dezynfekowal i bandazowal mu nie te rane, co trzeba, ukrywal swoja odwieczna, niezmienna tajemnice pod pikowana pancerna kamizelka, a potem nagle wypuscil ja na podloge. Wieczorem, zeby zasnac,' Yossarian liczyl wszystkich mezczyzn, kobiety i dzieci, ktore znal, a ktore juz nie zyly. Usilowal przypomniec sobie wszystkich zolnierzy i wskrzeszal w pamieci obrazy wszystkich starych ludzi, ktorych znal w dziecinstwie – wszystkie ciotki, wujow, sasiadow, rodzicow i dziadkow, swoich i nie swoich, a takze wszystkich tych smiesznych, oszukanych sklepikarzy, otwierajacych swoje male, zakurzone sklepiki o swicie i pracujacych jak idioci do polnocy. Wszyscy oni tez nie zyli. Ilosc zmarlych stale rosla. A Niemcy nadal walczyli. Podejrzewal, ze smierc jest nieodwracalna, i po raz pierwszy przyszlo mu do glowy, ze moze z nia przegrac.
Yossarian mial cieplo, kiedy nadeszly chlody, dzieki cudownemu piecykowi Orra i zyloby mu sie w cieplym namiocie calkiem przyjemnie, gdyby nie wspomnienie Orra i to, ze pewnego dnia wwalila sie do niego drapiezna gromada rozbawionych nowych lokatorow z dwoch pelnych zalog, ktorych pulkownik Cathcart zazada] na miejsce Kida Sampsona i McWatta i ktore przyslano w niecale czterdziesci osiem godzin. Yossarian wydal z siebie dlugi, chrapliwy jek protestu, kiedy przywlokl sie zmeczony po locie i zastal ich u siebie.
Bylo ich czterech i bawili sie w najlepsze baraszkujac przy rozstawianiu lozek. Yossarian spojrzal tylko na nich i wiedzial, ze beda nie do zniesienia. Byli rozdokazywani, pelni zapalu, tryskali energia i znali sie wszyscy ze Stanow. Byli po prostu nie do pomyslenia. Byli halasliwi, zarozumiali, lekkomyslni i mieli po dwadziescia jeden lat. Pokonczyli studia i zareczyli sie z ladnymi, czystymi dziewczetami, ktorych zdjecia staly juz nad zrobionym przez Orra cementowym kominkiem. Plywali motorowkami i grywali w tenisa. Jezdzili konno. Jeden przespal sie kiedys ze starsza kobieta. Znali tych samych ludzi w roznych czesciach Stanow i kazdy chodzil do szkoly z kuzynami ktoregos z pozostalych. Sluchali sprawozdan z mistrzostw baseballowych i naprawde obchodzilo ich, kto wygra. Byli tepi; samopoczucie mieli znakomite. Cieszyli sie, ze zdazyli jeszcze na wojne i ze beda mogli poznac smak walki. Byli w trakcie rozpakowywania sie, kiedy Yossarian ich wyrzucil.
Wykluczone, wyjasnil twardym glosem Yossarian sierzantowi Towserowi, kiedy ten z wyrazem przygnebienia na swojej ziemistej, konskiej twarzy oznajmil Yossarianowi, ze bedzie ich musial przyjac. Sierzant Towser nie mogl zazadac nowego szescioosobowego namiotu, skoro Yossarian sam zajmowal caly namiot.
– Nie mieszkam sam – przypomnial Yossarian ponuro. – Mam u siebie nieboszczyka nazwiskiem Mudd.
– Bardzo prosze, panie kapitanie – powiedzial blagalnie sierzant Towser z ciezkim westchnieniem, zerkajac na czterech nowych oficerow, ktorzy zbici z tropu stali przy wejsciu, przysluchujac sie w niemym zdziwieniu. – Mudd zginal podczas ataku na Oryieto. Sam pan wie, bo lecial obok pana.
– To dlaczego nie zabierzecie jego rzeczy?
– Dlatego, ze on do nas nie przybyl. Kapitanie, prosze, niech pan juz nie wyciaga tej sprawy. Moze sie pan przeprowadzic do porucznika Nately, jezeli pan woli. Moge panu nawet przyslac zolnierzy do przeniesienia rzeczy.
Ale opuscic namiot Orra to znaczyloby zdradzic Orra, narazajac go na lekcewazenie i pogarde kliki tych czterech prostakow, ktorzy tylko czekali, aby sie tam wprowadzic. Poza tym byloby niesprawiedliwe, gdyby te halasliwe, niedowarzone mlokosy przyszly na gotowe i dostaly najbardziej pozadany namiot na calej wyspie. Jednak sierzant Towser wyjasnil, ze takie sa przepisy, i Yossarianowi nie pozostalo nic innego, jak zrobic dla nich miejsce, przepraszajac ich przy tym zalosnymi spojrzeniami, i ze skrucha udzielac im roznych pozytecznych wskazowek, podczas gdy oni wprowadzali sie do jego samotni, czujac sie natychmiast jak u siebie w domu.
Stanowili najbardziej przygnebiajaca grupe ludzi, z jaka Yossarian kiedykolwiek mial do czynienia. Nic nie macilo ich doskonalego nastroju. Wszystko ich smieszylo. Nazywali go zartobliwie “Yo-Yo', wracali podchmieleni w srodku nocy i nieudolnie usilowali zachowywac sie cicho, ale co chwila na cos wpadali i wybuchali chichotem, a kiedy Yossarian klnac siadal w lozku, ogluszali go radosnymi rykami, ktore mialy wyrazac uczucia przyjazni. Za kazdym razem mial ochote rozerwac ich na strzepy. Przypominali mu siostrzencow Kaczora Donalda. Cala czworka bala sie Yossariana i przesladowala go nieustannie dokuczliwa hojnoscia, z irytujacym uporem obsypujac go drobnymi uprzejmosciami. Byli lekkomyslni, smarkaczowaci, sympatyczni, naiwni, pyszalkowaci, pelni rewerencji i niesforni. Byli tepi; na nic sie nie skarzyli. Podziwiali pulkownika Cathcarta i uwazali, ze pulkownik Korn jest dowcipny. Bali sie Yossariana, ale ani troche nie bali sie siedemdziesieciu akcji bojowych wyznaczonych przez pulkownika Cathcarta. Byli czworka sympatycznych dzieciakow, ktore znakomicie sie bawily doprowadzajac Yossariana do szalenstwa. Nie mogli zrozumiec, ze jest staroswieckim, dwudziestoosmioletnim dziwakiem, ze nalezy do innego pokolenia, innej epoki, innego swiata, ze rozrywki go nudza i szkoda mu na nie wysilku, i ze oni go tez nudza. Nie potrafil ich uciszyc, byli gorsi niz kobiety. Byli za glupi, zeby zastanawiac sie nad soba i wpadac w przygnebienie.
Zaczeli ich bezczelnie odwiedzac kolezkowie z innych eskadr, uzywajac namiotu Yossariana jako meliny. Czesto nie bylo tam dla niego w ogole miejsca. Co gorsze, nie mogl sprowadzac siostry Duckett. A teraz, kiedy nastaly jesienne szarugi, nie mogl pojsc z nia gdzie indziej! Tego nieszczescia nie przewidzial i mial ochote porozlupywac swoim wspolmieszkancom czaszki albo brac ich po kolei za kark i za tylek i powyrzucac raz na zawsze w wilgotne, oslizgle, wieloletnie zielsko rosnace miedzy jego zardzewialym urynalem z blaszanej miski z przebitymi gwozdziem dziurkami w dnie a latryna eskadry z rosochatych sosen, ktora stala opodal niczym domek kapielowy.
Zamiast jednak rozlupywac im czaszki poczlapal w kaloszach i czarnej pelerynie przez deszcz i mrok poprosic Wodza White Halfoata, zeby przeprowadzil sie do niego i wyploszyl tych cholernych paniczykow i czyscioszkow swoimi pogrozkami i swinskimi manierami. Jednak Wodz White Halfoat mial dreszcze i myslal juz o przeprowadzce do szpitala, zeby tam umrzec na zapalenie pluc. Instynkt podpowiadal mu, ze wybila jego godzina. Mial bole w piersiach i chroniczny kaszel. Whisky juz go nie rozgrzewala. A najgrozniejsze bylo to, ze kapitan Flume wrocil do ich przyczepy. To juz byl niewatpliwie zly omen!
– On musial wrocic – dowodzil Yossarian, na prozno usilujac pocieszyc ponurego, barczystego Indianina, ktorego masywne brazowoczerwone oblicze gwaltownie osunelo sie przybierajac wyplowialy, wapiennoszary odcien. – Umarlby z zimna, gdyby chcial mieszkac w lesie przy takiej pogodzie.
– Nie, to by nie przygnalo tego tchorza z powrotem – obstawal przy swoim Wodz White Halfoat. Postukal sie w czolo z tajemniczym wyrazem twarzy. – Nie, moj panie. On cos wie. On wie, ze zbliza sie chwila, kiedy umre na zapalenie pluc, ot co. I dlatego wiem, ze wybila moja godzina.
– A co mowi doktor Daneeka?
– Nie wolno mi nic mowic – wyjasnil zalobnym glosem doktor Daneeka ze swego ciemnego kata, a jego gladka, spiczasta, drobna twarzyczka miala zolwiowozielonkawy odcien w migotliwym blasku swiecy. Wszystko przesiakniete bylo zapachem plesni. Zarowka przepalila sie przed kilkoma dniami, ale zaden z dwoch sanitariuszy nie mogl sie zmobilizowac i wkrecic nowej. – Nie wolno mi juz zajmowac sie medycyna – dodal doktor Daneeka.
– On nie zyje – rozjasnil sie Wodz White Halfoat, zanoszac sie ochryplym smiechem przez flegme. – To naprawde zabawne.
– Przestali mi nawet placic pensje.
– To naprawde zabawne – powtorzyl Wodz White Halfoat. – Zawsze obrazal moja watrobe, a teraz, patrzcie, co sie z nim stalo. Nie zyje. Zabila go wlasna chciwosc.
– Nie to mnie zabilo – zauwazyl doktor Daneeka glosem spokojnym i stanowczym. – Chciwosc nie ma tu nic do rzeczy. Wszystkiemu winien ten cholerny doktor Stubbs, przez ktorego pulkownik Cathcart i pulkownik Kom uprzedzili sie do lekarzy. Upierajac sie przy swoich zasadach doktor Stubbs kompromituje zawod lekarza. Jak nie bedzie ostrozniejszy, to stowarzyszenie lekarzy zakaze mu praktyki w szpitalach.
Yossarian obserwowal, jak Wodz White Halfoat ostroznie przelewa whisky do trzech butelek po szampanie i chowa je do torby z przyborami do golenia.
. – Czy nie moglbys po drodze do szpitala zajrzec do mojego namiotu i strzelic ktoregos z nich w pysk? – zastanawial sie na glos Yossarian. – Jest ich czterech i w koncu wygryza mnie z mojego namiotu.
– Wiesz, podobna rzecz przydarzyla sie kiedys calemu mojemu plemieniu – zauwazyl rozbawiony Wodz White Halfoat ze zrozumieniem i az przysiadl na lozku ze smiechu. – Dlaczego nie poprosisz kapitana Blacka, zeby wyrzuci! tych chlopakow? On to lubi.
Yossarian skrzywil sie kwasno na sam dzwiek nazwiska kapitana Blacka, ktory wyzywal sie na nowych lotnikach za kazdym razem, kiedy wchodzili do jego namiotu po mapy lub jakies informacje. Przypomniawszy sobie kapitana Blacka Yossarian natychmiast zmienil swoj stosunek do wspolmieszkancow namiotu na dobrotliwy i opiekunczy. To nie ich wina, ze sa mlodzi i pelni radosci, powtarzal sobie niosac przez ciemnosc podrygujacy snop swiatla swojej latarki. On tez chcialby byc mlody i pelen radosci. To nie ich wina, ze sa odwazni, pewni siebie i
