wywolalaby negatywna reakcje tubylca i najprawdopodobniej musialby go zabic. Bylo to niepozadane – mogl sie jeszcze przydac jako zrodlo informacji.

– Musze sie z nim spotkac. – Guy w koncu wymyslil odpowiedz. Co ciekawe, wcale nie sklamal, rzeczywiscie przede wszystkim musial spotkac sie z ofiara. – Gdzie on jest?

– Nie sadze, by go pan tam znalazl… – Mao frasobliwie podrapal sie w kark. Nie wiadomo dlaczego wydawalo mu sie, ze TEN gosc nie uwierzy w bajke o Los Angeles. – Wroci za kilka dni.

– Za ile dokladnie?

– Za cztery.

W rzeczywistosci do powrotu pozostalo tylko dwa i pol dnia, ale ten typ nie budzil zaufania Mao, postanowil wiec najpierw uprzedzic Kreola.

– Dobrze, wroce tutaj za cztery dni – niechetnie zgodzil sie Guy. Nie mial ochoty zostawac w tym swiecie ani minuty dluzej niz to konieczne, ale jeszcze bardziej nie chcialo mu sie kontynuowac poszukiwan, gdy mozna bylo po prostu poczekac. Lot z Belgii do Stanow Zjednoczonych byl jednym z najbardziej nieprzyjemnych doswiadczen, w calym krotkim zyciu mlodego yira. Postanowil wejsc w stan stazy i przeczekac, ile trzeba.

Mao pragnal jak najszybciej zatrzasnac drzwi – gosc coraz mniej mu sie podobal, ale Guy nadal stal zwrocony ku niemu twarza, jakby chcial jeszcze cos dodac, trzeba wiec bylo czekac, az podejmie jakas decyzje.

W tym czasie Guy zastanawial sie: zabic czy nie zabijac tego czlowieka? Z jednej strony, staruszek byl niepotrzebnym swiadkiem i mogl powiadomic ofiare zanim on, Guy, ja dopadnie. Z drugiej strony – jesli go zabije, ofiara moze tym bardziej cos podejrzewac i ukryc sie. Albo, co gorsza, sama napasc jako pierwsza – yir docenial mozliwosci sumeryjskiego maga.

Rozwazywszy dokladnie problem, Guy w milczeniu odwrocil sie i poszedl sobie. Mao zamknal za nim drzwi i odetchnal z ulga. Oczywiscie, nie mial pojecia, ze wlasnie ominela go mozliwosc sprawdzenia na wlasnej skorze, co czuje skazaniec na krzesle elektrycznym.

Rozdzial 5

A tymczasem w Lengu „bawiono sie”. Jesli, oczywiscie, mozna tak to nazwac – Vanessa gotowa byla przysiac na wszystkie swietosci, ze nigdy nie widziala bardziej smetnej imprezy.

Po kilku uroczystych przemowieniach, wygloszonych przez najwazniejsze potwory, wiekszosc wszelkiej masci straszydel rozlazla sie po zamku. Nasi przyjaciele poszli za ich przykladem. Tutejsi kulturalno-oswiatowi najwyrazniej nie zamierzali organizowac zadnych rozrywek, pozwalajac gosciom zabawiac sie samodzielnie. Wygladalo to niezbyt elegancko, ale nikt sie tym specjalnie nie przejmowal.

Vanessa z nudow kartkowala magiczna ksiege Kreola. Trzeba przyznac, ze gdzieniegdzie byla naprawde wciagajaca. Trafialy sie jednak miejsca nudniejsze niz finsko-norweski slownik wydrukowany alfabetem dla niewidomych. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu, Van znalazla w ksiedze przemowienie Azatotha, zgadzajace sie co do joty z tym, co uslyszala w komnacie. W ogole Kreol napisal sporo o Lengu i jego mieszkancach.

Oddziel glowe trupa od ciala jego, starajac sie, w miare mozliwosci, nie uszkodzic niczego, co znajduje sie powyzej szyi. Umiesc glowe trupa na miedzianym talerzu, tylem do wschodu albo – jesli na ziemi panuje noc – odwrotnie. Posyp oczy trupa proszkiem Ibn-Gazi, jednoczesnie wymawiajac odpowiednie zaklecia zapisane ponizej. Jesli wszystko zostanie zrobione dobrze, trup otworzy oczy i bedzie z toba rozmawiac. Uwazaj! Przed rozpoczeciem rytualu nie zapomnij wypowiedziec Ochronnego Slowa, bo inaczej trup, jesli opanowal potrzebne umiejetnosci, moze cie skrzywdzic. Glowe trupa mozesz zapytac o wszystko, a ona nie moze sklamac ani zataic prawdy, ale pamietaj, ze moze mowic mgliscie lub dwuznacznie. Jesli cos wyda ci sie niejasne, zapytaj dwa razy, zapytaj trzy razy albo wiecej, jesli uznasz to za konieczne. Nie od rzeczy bedzie pogrozic trupowi, ale nie ma sensu grozic mu smiercia – w obecnym stanie niczego bardziej nie pragnie. Mozesz grozic strasznymi mekami i bolem nie do zniesienia – dalej opisano, jak sprawic bol ozywionemu trupowi. Nie nalezy dawac glowie jesc ani pic, bo to doda jej sil, by mogla przeciwstawic sie twym staraniom. Szczegolnie unikaj dawania jej krwi, chyba ze trup jest nastawiony do ciebie przyjaznie lub przynajmniej nie jest wrogi – w takim przypadku krew, przeciwnie, moze pomoc rozwiazac mu jezyk. Ale jesli za zycia byl wrogim ci magiem, nie ma lepszego sposobu, by zrobic sobie krzywde – przeczytala Van. No tak, na kariere literacka Kreol nie mial szans – pisal stylem bardzo chropowatym, a czytanie niewyraznych bazgrolow bylo prawdziwa meka.

