moje narzedzia. Ruszt, kociolek, noz, lancuch, laske i amulet.
Andromalis pomyslal i niechetnie kiwnal glowa.
– To mozliwe, ale troche potrwa. Czekaj Kreolu, magu, skoro przyzwales mnie do swiata ludzi…
Demon trzykrotnie splunal przez prawe ramie, machnal ogonem, odwrocil sie na jednym kopycie i zniknal. Pozostal po nim tylko delikatny oblok pachnacy siarka.
– Panie, nie zapomniales czasem o ksiedze zaklec? – nieoczekiwanie przypomnial sobie Hubaksis.
– Nie boj sie, niewolniku, nie zapomnialem. – Kreol usmiechnal sie krzywo. – Nie zabralem ksiegi do mogily – i tak rozsypalaby sie w proch przez taka cme wiekow. Zapisalem ja we wlasnej glowie.
– Porazajace! – gwizdnal dzinn.
– Jeszcze jak. A tak przy okazji, niezle byloby uzbroic sie w zaklecia. Mozesz na razie czyms sie zajac…
Czyms przydatnym dla odmiany! Wiecej pozytku mam z malych palcow u stop!
Kreol przysiadl na brzegu sarkofagu i zaczal szykowac zaklecia. Powazna wada ulubionej przez Kreola Magii Slowa polegala na tym, ze najlepszych czarow nie mozna po prostu, ot tak, zastosowac wtedy, gdy przyjdzie na to ochota. Trzeba je najpierw przygotowac, wymowic po cichu krotszy albo dluzszy magiczny tekst, i dopiero wtedy mozna w razie potrzeby uzyc zaklecia. Dotyczy to tylko tych najprostszych, niewymagajacych skomplikowanych rytualow, magicznych przedmiotow ani ziol. A nawet tak prostych nie mozna utrzymac zbyt wiele. Kreol mogl przechowywac w pamieci jedenascie lub dwanascie skomplikowanych zaklec. Oczywiscie bez laski – w lasce miesci sie ich kilkadziesiat.
Na poczatek mag przygotowal zaklecie Blyskawicy. Tak, przekonywal Hubaksisa, ze tutejszy gospodarz nie jest zadnym magiem, ale wolal nie ryzykowac. Pomyslawszy chwile, dolozyl jeszcze jedno, dokladnie takie samo. W koncu takie zaklecie mozna przygotowac w ciagu jednej czy dwoch minut – Blyskawice uwazano za jedno z najprostszych.
Dodal jeszcze zaklecie Osobistej Ochrony. Bardzo pewna i efektywna rzecz, ale (niestety) jednorazowa. Cos w stylu ubezpieczenia – Osobista Ochrona przechwytuje dowolne wrogie dzialanie, ale po tym ulega zniszczeniu. Na przyklad, jesli do maga chronionego takim zakleciem wystrzelic z broni palnej, kula nie zrobi mu zadnej szkody, ale jesli wystrzelic po raz drugi – umrze, jak kazdy inny czlowiek w podobnej sytuacji. To samo dotyczy wszystkich innych dzialan – uderzenia piescia lub bronia, ukaszenia przez zwierze, wypitej trucizny, wrogiego zaklecia, a nawet wybuchu bomby. Ale tylko jeden raz. Oczywiscie, nic nie stoi na przeszkodzie, by nalozyc na siebie dwa albo nawet trzy takie zaklecia, ale bylaby to juz przesada. Jesli nie jestes w stanie sam siebie obronic, nie pomoze ci nawet dziesiec warstw magii.
Pomyslawszy chwile, Kreol dodal zaklecia Uspienia i Uzdrowienia. Na wszelki wypadek. Zupelnie standardowe zaklecia. Uzdrowienie powodowalo zasklepianie niezbyt powaznych ran, a Uspienie pograzalo ofiare w magiczny sen, z ktorego mogl obudzic ja tylko sam mag. Albo czas – po kilku godzinach uspiony obudzi sie sam, oczywiscie, jesli nie zostanie zastosowany bardziej skomplikowany rodzaj Uspienia.
Kreol skonczyl z ostatnim zakleciem i nagle podskoczyl jak oparzony. Wzdrygnal sie, jego biala twarz zbladla jeszcze bardziej. Zakrecil sie jak fryga, dzikim wzrokiem rozejrzal sie dookola i nasluchiwal w napieciu.
– Slyszysz, niewolniku? – wyszeptal zaniepokojony. – Slyszysz?
Hubaksis poslusznie zaczal nasluchiwac. Po jakis dziesieciu sekundach pogardliwie wzruszyl ramionami.
– Niczego nie slysze, panie. A co?
– Nic… – Kreol usiadl z powrotem na sarkofagu. – Widocznie mi sie wydawalo… Mam szczera nadzieje, ze to tylko zludzenie, inaczej… Nie, mimo wszystko obudzilem sie w pore – czuje, ze nie zostalo juz zbyt wiele czasu.
Ledwie jako tako przyszedl do siebie, gdy w pokoju ponownie zjawil sie Andromalis. W jednej garsci demon trzymal ruszt, kociolek, lancuch, noz i amulet, w drugiej zas – laske. Drugiego konca laski uczepila sie mloda dziewczyna w policyjnym mundurze. Wygladala na mocno oszolomiona.
Vanessa Lee, dla przyjaciol po prostu Van, zgodzila sie tej nocy zastapic chorego dziadka. Lee Czeng, emerytowany policjant, pracowal jako ochroniarz w muzeum, ale wiek dawal mu sie we znaki; coraz czesciej musial opuszczac prace z powodu zlego samopoczucia. Wnuczka poszla w slady dziadka i tez pracowala w policji, a ze akurat wczoraj zaczela urlop, dlaczego nie mialaby pomoc staruszkowi?
