i klnac cicho pod nosem, oddawal sie dosc dziwnemu zajeciu. Stukal w sciane, wypowiadal kilka slow i przechodzil dalej. W miejscu, gdzie jego dlon dotknela tapety, na ulamek sekundy pojawialo sie czerwonorozowe swiatlo, ale nic wiecej sie nie dzialo.

W tym samym pomieszczeniu pracowal Magiczny Sluga. To, nad czym sie biedzil, kiedys bylo zwyklym polanem, ale teraz przypominalo bardziej podstawke pod ksiazke. Dokladnie rzecz ujmujac, pod jedna, jedyna ksiazke. Masywna, wysoka, na czterech nozkach, byla przeznaczona pod magiczna ksiege Kreola. Z kazda chwila coraz wyrazniej wylaniala sie z drewna, jakby ktos ostroznie wyjmowal podstawke z opakowania.

– Milo cie widziec. – Kreol z roztargnieniem przywital Vanesse, nawet sie nie odwracajac.

– Ciebie tez – odpowiedziala. – Co robisz?

– Buduje ochrone. Moj dom moja twierdza – odpowiedzial mag smetnie. – A nuz Troy znowu podesle jakas niespodzianke. No i kocebu z tego wyjdzie niezgorsze…

Вы читаете Arcymag. Czesc I
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату