O wampirach warto jeszcze wiedziec, ze nie moga wejsc do domu, dopoki nie zaprosi ich ktos z domownikow. Dzieje sie tak dlatego, ze miedzy tymi nieumarlymi i rasa skrzatow trwa wojna, i te niezwykle pozyteczne duchy postaraly sie o to, aby nie wpuszczac wampirow na swoje terytorium. Niestety, we wspolczesnym swiecie zostalo juz tak niewiele skrzatow, ze glupio byloby polegac na takiej ochronie, liczac na to, ze w twoim domu mieszka skrzat.

– Kawy, ma’am? – uprzejmy glos skrzata przerwal Vanessie lekture.

– Dziekuje, Hubercie. – Vanessa niechetnie oderwala sie od stron ksiegi. Ku swemu zdziwieniu nie zauwazyla, kiedy sie zaczytala. – Czy Kreol nie nakazal ci czegos pilnowac?

– Moge to robic z dowolnego miejsca, ma’am. – Urisk usmiechnal sie lekko. – Jestem przeciez skrzatem, a to moj dom. Jesli pani chce, prosze sie zdrzemnac, a ja w tym czasie popilnuje.

– Nie, dziekuje – odmowila Van, nieco podejrzliwie patrzac na Huberta. – Nie jestem zmeczona. Lepiej poczytam…

– Jak pani sobie zyczy, ma’am.

Vanessa popatrzyla na zegar. Byla trzecia rano, ale wcale nie chcialo jej sie spac. Ukradkiem popatrzyla na odpoczywajacego Kreola i mimowolnie zaczela podziwiac jego spokojna twarz. Torbe z narzedziami nadal przyciskal do brzucha, jakby sie bal, ze mu ja ktos ukradnie.

Po jakims czasie dokonczyla rozdzial o wampirach, po raz kolejny dziwiac sie, ile roznych wiadomosci zebrano w jednym tomie. Nie, zdecydowanie zrobil sie grubszy. Vanessa przewrocila strone i kontynuowala czytanie.

W tym samym czasie Hubaksis nudzil sie na czubku masztu. Bylo ciemno i zimno, a za jedyne towarzystwo mial Oko Ureja – zupelnie nieciekawe stworzenie. Gigantyczne oko powoli obracalo sie wokol swojej osi jak planeta, i za kazdym razem, gdy w jego polu widzenia pojawial sie Hubaksis, malenkiego dzinna przechodzil dreszcz.

Jedynym pocieszeniem byla paczka papierosow, ktora uprzejmie podarowal mu Mao. Dzinn nieoczekiwanie odkryl, ze amerykanskie papierosy (i kazde inne zreszta tez) w pewnym stopniu moga zastapic haszysz i bardzo go to ucieszylo. W bardzo malym stopniu, ale nie mial raczej innego wyboru. Do tego nie powodowaly halucynacji.

Prawde mowiac, do tej pory Hubaksis nie wypalil nawet jednego, jedynego papierosa. Trzymal go w obu rekach, jak niemowle butelke i ssal, ssal i ssal, od czasu do czasu wypuszczajac malenkie koleczka. Cala paczka byla wieksza od niego.

Nieoczekiwanie Oko Ureja znieruchomialo. Wpatrywalo sie w jeden punkt, a po chwili jego zrenica zrobila sie czerwona i zaczela pulsowac. Hubaksis popatrzyl na nie ze strachem, a potem w kierunku, gdzie spogladalo i papieros wypadl mu z ust.

Malenki dzinn poderwal sie w powietrze, energicznie odwrocil sie glowa w dol i przelecial prosto przez dach, uderzajac sie po drodze o miedziany gwozdz. Miedz to jedyna sposrod powszechnie dostepnych substancji, przez ktora nie moga przenikac dzinny, dzieki czemu mozna je zamknac nawet w zwyklym miedzianym dzbanie, niebedacym Pochlaniaczem.

Kreol nadal spal, ale teraz przewracal sie z boku na bok i mamrotal cos bez ladu i skladu. Vanessa porzucila czytanie i podejrzliwie mu sie przygladala. Hubaksis, nie tracac czasu na powitania, z impetem wbil sie w twarz pana i zaczal ciagnac go za powieke.

– Van, Van, obudz go, szybko! – zawolal, gdy odkryl, ze Kreol nie ma zamiaru sie obudzic. – Yir idzie!

– Juz?! – podskoczyla Vanessa. – Przeciez jest dopiero czwarta!

– Juz, juz! Widzisz, jak pan sie kreci? To Oko Ureja przekazuje mu sygnaly!

Vanessa przylaczyla sie do dzinna, probujac obudzic Kreola, ale sumeryjski mag spal nadzwyczaj uparcie. Nie twardo, a wlasnie uparcie – przewracal sie, krecil, klal po starosumeryjsku, ale nie chcial sie obudzic.

Niewiele myslac, policjantka wyjela pistolet z kabury, nacisnela spust i wystrzelila tuz nad uchem maga. Kreol podskoczyl jak oparzony i wrzasnal. Vanessa ze zdziwieniem uniosla brwi – nawet nie podejrzewala, ze w jezyku sumeryjskim jest tyle ordynarnych przeklenstw.

– Czego? – warknal Kreol ze zloscia.

– Idzie, panie, idzie! Zostalo bardzo malo czasu! – wykrzykiwal podekscytowany dzinn, nadal szarpiac maga za rzesy. Kreol dopiero teraz zwrocil na to uwage i stuknal Hubaksisa palcem w brzuch. Malenki dzinn krzyknal i w koncu puscil.

Mag, ciagle jeszcze przeganiajac mruganiem resztki snu, zabral Vanessie ksiege, wlozyl ja do torby, przeciagnal sie az mu w krzyzu trzasnelo i ruszyl w strone drzwi. Tuz przed nim zmaterializowal sie Hubert.

– Dzien dobry, sir. Czy sa dla mnie jakies polecenia?

– Tak, nie krec sie pod nogami.

– Tak jest, sir – kiwnal glowa skrzat, nieporuszony. – Ma’am, jesli pani pozwoli, wskaze miejsce, z ktorego moze pani ochraniac pana ogniem.

Vanessa popatrzyla na niego z zaskoczeniem. Wlasnie chciala o to poprosic – dziewczyna swietnie rozumiala, ze nie powinna wychodzic na zewnatrz. Mimo wszystko, w takich sprawach jak ta, Kreol mial znacznie wiecej doswiadczenia.

– Pilnuj drzwi – rozkazal Butt-Krillachowi, ktory i tak wlasnie sie tym zajmowal, i wyszedl na zewnatrz.

Byla cicha listopadowa noc, wiatru bylo tylko tyle, by poruszal lekko liscie na drzewach. Wszyscy sasiedzi dawno poszli juz spac – w ani jednym oknie nie palilo sie swiatlo. Yir pojawil sie juz w polu widzenia. Szedl wzdluz ulicy, przy czym poruszal sie bardzo wolno, ospale, jakby nie traktowal swej ofiary powaznie. Zreszta, moze tak wlasnie bylo. Guy mial zbyt malo doswiadczenia w postepowaniu z ludzmi, a w ciagu tygodnia, ktory spedzil w naszym swiecie, mimowolnie wyrobil sobie opinie, ze zabic czlowieka jest latwo jak splunac. Do tego po prostu nie widzial zadnej przyczyny, by sie ukrywac – yirowie wyczuwaja sie nawzajem na wiele kilometrow, dlatego w ich swiecie jakiekolwiek proby ukrycia swej obecnosci sa czystym nonsensem. Guyowi jakos nie przyszlo do glowy, ze ludzie nie maja takich zdolnosci.

Kreol obrzucil go pogardliwym spojrzeniem, uniosl twarz ku niebu i wykrzyknal slowo-klucz Deszczu. Fioletowa chmura, ledwie widoczna po zachodniej stronie nieba, drgnela i popelzla na wschod poganiana potezna wola maga.

Furtka byla zamknieta. Guy nie zastukal, ani jej nie wywazyl. Po prostu uniosl sie na dwa metry, przelecial metr w poziomie i wrocil na ziemie. Zajelo mu to ze dwie sekundy.

Kreol przygladajacy sie temu z ironia, bez pospiechu wyjal laske. Pierscien-Pochlaniacz od dawna juz tkwil na jego palcu wskazujacym. Hubaksis szybowal nad jego lewym ramieniem, na ganku siedzial wyszczerzony Butt- Krillach.

– I co? – Mag ironicznie uniosl brwi.

Guy popatrzyl na niego, skonfundowany. Wiedzial, jak powinna wygladac ofiara, ale rzecz w tym, ze po zmartwychwstaniu Kreol bardzo sie zmienil. Odmlodnial i przefarbowal wlosy. Yir nie byl do konca pewien, czy jest to wlasnie ten, za kogo zaplacono jego praprapraprapradziadkowi. Nie byl tez przekonany, ze jest odwrotnie, jak to mialo miejsce w przypadku spotkania z Mao. Tamten nalezal do innej rasy, nawet slepy nie pomylilby go z Kreolem.

– Twoje imie Kreol? – zapytal bez owijania w bawelne.

– A kto pyta? – odrzucil pileczke mag.

– Ja. Moje imie Guy. Twoje imie Kreol.

– A jesli powiem, ze nie?

Yir zamyslil sie. Zdolnosc ludzi do mowienia nieprawdy bez najmniejszego wysilku doprowadzala go czasem do rozpaczy. To strasznie komplikowalo mu prace. Nawet jesli ten czlowiek przyzna sie, ze jest Kreolem, nie bedzie to wcale oznaczac, ze tak wlasnie jest w rzeczywistosci.

– Jesli jestes Kreolem, zabije cie. Jesli nie – to nie zabije – wymyslil w koncu Guy, dosc glupio zreszta.

– Mozesz sprobowac. – Kreol z zadowoleniem kiwnal glowa, aktywujac jedna z Wodnych Kopii.

Z magicznej laski trysnal silny strumien wody, jak z wlaczonego na pelna moc weza ogrodowego. Guy otrzasnal sie i w nastepnej chwili znalazl sie metr na lewo. No coz, teraz przynajmniej rozwialy sie watpliwosci. Ten czlowiek byl podobny do Kreola, do tego byl magiem, a to znaczylo, ze najprawdopodobniej jest ofiara.

Yir, umknawszy przed Wodna Kopia, wyciagnal rece i w Kreola uderzyl piorun. Moment wczesniej mag wykrzyknal slowo Elektrycznej Tarczy i na jego lewej rece pojawil sie mglisty dysk, ktory przyjal na siebie uderzenie.

Guy wypuscil jeszcze dwa pioruny, jeden za drugim. Magiczna tarcza odbila je. Kreol wystrzelil jeszcze dwie

Вы читаете Arcymag. Czesc II
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату