glowki. – Chcecie jesc?
– Jesc?! – nie wiadomo dlaczego zdenerwowala sie Van. – Chce!
W komnacie, ktora zrzadzeniem losu dzielilo ze soba dwoje ludzi i dzinn, bylo zadziwiajaco malo mebli. Typowy, minimalny zestaw. Miejsce do spania przypominajace wojskowe lozko skladane, stol – tak niziutki, ze wygodnie mogl rozsiasc sie przy nim tylko jakis Japonczyk, i fotel.
Kreol zajal sie stolem. Wycial na blacie kilka mniej wiecej rownych kregow polaczonych cienkimi liniami, nastepnie w kazdym narysowal kilka pokretnych znakow, dotknal ich po kolei laska, a potem wyrecytowal z powaga:
Van, ktora juz na koncu jezyka miala cieta uwage na temat bialych wierszy Kreola, rozmyslila sie w jednej chwili, zobaczywszy, jak z powietrza zmaterializowaly sie naczynia z brazu estetycznie napelnione jedzeniem. Ksztaltem i rozmiarem dokladnie odpowiadaly narysowanym na stole kregom. W samym srodku pojawila sie butla z winem, o pojemnosci okolo czterech litrow.
Mniej wiecej w polowie wieczerzy do pokoju wpadl jeszcze jeden demon. Calkowite przeciwienstwo poskrecanego staruszka – potezny kosmaty drab o ciemnobrazowej skorze, z wysunieta do przodu paszcza i para byczych rogow. Zza ramienia wygladala mu oszalamiajaca czarnoskora pieknosc. Od czlowieka roznila sie tylko nadzwyczaj dlugimi pazurami u rak.
– Na wlochaty zadek Kingu! – zaklal demon. – Tutaj tez zajete! Ej, ty, sluchaj, dlugo tu bedziesz siedzial?
– Dlugo. – Kreol spojrzal na niego posepnie spode lba. – A co, miejsca wam brak?
– No wlasnie… – wysapal rogaty. – Nie wiesz, czy jest gdzies wolne?
– Sprobuj za czwartymi drzwiami po prawej – poradzil mag.
Demon kiwnal glowa w podziece, szybko tracac zainteresowanie Kreolem i wszystkimi pozostalymi.
– Ej, moge isc z wami? – z nadzieja zapytal Hubaksis.
– Ha! – wyszczerzylo sie dziewcze. – Takich jak ty, trzeba by mi z piecdziesieciu!
– Nie wiesz jeszcze, co potrafie! – oburzyl sie dzinn.
– Probowalam juz z takimi, nic specjalnego… – prychnela szponiasta dama.
Obrazony Hubaksis zamilkl i zatopil zeby w kawalku boczku. Vanessa pytajaco popatrzyla na Kreola, oczekujac komentarza na temat gosci.
– Diablice… – usmiechnal sie polgebkiem Kreol. – Jest ich tu jak mrowek. Pamietam jak raz…
– Co raz? – Van skrzywila sie niesympatycznie.
– Nic! – szybko przerwal mag. – Prawda, niewolniku?
– Zupelnie nic, panie, zupelnie – westchnal Hubaksis – Zawsze mowia mi jedno i to samo, dziwki szponiaste… Ale ty, panie, zawsze im sie podobales…
– Milcz, niewolniku! – ryknal mag, wyciagajac reke po laske.
Dojadajac nozke bazanta i nieuwaznie sluchajac wrzaskow uciekajacego przed laniem Hubaksisa, Van rozmyslala.
Ostatnimi czasy nie dawala jej spokoju pewna mysl, o ktorej dotad nie smiala wspominac. Doszla do wniosku, ze drugiej okazji nie bedzie, postanowila mimo wszystko wylozyc swa prosbe.
– Kreolu…? – zaczela niepewnie.
– Nie przeszkadzaj, kobieto, jestem zajety! – odburknal mag, machajac laska tak, jakby przez cale zycie nie zajmowal sie niczym innym tylko tlukl niewydarzonych niewolnikow. Zreszta, prawdopodobnie wlasnie tak bylo.
– Panie, wybacz, wiecej nie bede! – prosil dzinn.
– Dobrze, zostawmy to na razie – zgodzil sie niechetnie nieco juz zmeczony Kreol. – Czego chcesz, kobieto?
– Widzisz, slyszalam, ze sa jakies sprawdziany… no… czy ktos moze byc magiem, czy nie. Rozumiesz?
– Oczywiscie – niecierpliwie przytaknal mag. – I co dalej?
– A czy moglbys mnie… no, sprawdzic?
– To znaczy? Chcesz zostac maginia, kobieto? Do tego nie wystarcza zdolnosci, trzeba jeszcze znalezc nauczyciela… zaraz… Nie myslisz chyba, ze ja…?
– No, tak w ogole to… – Vanessa usmiechnela sie przymilnie. – Jak ci sie podoba ten pomysl?
– Nawet o tym nie mysl, kobieto! – wrzasnal oburzony mag. – Zebym dobrowolnie wzial sobie takiego garba na plecy?! Czy chociaz masz pojecie, ile czasu trwa nauka u maga?! Pietnascie lat to najkrotszy okres!
– Nigdzie mi sie nie spieszy. – Van wzruszyla ramionami. Trzeba przyznac, ze uwaga o pietnastoletniej nauce nieco ochlodzila jej zapal, ale niezbyt mocno. Chec zostania uczennica maga silnie podgrzewal fakt, ze uczniowie zazwyczaj spedzaja z nauczycielami duzo czasu, a ostatnimi czasy coraz czesciej miala ochote znalezc po temu jakis powod.
– Ale ja sie spiesze! Mam jeszcze mnostwo planow, kiedy mialbym cie uczyc?!
– Jakich planow, panie? – wtracil sie dzinn. – Nic mi o tym nie mowiles!
– Jeszcze nie oglupialem az tak, zeby ci mowic – fuknal Kreol pogardliwie. – Ciebie to nie dotyczy, niewolniku!
– Hmm! – przypomniala o sobie Vanessa.
– Nie, nie i jeszcze raz nie! – odmowil mag zdecydowanie.
– A ja powiedzialam: tak! – nie poddawala sie Van.
– Panie, najpierw ja sprawdz – poradzil Hubaksis. – Jesli Van nie ma zdolnosci, problem sam sie rozwiaze, prawda?
– Sluszna uwaga, niewolniku. – Kreol nie mogl sie nie zgodzic. – Dobrze, kobieto, siadaj tutaj, bedziesz zdawac egzamin wstepny.
Jednym machnieciem reki zgarnal ze stolu resztki jedzenia i naczynia, nie przejmujac sie zbytnio faktem, ze wszystko to znalazlo sie na podlodze, potem podniosl jedno winogrono (najmniejsze i nadgnile) i uroczyscie ulozyl je na samym srodku.
– Siedzisz? – upewnil sie. – Dobrze… Patrz uwaznie na winogrono. Za chwile przekaze ci tyle magicznej sily, ile tylko bede mogl, a ty sprobujesz podniesc winogrono bez pomocy rak…
– Jak mam to zrobic? – przerwala mu Vanessa.
– Po prostu ze wszystkich sil staraj sie, zeby tak sie stalo – rzekl Kreol po chwili zastanowienia. Najwyrazniej nie od razu przypomnial sobie, jak wlasciwie powstaje magia, tak zwykle i codzienne staly sie dla niego te cuda. – Poza tym mozesz wyobrazic sobie, jak podnosi sie do gory, to tez czasem pomaga. Gotowa? Zacznij, kiedy powiem „trzy”.