Jako dziedziczka ciekawego zestawu genow po ojcu Chinczyku i matce Amerykance, Vanessa byla calkiem przystojna osobka. Wzrostu nieco mniej niz sredniego, brazowooka, z czarnymi wlosami i lekko zadartym noskiem. Skosne oczy i wydatne kosci policzkowe tylko dodawaly jej uroku. Miala dwadziescia cztery lata, z czego trzy i pol spedzila, sluzac w policji. Oprocz tego trenowala karate i – o dziwo – taniec towarzyski. Ale to nie ma nic do rzeczy.
Hubaksis mial racje, gdy sugerowal, ze narzedzia Kreola sa przechowywane gdzie indziej z powodu ich wysokiej ceny. A dokladniej, wyzszej niz pozostalych rzeczy. Trumne, szkatulke, tabliczke z zakleciami i jeszcze nieco innego smiecia znalezionego w poblizu mogily, pozwolono profesorowi Greenowi zabrac do domu, ale co do pozostalych przedmiotow, obowiazywal kategoryczny zakaz wynoszenia ich poza chroniony teren. Widocznie obawiano sie, ze profesor wydlubie sobie jakis kamyczek na pamiatke.
Vanessa zauwazyla Andromalisa akurat wtedy, gdy wydobywal ostatni przedmiot – magiczna laske. Demon stal zwrocony do niej twarza, dlatego nie zauwazyla ukrytego z tylu ogona. Rogi oczywiscie dostrzegla, ale sadzila, ze to jakis nowomodny pomysl punkow, cos jak kolczyk w nosie, albo fryzura na Irokeza.
– Stoj, bo strzelam! – krzyknela zdenerwowana Vanessa, wyciagajac pistolet.
Demon zamarl bez ruchu. Naturalnie, szykowal sie po prostu do przeskoku w przestrzeni, ale policjantka doszla do w pelni uzasadnionego wniosku, ze wystraszyl sie pistoletu.
– Nie ruszaj sie! – powtorzyla nieco ciszej. – No juz, odloz te lage!
Andromalis nie zareagowal. Vanessa pomyslala, ze oslupial ze strachu i zdecydowanie ruszyla w jego strone, starajac sie wyrwac mu laske. Jak okazalo sie sekunde pozniej, byl to powazny blad…
– Co ty mi tu przytaszczyles, pomiocie Lengu?! – Kreol uniosl rece ku gorze.
– Reklamacji nie przyjmujemy – burknal Andromalis z niejakim poczuciem winy, rzucil przyniesione przedmioty na podloge i natychmiast zniknal.
Znikniecie demona ostatecznie dobilo i tak zdrowo skolowana Vanesse. Nacisnela spust i wystrzelila prosto w ohydna twarz lysego mezczyzny podobnego do zombi albo innego potwora. Kula znikla wchlonieta przez zaklecie Osobistej Ochrony, ale Vanessa juz tego nie zobaczyla. Kreol jednym ruchem palca aktywizowal zaklecie Uspienia, pograzajac nieoczekiwanego goscia w zaczarowanym snie. I tak miala szczescie, ze nie urodzila sie jako mezczyzna – przedstawiciela plci brzydkiej Kreol po prostu zabilby zakleciem Blyskawicy.
– Tak to jest, jak sie zleci cos demonowi! – zazgrzytal zebami mag, ogladajac lezaca bez czucia dziewczyne. – Co to jest? Dodatkowy prezent? Bezplatna usluga?
– A niczego sobie. Ladna. – Hubaksis, do tej pory chowajacy sie za zaluzjami, podlecial blizej. – Moze ja sobie zostawimy?
– Ja ci pokaze „zostawimy”! – nie zgodzil sie Kreol. – Tego mi tylko teraz brakowalo, zeby zajmowac sie niewolnicami! Nie, najpierw trzeba sie rozejrzec, zajac dobra pozycje, zbudowac jakis palac… chociaz nie, nie palac – od razu zaczne od kocebu. Potem kupie sobie chocby caly harem. Chociaz rzeczywiscie, ladna…
W zasadzie Kreolowi bardziej podobaly sie czarnoskore slicznotki, ale nie byl zbyt wybredny w tej materii.
– W kazdym razie wszystkie moje rzeczy sa tutaj – burknal, wieszajac amulet na szyi. Laske polozyl obok siebie, zeby w razie czego od razu ja chwycic. Pozostale przedmioty zostawil na razie tam, gdzie rzucil je demon. Za to maga bardzo zainteresowal pistolet Vanessy.
– Gromowladny amulet? – rzekl z powatpiewaniem, ogladajac bron ze wszystkich stron. – Dziwne, nie czuje magii.
Kreol dosc szybko domyslil sie, do czego sluzy spust i natychmiast go nacisnal. Rozlegl sie jeszcze jeden wystrzal i w scianie pojawila sie rowniutka dziura. Gdyby na miejscu Kreola znalazl sie inny czlowiek z jego czasow, natychmiast wyrzucilby przerazajace
– Pozyteczna rzecz, panie – odezwal sie Hubaksis. – To moze chociaz to zatrzymamy?
– Tak, to przydatny przedmiot – zgodzil sie Kreol. – Ciekawe, kim ona jest, maginia? Ale w takim razie, dlaczego tak latwo zasnela? Nawet nie sprobowala stworzyc ochrony.
– Moze uczennica? – kontynuowal dzinn. – Niedoswiadczona?
– Zaraz zapytamy – burknal mag, zdejmujac zaklecie Uspienia.