zeby sie skarzyc. Do tego jej dotychczasowa partnerka dwa tygodnie temu przeprowadzila sie do innego miasta i szefowa obiecala poszukac kogos innego. A nowy partner zawsze oznacza mnostwo klopotow…
Vanessa zastanawiala sie nawet, jakby tu sprytnie namowic na te prace Kreola. Miec za partnera prawdziwego maga – o czyms takim mozna tylko pomarzyc…
Przed bandycka kula osloni magiczna tarcza, przypadkowa rane wyleczy od razu na miejscu… Moze sparalizowac przestepce, uspic go albo zahipnotyzowac, by ten przekazal wszystkie potrzebne informacje. Mag moze isc po sladach lepiej niz pies mysliwski, moze okreslic do kogo nalezala ta albo inna rzecz, spojrzawszy tylko na aure… Do tego potrafi otworzyc kazdy zamek, umie latac, stawac sie niewidzialny, i wiele, wiele wiecej… A i Hubaksis moglby sie przydac – malenki dzinn potrafi przechodzic przez sciany, moze kogos sledzic, sam pozostajac calkiem niezauwazonym…
Ale, przerwala sama sobie, Kreol za nic nie zgodzi sie na cos takiego. Z jego opowiadan wynikalo, ze w starozytnym Sumerze magowie czasami zajmowali sie wykrywaniem przestepstw, ale robili to wylacznie na polecenie wysoko postawionych osob i za wysoka oplata. Ani jeden mag nie znizyl sie do tego, zeby zostac policjantem, czy jak sie tam oni nazywali w Babilonie. Poza tym Kreol nie ma do tego glowy – wypelnia kolejny punkt Wielkiego Planu.
Skadinad zbytnio sie nie spieszy… w ogole nie lubi sie spieszyc.
– Dzien dobry, ma’am – przywital sie Hubert, gdy tylko otworzyla oczy.
Vanesse poczatkowo krepowal jego zwyczaj pojawiania sie w najbardziej nieoczekiwanych miejscach w najbardziej zaskakujacych momentach, takze wtedy, gdy nie byla ubrana, ale gdy Kreol sie o tym dowiedzial, postukal tylko palcem w czolo i oznajmil, ze wstydzic sie skrzata nie ma sensu, bo on i tak widzi wszystko, co dzieje sie na terytorium jego domu. Do tego anatomicznie roznia sie od ludzi bardziej niz gady, dlatego Vanessa jest dla Huberta rownie straszna, jak on dla niej. I w ogole, wstydzic sie skrzata to jakby wstydzic sie wlasnego kota.
– Herbata, kawa? – Lekko sklonil glowe urisk. – Co pani zyczy sobie na sniadanie?
– Dzisiaj poprosze herbate… – odpowiedziala Van po namysle. – I buleczke z dzemem.
– W tej chwili, ma’am – rzekl skrzat uprzejmie, rozplywajac sie w powietrzu.
Vanessa blogo sie przeciagnela. Buleczki Hubert piekl sam i wychodzily mu rzeczywiscie wspaniale – miekkie, puszyste, po prostu rozplywaly sie w ustach. A gdy on szykuje sniadanie, ona akurat zdazy sie ubrac.
Od razu pierwszego dnia Vanessa wpadla na pomysl, aby przekazac Hubertowi Sluge. W koncu jemu byl on potrzebny bardziej niz komukolwiek innemu. Jednakze Hubert grzecznie odmowil, wyjasniajac, ze skrzaty nie moga korzystac z ludzkiej magii, wiec Magiczny Sluga jest dla niego zupelnie nieprzydatny.
– Dziekuje, Hubercie – podziekowala po kilku minutach, gdy taca z zamowieniem pojawila sie na stoliku. Z powodu takiego drobiazgu skrzat nie zrobil sie nawet widoczny.
– Obudzilas sie, uczennico? – Kreol wszedl bez pukania. Akurat jego Vanessa niejeden raz starala sie nauczyc pukania, ale tylko patrzyl na nia tepo, nie rozumiejac, dlaczego ma pukac we wlasnym domu. – Mam dla ciebie niewielki prezent…
Vanessa o malo co sie nie udlawila, tak nieoczekiwane to bylo. Ale jednoczesnie ucieszyla sie – oznaka zainteresowania ze strony Kreola nie mogla jej nie ucieszyc.
– Prezent? – wykrztusila z trudem, przelykajac to, co miala w ustach. – Jaki?
– Najpierw wez z powrotem swoj pierscionek – zaproponowal Kreol, wyciagajac w jej strone pierscionek, ktory pozyczyla mu, gdy polowal na yira.
– Zabrales z niego to stworzenie? – zainteresowala sie, wkladajac ozdobe.
– Nie.
Vanessa znowu o malo co sie nie udlawila i zaczela nerwowo zdejmowac pierscionek. Bez wzgledu na to, jak bardzo go lubila, nie zmierzala nosic przy sobie energetycznego demona.
– Zamienilem go w artefakt – ciagnal Kreol. – Popatrz, z lewej strony pojawila sie na nim niewielka wypuklosc. Jesli nacisniesz na nia opuszkiem kciuka i wypowiesz w mysli slowo „Piorun!” z pierscionka wystrzeli piorun. Moim zdaniem to bardzo przydatna rzecz.
– No tak… – zgodzila sie Van, zostawiajac pierscionek w spokoju. Bez wzgledu na to, jak nieprzyjemnie bylo nosic COS takiego na rece, sama mysl o tym, ze moze teraz strzelac piorunami z palca sprawila, ze niemalze oblizala sie z zadowolenia. Vanessa od dziecka lubila komiksy, a w przewazajacej wiekszosci glownymi bohaterami tych zeszycikow byli odwazni mlodziency o nadprzyrodzonych zdolnosciach. A teraz cos takiego trafilo w jej rece!
– Bardzo sprytne, dziekuje. A co jeszcze?
– Jeszcze to. – Byla to jej wlasna puderniczka. – Otworz.
Vanessa poslusznie otworzyla, ciekawa, w jaka superbron Kreol zmienil niewinny przedmiot damskiej toalety. Jednak w srodku nie bylo nic ciekawego.
– I co dalej? – zapytala, nieco rozczarowana.
– Dotknij lusterka i pomysl moje imie.
Vanessa tak zrobila. Jej odbicie w malutkim lusterku zakolysalo sie, rozplynelo, a jego miejsce zajela podobizna Kreola. Popatrzyla na niego, potem znowu na lusterko, potem znowu na niego… Jak miniaturowa kamera.
– Co to takiego? – zaczela juz sie powoli domyslac, ale wolala upewnic sie.
– Lusterko-rozmownica. – Kreol usmiechnal sie z satysfakcja. Glos dobiegl jednoczesnie i z jego ust i z puderniczki. – Jesli zechcesz cos mi powiedziec albo o cos mnie zapytac… A jesli z toba bedzie cos nie tak, ja tez to poczuje.
Vanessa byla wzruszona. Czyzby rzeczywiscie dbal o nia?
– I co jeszcze?
– To wszystko! – oburzyl sie Kreol. – Ty co, uczennico, myslisz, ze rodze te artefakty czy co? Zrobic przez jeden wieczor az dwa, to i tak bardzo duzo, moze tego dokonac tylko arcymag!
– Dobrze, dobrze! – Van wyciagnela w jego strone obie rece. – Nie szalej, tak tylko zapytalam!
Na posterunku, gdzie sluzyla Vanessa nadkomisarzem byla kobieta. Przodkowie Florence Iovich pochodzili z Odessy, ale bylo to tak dawno, ze nawet ich nazwisko zmienilo sie nie do poznania.
– O, Van, co u ciebie? – przywitala sie z Vanessa uprzejmie. – Dobrze odpoczelas?
– Jak by to powiedziec… – zajaknela sie Van.
– Wyjezdzalas gdzies? – zapytala Florence bez szczegolnej ciekawosci.
– Do Lengu i do Inkwanok – odpowiedziala Vanessa, zanim ugryzla sie w jezyk.
– No, prosze… A gdzie to jest?
– W Kanadzie. To kurort narciarski. – Vanessa odzyskala rezon.
– No, nie wiem… Ja wole plaze. Na Hawajach jest teraz bardzo przyjemnie… ale dobrze, niewazne. Wezwalam cie, zeby przedstawic ci nowego partnera. Gdziez on sie podzial…?
Florence otwarla szuflade biurka, jakby tam wlasnie spodziewala sie odnalezc zagubionego policjanta, postukala palcem w blat, zdjela i przetarla okulary… Nie wiadomo, co miala zamiar zrobic dalej, bo ktos cichutko zastukal do drzwi.
– O, to wlasnie on! – ucieszyla sie Florence. – Poznajcie sie…
Vanessa starannie obejrzala mlodzienca. Ten z kolei obejrzal ja.
No coz, egzemplarz nie byl taki zly. Troche wiecej niz sredniego wzrostu, rudawy, znakow szczegolnych brak, twarz mial nieco bez wyrazu.
– Vanessa Lee – przedstawila sie Van. – Dla przyjaciol po prostu Van.
– Michael Shepard Jackson – odpowiedzial jej nowy partner. – Lub po prostu Mike, ale lepiej Shep – tak mi sie bardziej podoba.
– Nie jestem z
– To co, poznaliscie sie? – zapytala znudzona Florence. – W takim razie prosze przystapic do pelnienia obowiazkow.
Gdy zamknely sie za nimi drzwi, Shep rzekl z niepokojem:
– Jestem w San Francisco dopiero trzeci dzien, w ogole to… Zonie zaproponowali nowa prace i awans, wiec sie przeprowadzilismy. Przedtem sluzylem w Detroit, co prawda niedlugo, bo tylko pol roku… Tak wiec z