– A czy tak jest mi do twarzy? – zapytal z niepokojem w glosie mag, zajmujacy sie dotad czyms za plecami dziewczyny.

Vanessa odwrocila sie i wesolo zachichotala. Kreol zmienil uczesanie, zwiazal wlosy w konski ogon. Chociaz rzeczywiscie wygladal tak znacznie lepiej i chichotala nie bez powodu.

– Co sie stalo, kobieto? – Zmarszczyl brwi mag. – Co w tym smiesznego?!

– Nie, nic… Hubi, to ty mu pomagales?

– A ktozby inny…? – warknal Hubaksis, sapaniem demonstrujac, ze jest obrazony. – Przedtem panu zaplatala wlosy specjalna niewolnica, ale skad ja wziac tutaj…?

– Nieszczescie ty moje. – Czule pokiwala glowa Vanessa. Siadla blizej i zaczela wszystko poprawiac. Malutki dzinn okazal sie nedznym fryzjerem. Chociazby dlatego, ze zamiast gumka, zwiazal wlosy pana kawalkiem zardzewialego drutu. Ciekawe, gdzie go zdobyl w tym swiecie?

Grzebien i gumke do wlosow Vanessa miala zawsze ze soba. Jaka prawdziwa kobieta wybierze sie do rownoleglego swiata bez takiego zestawu? Rozczesujac wlosy wielkiego maga mimowolnie przyznala sama przed soba, ze sprawia jej to przyjemnosc. Oczywiscie, pewien wplyw na to mialy wlosy Kreola, ktore przypominaly siersc syjamskiego kota nie tylko kolorem, ale, jak sie okazalo, byly rownie miekkie i puszyste. Dotykajac ich, miala wrazenie, jakby glaskala kociaka.

– Co ci przyszlo do glowy, zeby uzywac drutu?… – burczala. – Nie znalazles gumki?

– A co to takiego? – zasepil sie Kreol, cierpliwie czekajac, az jego fryzura zostanie doprowadzona do porzadku.

– Nie wiesz, co to takiego guma? – zdziwila sie Vanessa.

– Wiem, co to jest guma, kobieto! – wybuchnal mag.

– Pan pyta, co to jest gumka, Van – wesolo wytlumaczyl Hubaksis. – No wlasnie, co to takiego?

– A to! Czyzby w waszych prehistorycznych czasach nie bylo czegos takiego?

– Uzywalismy jedwabnych sznurkow – powiedzial Hubaksis, ogladajac pokazany przedmiot. – Ale ta rzecz rzeczywiscie jest wygodniejsza…

Do komnaty, bedacej schronieniem Kreola i jego kompanii, ukradkiem wsunal sie odpychajacy demon, podobny do pokreconego staruszka z twarza debila. Mial niecaly metr wzrostu, krociutkie nozki, raczki ze sterczacymi palcami, a jego dziwne ubranie przypominalo damska ponczoche z dziurami na rece i nogi. Jednak w porownaniu z wiekszoscia tubylcow, mozna go bylo nawet nazwac ladnym.

– Czego chcesz? – niegrzecznie zapytal Kreol.

Twardo postanowil przesiedziec w tym pomieszczeniu do samego konca swieta, a potem zniknac po angielsku – bez pozegnania. Leng dopiekl mu do zywego juz piec tysiecy lat temu, a zdazyl dowiedziec sie wszystkiego co chcial. Dostal nawet Kamien Wrot – niespodzianke, ktora mogla odegrac wazna role w Wielkim Planie Kreola.

Brzydal cos wymruczal w niezrozumialym narzeczu.

– Nic nie rozumiem – zdziwila sie Van. – Po jakiemu to?

– To jezyk Sha-Kine – skrzywil sie Kreol. – W Lengu uzywa sie kilku jezykow, a ty znasz tylko Nag-Soth. Ej, ty, mowisz w Nag-Soth?

Brzydal pokrecil glowa, nie przerywajac trajkotania.

– Ale rozumiesz, prawda? – wtracil sie Hubaksis.

Brzydal potwierdzil kiwnieciem glowy.

– A ty go rozumiesz? – Van zwrocila sie do Kreola podejrzliwie. Nie podobalo sie jej to, jak demon na nia patrzy.

– Z trudem – przyznal sie mag. – Ale jednak rozumiem.

– I czego on chce?

Mag przysluchiwal sie trajkotaniu potworka i bezdzwiecznie poruszal ustami, starajac sie przetlumaczyc jego

Вы читаете Arcymag. Czesc II
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату