Mag rozruszal rece jak chirurg przed operacja, stanal za oparciem fotela i polozyl dlonie na skroniach dziewczyny. Poczula, jak z jego rak doslownie wylewa sie cos w rodzaju plynnego ognia, jednoczesnie cieplego i chlodnego. Napelnil jej cialo nieziemska lekkoscia, uczuciem ogromnej sily i jeszcze czyms nieznanym. Uczucie bylo dziwne, ale nie nieprzyjemne.
– Trzy! – wychrypial Kreol. Sprawdzian wyraznie nie sprawial mu przyjemnosci. Van skoncentrowala sie na owocu, z calej sily pragnac, zeby sie uniosl. Chociaz odrobine! Nakazywala, prosila, blagala, ale nic sie nie dzialo. Ale tylko na poczatku. Gdy po raz kolejny krzyknela w myslach, grozac, ze zastrzeli uparty owoc, jesli natychmiast sie nie podniesie, niechetnie uniosl sie nad blatem, jakby od dolu popychal go niewidzialny palec. Tak to zdziwilo Van, ze natychmiast przerwala swe wysilki, a winogrono upadlo z powrotem na stol. Zdazyla podniesc je nie wiecej niz na centymetr. Kreol zdjal rece z jej skroni.
– Wspaniale. – Pokiwal glowa z zadowoleniem. – O dziwo, bardzo dobry wynik…
– Czyli to znaczy…
– Tak, Van, z pewnoscia mozesz zostac prawdziwa maginia – zawyrokowal Hubaksis, ktory bardzo uwaznie obserwowal przebieg proby. – Nie arcymaginia, oczywiscie, ani nawet nie arcymistrzynia, ale na mlodsza mistrzynie w pelni sie nadajesz. Oczywiscie, jesli pan zgodzi sie ciebie uczyc. Sama rozumiesz, ze innego nauczyciela magii w waszym szalonym swiecie nie znajdziesz.
– Jeszcze sie nie zgodzilem… – burknal Kreol. Ale wszyscy swietnie rozumieli, ze nie uda mu sie wykrecic.
Rozdzial 6
Jesli jestes pewna, ze chcesz byc moja uczennica… – smetnie zaczal lekcje Kreol, ciagle majac nadzieje, ze Vanessa sie rozmysli -…zapamietaj: uczen musi we wszystkim sluchac nauczyciela. Jesli powiem „skacz!” masz najpierw skoczyc, a dopiero potem pytac, po co. Na czas nauki uczen nie nalezy do siebie, robi tylko to, co mowi nauczyciel i nic wiecej. Nawet, jesli bedziesz potrzebowala udac sie w ustronne miejsce, musisz najpierw zapytac nauczyciela o zgode, a jesli zabronie – musisz wytrzymac…
– Co?! – oburzyla sie Vanessa. – Zglupiales?
– Pan zartuje – zachichotal Hubaksis. – Straszy, zebys sie rozmyslila.
– Milcz, niewolniku! – warknal Kreol.
– To prawda? – Van podejrzliwie zmruzyla oczy.
– Dobrze, starczy! W ogole, dla ucznia maga najwazniejsze jest sluchac i zapamietywac wszystko, co mowi nauczyciel. No i wypelniac polecenia, inaczej nic z tego nie bedzie… Poza tym, uczen musi zadbac o wlasny zestaw narzedzi i magiczna ksiege, ale to zazwyczaj robi sie poltora roku po rozpoczeciu nauki, nie wczesniej.
– Wiec od czego zaczniemy? – Dziewczyna niecierpliwie zamachala rekami.
– Ty zaczniesz od tego, ze uwaznie przeczytasz moja ksiege – oznajmil mag zlosliwie. – Cala, od deski do deski. Ale po cichu – glosno nie wymawiaj ani jednego slowa, jasne? Zaklec nie wolno czytac na glos, nawet jesli ktos opanowal magie. Szczegolnie, jesli opanowal…
– A co sie stanie? – przerwala mu Van.
– Prawdopodobnie nic – odpowiedzial Kreol po chwili namyslu. – Oczywiscie czasem cos sie moze zdarzyc, ale co konkretnie, tego nawet Czarny Slepiec nie przepowie. Jesli cos bedzie niezrozumiale, to pytaj, ale nie przesadzaj – potem opowiem wszystko szczegolowo. Mozesz zaczac od razu.
Van obrazila sie. Probowala juz czytac magiczna ksiege Kreola i nie sprawilo jej to wielkiej przyjemnosci. Poltora tysiaca stron, zapisanych drobnymi literkami, zawieralo niezbyt wiele ciekawych informacji – glownie byly tam same nudziarstwa. Ale, jak to mowia: cierp cialo, jak ci sie chcialo – trzeba bylo wziac sie za ten gruby folial.
Na pierwszych stronach szczegolowo wyjasniono podstawy magii. Jak uczyc sie na pamiec zaklec, jak wchlonac magiczna energie albo mane, jak wplywac na otaczajace przedmioty i stworzenia, aby zmienialy sie tak, jak tego chce mag, w jaki sposob zamieniac materie w energie i odwrotnie. Byc moze, zrozumiawszy to, mozna bylo samodzielnie zostac magiem, gdyby nie jedno „ale” – instrukcje te przypominaly objasnienia w podrecznikach karate. Jak wiadomo, nikt nie nauczyl sie walczyc, czytajac ksiazke. Niezbedny jest trener i cwiczenia.
Do tego znajdowaly sie tu tylko same podstawowe instrukcje – szczegolowo omawiano je dalej. Niestety, znalezc konkretne informacje w magicznej ksiedze Kreola potrafil tylko on sam – nie bylo ani spisu tresci, ani porzadku alfabetycznego, ani nawet banalnej numeracji stron. Po prostu w starozytnym Babilonie takich rzeczy nie wymyslono.
Van czytala i czytala. Zaklecia, rytualy, wrozby, przepisy na czarodziejskie mieszanki i eliksiry, opisy magicznych zwierzat i roslin, nazwy oraz cechy roznych duchow i demonow, instrukcje przygotowania artefaktow, po prostu rozne przydatne informacje… Nieszczesna dziewczyne po polgodzinie zaczela bolec glowa. Oczy – jeszcze wczesniej, tak drobnymi literami pisal Kreol. Oczywiscie, dzieki temu mogl zmiescic bardzo duzo informacji na stosunkowo niewielkiej powierzchni, ale czytac to bylo piekielnie trudno.
Vanessa zamyslila sie. Owszem, umiejetnosc mowienia jezykiem wezy i rozkazywania im, moze byc bardzo przydatna. Szkoda tylko, ze w tym celu trzeba poswiecic caly puchar wlasnej krwi. Pewnego razu Van oddawala krew i potem przez trzy dni czula sie okropnie. Od tej pory punkty krwiodawstwa obchodzila z daleka.
– Niczego sobie! – Van gwizdnela z podziwem, przygladajac sie zakleciu i oceniajac, ile czasu potrzeba, by je spiewnie wymowic. – Tylko kto bedzie tyle czasu czekac, az go oglusza?
– Zaklecie mozna wymowic wczesniej i zachowac w pamieci – wyjasnil Kreol lezacy z zamknietymi oczami na lozku. – Zawsze tak robie. A tak przy okazji, pyl mozna zmieszac zawczasu, a potem tylko rozsypac wokol siebie. „Sogbo” to slowo-klucz, imie ducha gromow. Dziala jak spust w tym twoim pistolecie.
– A umiesz zamienic dynie w karete? – Vanessa nie mogla wymyslic madrzejszego pytania. Powoli zaczela glupiec od wszystkich tych koszmarow.