– Jednego, kurwa, nie rozumiem. Zabij mnie, zarznij – nie pojmuje. Czego ci brakowalo?

Natasza milczala. Utkwila wzrok w nodze od stolu.

– Wyciagnalem cie z gowna, pomoglem twojemu bratu, matce pomoglem. Wozilem na Karaiby, ubralem, kurwa, jak ksiezne Diane. Jebalem codziennie. Czego ci brakowalo?

Natasza milczala.

– Tak. Baby to zagadka. – Dato wypuscil dym. – Co, Hasan? Trzeci raz mam wtope ze szczurem. O co chodzi?! Przeznaczenie, kurwa?

– Nie wiem, brachu. – Hasan wciagnal nosem porcje. – Moze i przeznaczenie.

– Do tego, kurwa, ni chuja we lbie mi sie nie miesci: no, ozenilabys trefny lod, no, wyjelabys pol stowy. Ale co dalej? Co dalej? Gdzie bys sie zadekowala? Co, pod ziemie bys sie zapadla? I co, pol kafla – to dla ciebie taka duza kasa?

Natasza milczala.

– Dato, zostaw ja. – Hasan wytarl nos. – Baba zawsze jest na drugim planie.

– Czlowiek uczy sie przez cale zycie… – Dato strzasnal popiol. Popatrzyl na garnek.

– No jak, gotuje sie?

Pieka zajrzal do garnka.

– Zaczyna.

Pomarancz poruszyl sie na podlodze. Lom przycisnal go noga.

– Lezec.

– Dato, psem twoim bede, jak to moj pomysl. Psem – wymamrotal Pomarancz.

– Psem to ty nie bedziesz – Dato spojrzal z ukosa na jego ruda, spocona glowe – bo juz nim jestes.

– Mnie Szakro dwa razy przystawial klamke do glowy. Wtedy, w Dagomysie, i po weselu. O blondynach slyszal od Awery.

– Od Awery? – usmiechnal sie Hasan. – Awera juz gryzie piach.

– Robil wjazdy do Szakro, ten mu jeszcze wisial za „Tybet”. – Pomarancz uniosl glowe. – I wtedy wychlapal mu o blondynach i o lodzie. Mowi: jest duzy tort, bierz. Nabijesz kabze, to oddasz.

– I co, Szakro kazal ci schaltowac Hasanowi? – zapytal Hasan.

– Szakro chce wziac dole za lod.

– Co? – usmiechnal sie Dato. – Co ty, scierwo, loisz? Awere przeciez sprzatneli, jaki, kurwa, dlug, jaki „Tybet”?

– On chce isc na przypal bez Awery. Chujem bylbym, Dato. Mnie jego ogary sprzedaly, ze jest teraz goly, ze ma z Ryba na pienku, a ciebie chca wydymac.

– I zgarnac pule? – usmiechnal sie Dato.

– Chca zgarnac.

– Na bezczyla? Bez scinki?

– Powiedzial mi: chodz, wyjmij porcje, to zobacze. Nie wyjmiesz – to zejdziesz.

– A co chce zobaczyc?

– No… jak ty sie wykladasz.

Dato zgasil papierosa. Wstal. Podszedl do Pomarancza. Wlozyl rece do kieszeni. Zakolysal sie na czubkach palcow.

– Nno tak… Ty psie, calkiem sie zbiesiles. Zupelnie straciles wyczucie.

Kiwnal do Pieki. Ten zdjal garnek z ognia. Lom przycisnal butem glowe Pomarancza do niebieskawej marmurowej podlogi.

– Kurwa bylbym, Dato… Hasan… przysiegam… – mamrotal Pomarancz.

Pieka siadl mu na nogach i zaczal lac wrzatek na plecy.

Pomarancz krzyknal i zaczal sie szarpac.

Lom i Pieka przygnietli go.

– Gadaj prawde, psie, prawde. – Dato kolysal sie na palcach.

– Przysiegam! Przysiegam! – wyl Pomarancz.

Pieka chlusnal mu na plecy. Pomarancz zadygotal.

– Prawde, prawde.

– Dato! Przestan! – krzyknela Natasza.

– Prawde, psie!

– Przysiegam! Przysiegam!

– Chlusnij mu na facjate – poradzil Hasan.

Pieka chlusnal Pomaranczowi na glowe. Ten zawyl.

– Nie, Dato! Zostawcie go! – krzyczala Natasza.

– Na ciebie, szczurza suko, tez przyjdzie pora! – Dato kopnal ja.

– Gadaj, bo cie ugotujemy jak raka. – Hasan spokojnie patrzyl na podrygujace cialo Pomarancza.

– Szakro chce zgarnac dole za lod! – wymamrotal Pomarancz.

– Nie pierdol, padako! Nie pierdol, padako! Nie pierdol! Nie pierdol! – Dato zaczal go kopac w twarz.

– Szczurek… – splunal Hasan. – Lej mu na jaja!

Pieka i Lom zaczeli sciagac spodnie Pomaranczowi.

– Dato! Dato! Dato! – krzyczala Natasza.

– Cicho, szczurza suko!

– Dato, przestan, przestan. Ja wszystko powiem!krzyczala Natasza.

– Cicho, szczurza suko!

– Dato, niech powie. – Hasan podszedl do Nataszy. – Mow prawde.

– Wszystko powiem, tylko przestancie!

Dato dal znak. Pieka przestal polewac Pomarancza wrzatkiem.

– Mow, suko.

Natasza otarla swobodna reka nos. Zachlipala.

– To wszystko klamstwo. To nie Szakro. To ja.

Dato patrzyl na nia.

– Po chuja?

– Ty i tak mnie rzucisz. Jak Zenke. Wiem o tej twojej… baletnicy. A ja… a ja… w ogole nic nie mam. Matka umierajaca.

– I co?

– No… chcialam przytulic troche kasy… Po prostu…

– I jego podkrecilas?

Kiwnela glowa.

– Za ile?

– Po polowie.

Dato przeniosl wzrok na Hasana. Ten milczal. Natasza pochlipywala. Pomarancz jeczal na podlodze. Dato spojrzal na Pomarancza.

– Odwroccie go.

Pieka i Lom polozyli go na wznak. Dato przysiadl. Zajrzal w szare oczy Pomarancza.

– Prawda.

Wyprostowal sie. Hasan wyciagnal reke. Dato klepnal w nia dlonia. Odetchnal z ulga.

– Chodz, przetrawimy to.

Wyszli do sasiedniego pokoju. Panowal tam polmrok. Widac bylo duzo drogich mebli.

– Tak myslalem, ze nie Szakro. – Hasan wzdrygnal sie z zimna. Splotl chude palce. Strzelilo mu w stawach.

– Dole, kurwa! – Dato nerwowo sie usmiechnal. Otworzyl bar. Wyjal butelke koniaku. Nalal sobie. Wypil.

– Kazda padaka, kurwa, tylko czeka, zeby sciac mnie z Szakro. Szakale, kurwa!

– On po prostu slyszal… moze od Awery, od jego ogarow… moze od Dziurawego…

– Sluchaj, Hasan, a skad wszyscy czaja? Czemu, kurwa, kazdy karaluch wie o lodzie?

– Mnie o to pytasz?

– A kogo mam pytac? Awere? Zorika? Oni juz, kurwa, robaki karmia. A ty zyjesz.

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату