przygotowuje swoje ulubione manty *

– Swoja droga, jaka ze mnie idiotka – mamrocze, wyrabiajac ciasto. – Dalam sie zarznac! No tez cos…

– Bolalo? – pyta Nikolajewa.

– E, nie, nie bardzo. Tylko strasznie sie balam, kiedy ten debil ruszyl na mnie z nozem. Normalnie cala zdretwialam. Trzeba bylo skakac przez okno, a ja, kretynka, stoje i patrze na niego. On mnie najpierw w brzuch, a ja tego nawet nie zauwazylam, a potem w szyje… i od razu – krew, krew… sluchaj Ala, gdzie ja postawilam pieprz?

Nikolajewa patrzy na stol. Wszystkie przedmioty sa bardzo dobrze widoczne: dwa talerze, dwa widelce, noz z rozlupana raczka, tarka, solniczka, walek, maka w torebce, dziewiec krazkow z ciasta. Ale pieprzniczki nie ma.

– Zawsze tak jest, kiedy czegos trzeba – zapodzieje sie i koniec. – Lubka rozglada sie dookola. Pochyla. Zaglada pod stol.

Szlafrok rozchyla sie, ukazujac z grubsza zaszyte rozciecie od szyi do wzgorka lonowego.

– O jest… – mowi Lubka.

Nikolajewa widzi pieprzniczke pod stolem. Nachyla sie, bierze ja do reki, podaje Lubce. I nagle bardzo ostro odczuwa, ze w piersi Lubki NIE BIJE SERCE. Lubka mowi, mamrocze, porusza sie, ale jej serce jest nieruchome. Stoi jak popsuty budzik. Nikolajewe ogarnia potworny smutek. Ale nie z powodu smierci Lubki, tylko z powodu martwego serca. Jest jej strasznie zal, ze serce Lubki zatrzymalo sie i NIGDY wiecej nie bedzie bilo. Czuje, ze za chwile sie rozplacze.

– Lubka… czy ty… dodajesz do farszu cebule? – mowi z trudem i wstaje.

– Po cholere, kiedy jest czosnek? – Lubka uwaznie patrzy na nia martwymi oczami.

Nikolajewa zaczyna pochlipywac

– Co ci jest? – pyta Lubka.

– Lac mi sie chce – belkocze nieposlusznymi wargami Nikolajewa.

– Lej tu – odpowiada z usmiechem Lubka.

Z piersi Nikolajewej wyrywa sie szloch. Dziewczyna placze z powodu OGROMNEJ STRATY.

– Lub…ka, Lub…ka… – powtarza.

Chwyta Lubke, przyciska do piersi. Lubka odpycha sie zimnymi, pobrudzonymi maka rekami.

– No cos ty?

Lodowa piers Lubki jest BEZ SERCA. Nikolajewa lka. Rozumie, ze tego juz NIGDY nie da sie naprawic. Slyszy bicie wlasnego serca. Jest zywe, cieple i KOSZMARNIE jej drogie. Przez to czuje jeszcze wiekszy bol i gorycz. Nagle rozumie, jak LATWO byc martwym. Przepelnia ja zal i przerazenie. Goracy mocz splywa jej po nogach.

Nikolajewa przebudzila sie. Twarz miala cala we lzach. Tusz do rzes sie rozmazal. Obok wanny stal Andriej w bialo-czerwonym szlafroku.

– Co jest? – zapytal z niezadowoleniem

– Co? – chlipnela. I znow sie rozplakala.

– Co sie stalo? – Nachmurzyl sie sennie.

– Bo… tego… – pochlipywala – przysnila sie przyjaciolka… ona… ja… zabili pol roku temu…

– Kto?

– A… jacys handlarze z bazaru… jacys Azerowie…

– Aaa… – Podrapal sie w piers. – Sluchaj, ide spac. Mam jutro wazne spotkanie. Pieniadze sa w kuchni na stole.

Wyszedl.

Nikolajewa otarla lzy. Wyszla z wanny. Spojrzala w lustro.

– Boze…

Dlugo sie myla, potem wycierala. Wyszla z lazienki, owinieta duzym recznikiem. W mieszkaniu panowal polmrok. Z sypialni dochodzilo chrapanie Andrieja. Nikolajewa na palcach weszla do sypialni. Odszukala swoje rzeczy. Poszla do kuchni. Tu palila sie tylko lampka w okapie nad kuchenka. Na stole lezalo dwiescie dolarow.

Ubrala sie. Schowala pieniadze do portmonetki. Wypila szklanke soku jablkowego. W przedpokoju zalozyla plaszcz. Wyszla z mieszkania. Ostroznie zamknela za soba drzwi.

Gorna warga

2.02.

Mieszkanie odnajmowane przez Komara i Wike.

Jeleni Wal 1.

– Popracuj troche dlonia. – Komar scisnal przedramie Lapina opaska.

– Co ma pracowac – i tak wszystkie sa na wierzchu – usmiechnela sie Wika. – Zebym to ja miala takie kable!

– Komar, kurwa, mnie pierwszej bys huknal! – Ilona patrzyla ze zloscia.

– Pierwszy cent dla goscia, karwia. Tym bardziej, ze on sponsoruje… – Komar trafil igla w zyle. – Ja pierdole, sto lat nie widzialem niezniszczonych kabli.

– Ty, Ilona, to prawda, ze bylas na „Leningradzie”? – zapytala Wika.

– Aha… – Ilona patrzyla na reke Lapina.

– Czadowo?

– Aha.

– A co grali? Stare kawalki?

– Stare! Stare! Stare!… – Ilona ze zloscia zatrzesla rekami.

Komar pociagnal tlok do siebie: 27 lat, glowa ogolona na zero, duze uszy, chudy, przygarbiony, dlugie rece, mocno wyostrzone rysy twarzy, dziurawa granatowa koszulka, szerokie czarne spodnie.

W strzykawce pojawila sie krew. Komar szarpnal koniec zawiazanej przepaski. Plynnie wprowadzil zawartosc strzykawki do zyly Lapina.

– W porzo.

Wika podala wacik: 18 lat, sniada, malutka, pulchna, dlugowlosa, fioletowe spodnie z poliestru, niebieski golf.

Lapin przycisnal wate do zyly. Zgial reke w lokciu. Odchylil sie na wyswiechtana poduszke:

– O, kurwa…

– No? – Komar usmiechnal sie.

– Tak… – Lapin z trudem rozkleil usta i usmiechnal sie. Patrzyl na sufit z rdzawymi zaciekami.

– Komar, fiucie, hukniesz mi w koncu?! – krzyknela Ilona.

– Bez problemu, madame. – Komar rozpieczetowal nowa strzykawke.

Wika wysypala na lyzke stolowa bialy proszek z torebki, dodala wody, podgrzala lyzke nad swieca. Komar pobral z lyzki polprzezroczysty plyn do strzykawki.

Ilona sama przewiazala sobie przedramie opaska. Usiadla naprzeciw Komara. Wyciagnela reke. W zgieciu widac bylo kilka sladow ukluc.

– Ilona, bo ja nie czaje, grali same stare kawalki? – Wika zapalila papierosa.

– Nie, nie tylko… – Ilona z rozdraznieniem zaciskala i otwierala piesc.

– „A jak przyjdzie lato, za miasto ruszamy. Lopata do reki i zapierdalamy”? Tak?

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату