Zaczal lac wode z butelki na poczerwieniala twarz Barenboima.
Nie pomagalo. Chudym cialem wstrzasaly drgawki.
– Cos tu jest nie tak. – Winogradow krecil glowa.
– Nieszczescie go spotkalo?
– Tak, nieszczescie. Szescdziesiat dziewiec tysiecy dolarow wplynelo mu na konto i nie wie od kogo! Straszne, kurwa, nieszczescie! – Zniecierpliwiony Winogradow zlosliwie sie usmiechnal. – Boria! No, juz dosyc! Wystarczy! Boria!!! Stop! Milczec!!
Zaczal policzkowac Barenboima. Ten zawyl jeszcze glosniej.
– No nie, cholera wie, co z nim jest! – Winogradow wstal z kleczek, wsunal rece do kieszeni.
– Moze koniaku? – zaproponowala sekretarka.
– Cholera, zaraz wszyscy sie tu zbiegna! Tania, dzwon po karetke. Niech mu dadza w dupe jakis zastrzyk… nie moge tego sluchac!
Usiadl na biurku. Rozejrzal sie, szukajac papierosow. Przypomnial sobie, ze rzucil palenie. Machnal reka.
– No i piekny poczatek dnia, w morde…
Sekretarka podniosla sluchawke.
– A co mam powiedziec?
– Powiedz, ze… czlowiek stracil…
– Co?
– Spokoj ducha! – z rozdraznieniem wykrzyczal Winogradow.
I’m a friend of Sarah Connor
14.55
Lapin wlokl sie od stacji metra „Biblioteka imienia Lenina” do starego budynku uniwersytetu. Z ramienia zwisal mu plecak. Z pochmurnego nieba sypala sie drobna sniezna kasza.
Wszedl do zakratowanej bramy, spojrzal w strone „psychodromu” – niewielkiego placyku obok pomnika Lomonosowa. Stala tam grupa studentow z butelkami piwa w rekach. Dwaj z nich, chudy przygarbiony
– Lapa, chodz do nas! – machnal reka Filsztejn.
Lapin podszedl.
– Co tak wczesnie? – zapytal Twarogow.
Filsztejn zasmial sie:
– Lapa zyje wedlug czasu nowojorskiego! Pytal o ciebie profesor Radlow.
– Tak. W stylu: gdzie bumeluje moj ulubieniec? – wtracil Twarogow.
– Co? – ponuro zapytal Lapin.
– Kaca masz, Lapa? Przyniosles prace roczna?
– Nie.
– My tez nie!
Filsztejn i Twarogow zasmiali sie.
– Daj lyka. – Lapin wzial butelke od Twarogowa, napil sie. – Rudik jest?
– Nie wiem. – Twarogow zapalil papierosa.
– Zobacz w „Santa-Barbarze” *
– Sluchaj, to prawda, ze jego starzy sa w jakiejs sekcie?
– Krisznowcy chyba. – Twarogow wypuscil dym.
– Nie, nie krisznowcy. – Filsztejn pokrecil kedzierzawa glowa. – „Brahma Kumaris”
– A co to jest? – Lapin oddal butelke.
– Brahma to jeden z bogow hinduskiego panteonu – wyjasnial Filsztejn. – A co to takiego „Kumaris” – zapytaj Rudika. Oni co roku jezdza w Himalaje.
– On tez?
– Cos ty! On to zlewa. Jego teraz jara metal. Buja sie z Pajakiem. A ty co? Zajarales sie tym?
– No, troche.
– Ty, Lap, co jest, drinkowales wczoraj czy ruchales?
– I jeszcze grzalem. – Lapin skierowal sie do wejscia.
Wszedl na pierwsze pietro. Przecial pusta palarnie.
Przez otwarte na osciez drzwi zajrzal do meskiej toalety. Nikogo tam nie bylo procz garbatej sprzataczki w nieokreslonym wieku. Na podlodze lezal w kaluzy moczu kosz na odpadki. Dokola poniewieraly sie niedopalki, puszki po piwie i inne smieci. Sprzataczka szczotka na dlugim kiju zsuwala wszystko do wiadra. Lapin cmoknal niezadowolony. Na jego widok garbuska z wyrzutem pokrecila glowa.
– Ech, swintuchy. Paskudza i paskudza. Serca nie macie.
Lapin drgnal. Rozwarl reke, przytrzymujaca szelke plecaka. Plecak zeslizgnal sie z ramienia, upadl na podloge. Lapin zaszlochal. Jego oczy gwaltownie napelnily sie lzami.
– Nie! – wykrztusil.
Otworzyl usta i wydal przeciagly, zalosny krzyk, ktory zadzwieczal w pustej toalecie i wyrwal sie na korytarz. Pod Lapinem ugiely sie kolana. Zlapal sie za piers i runal na wznak.
– Oooo! Oooo!! Oooo! – zawyl przeciagle, wierzgajac nogami.
Sprzataczka ze zloscia wlepila w niego wzrok. Postawila szczotke w kacie, obeszla Lapina i pokustykala na korytarz. Do toalety zblizalo sie trzech studentow, zwabionych krzykiem.
– Babciu, co tam sie dzieje? – zapytal jeden.
– Znowu narkoman! – Sprzataczka patrzyla na nich z oburzeniem. – Kto tu sie teraz uczy? Same pedaly i narkomany!
Studenci obstapili Lapina. Ten jeczal i plakal, z rzadka przeciagle krzyczac.
– Kurwa. Typowy zwal – wywnioskowal jeden ze studentow. – Wowa, dzwon na 03.
– Nie wzialem komory. – Drugi zul gume. – Ej, kto ma telefon?
– Hej, co z nim? – spytala dziewczyna, wychodzaca z damskiej toalety.
– Masz komorke?
– Tak.
– Wybierz 03, kumasz, ma zwala.
– Zenia, moze nie trzeba? – powatpiewal jeden ze studentow.
– Dzwon, glupia, bo nam tu zejdzie! – krzyknela wsciekle sprzataczka.
– Spadaj… – Dziewczyna wybrala 03. – A co ja mam powiedziec?
Student wyplul gume.
– Powiedz: I’
Osiem dni pozniej
12.00
Obszerny bialy pokoj z szerokim bialym lozkiem. Biale zaluzje w oknach. Bukiet bialych lilii na niskim, bialym stole. Bialy telewizor. Biale krzesla.
W lozku spali Lapin, Nikolajewa i Barenboim. Ich twarze zdradzaly wycienczenie: since pod oczami, zoltawy odcien zapadlych policzkow.