wdzierajace sie w swiadomosc obce pytanie: – Mozesz myslec?
– Oczywiscie, ze moge – automatycznie odpowiedzial Maly i natychmiast spytal zaskoczony: – A kto mowi?
– Czy nie wszystko jedno kto? Pytaj.
– Glos z mroku – usmiechnal sie Maly – a gdzie sie wlasciwie znajdujesz? W Aorze?
– Nie, w Blekitnym Miescie. Tam, skad moge skontrolowac wszystko, co dzieje sie na tej planecie.
– Oczywiscie – pomyslal glosno Maly. – Koordynator. Supermozg stworzony przez Nauczyciela.
– Nie jestem mozgiem. Jestem regulatorem.
– Maszyna?
– W twoim rozumieniu tak. Silnik zycia.
– Wieczny silnik?
– Wieczne jest to, co nie ma konca. W przyrodzie wszystko ma swoj koniec.
– A cykle niesmiertelnosci?
– Niesmiertelnymi sa na razie tylko ci, ktorych nazywacie Hedonczykami. Ludzie sa smiertelni.
– A wiec oznacza to, ze Hedonczycy nie sa ludzmi?
– W pewnym sensie nie sa. Jezeli zycie czlowieka, na przyklad twoje, przedstawic w formie wykresu o dwu koordynatach, to powstanie krzywa ze szczytem gdzies w srodku. Rozprostuj jej druga czesc i poprowadz rownolegle do osi odcietej, a otrzymasz wykres zycia Hedonczyka.
– Po co to wszystko?
– Co?
– Cykle. Powtorzenia. Sam przeciez powiedziales, ze w przyrodzie wszystko ma swoj koniec.
– Nie wiem. To nie wchodzi w sklad mojego zadania.
– Ale na czym to zadanie polega?
– Kierowac. Regulowac. Korygowac ewolucje cyklow, stabilnosc technologii, pilnowac poziomu.
– Czego?
– Informacji.
– Zdobytej w bojkach albo bezplodnym wysilku wyobrazni, w bydlecych zabawach albo nieokielznanych zachciankach?
– Masz racje. Informacja jest wszedzie. Wszystko, o czym sie mysli i co sie robi, zawiera informacje.
– Ale informacja moze byc pozyteczna albo zbedna.
– Nie znam takiego podzialu. Moze byc pelna lub niepelna.
– Na podstawie jakich kryteriow opracowana jest norma zasobu informacji?
– Kryterium jest jedno: wysilek umyslowy.
– A tych, ktorzy nie uzyskali normy, do kotla?
– Do sal regeneracji. Calkowicie naturalny proces. Czyz nie usuwa sie z mechanizmu detalu, ktory zle pracuje?
– Mechanizm to co innego, a ludzie to co innego.
– Dla mnie sa to rzeczy identyczne. Jestem maszyna. Spoleczenstwo to takze maszyna, tyle ze mniej doskonala.
– Wasze spoleczenstwo owszem. Po co tyle kast, klanow, czy jak sie tam one u was nazywaja? Sirgowie, ksorowie, nadludzie, po co?
– Nie moge watpic w slusznosc programu koordynujacego moje dzialanie na tej planecie. Moge wam tylko wyjasnic to, czego nie mozecie zrozumiec.
– Dlaczego magowie moga znecac sie nad wolnymi?
– Podnosza wspolczynnik nagromadzonej informacji.
– A nadludzie?
– Maja jeszcze wyzszy wspolczynnik. Zwierzeca reakcja, zrozum mnie prawidlowo: zwierzat tu nie ma, uzywam tego terminu, poniewaz stosunkowo najdokladniej przekazuje znane wam pojecie, dodaj do tego predkosc myslenia, umiejetnosc podejmowania najwlasciwszej decyzji, zwiekszone wyczucie przestrzeni.
– No a sirgowie to tez „wyczucie przestrzeni”?
– Sirgowie to osobna kasta. Jest ich malo i pelnia bardzo wazna role. Krotko mowiac, sa to moje zdalne czujniki, powiedzmy, oczy i uszy. Dlatego tez obdarzeni sa wielka umiejetnoscia sterowania przestrzenia. Przestrzen to zarowno zla, jak i dobra sila. Sam widziales, jak dziala.
– Zabija.
– Tylko tych, ktorzy z lenistwa nie uzyskali niezbednej normy informacyjnej. Jezeli ktos jej nie uzyskal, to znaczy, ze nalezy przebudowac jego mozg, zmienic kaste. Uzywajac waszego okreslenia – wymagania jest kuracja.
– Barbarzynska kuracja.
– Masz na mysli sirgow? Zakrzywienie przestrzeni jest humanitarne.
– Skad wiedza, kogo przerabiac?
– Wydaje rozkaz. Idealnie dokladny.
– Niezla dokladnosc! O maly wlos sam nie trafilem na „stol operacyjny”.
– Caly czas cie obserwowalem. Nie przeszkadzalem, poniewaz zostalo to zaprogramowane. Mam pomagac wam poznac i zrozumiec stabilnosc.
– Niczego nie rozumiem. Nie wiem nawet, gdzie sie znajduje i co bedzie dalej.
– Zaraz sie dowiesz. Nie boj sie.
Obcy glos przestal rozbrzmiewac w jego swiadomosci i z rozplywajacego sie mroku zaczela sie wylaniac sala z dlugim szeregiem foteli, podobnych do fryzjerskich. Na kazdym z nich na wpol lezal rozebrany do naga Hedonczyk, polaczony tym samym fryzjerskim „helmem” z ekranem, po ktorym przebiegaly kolorowe linie, to krzywe, to wydluzone, to zygzakowate i faliste. Przy ekranach krzatali sie ci sami niscy ludzikowie w niebieskich kurteczkach i ciemnych trykotach.
Mechaniczne pranie mozgow – pomyslal Maly na glos i wzdrygnal sie.
– Ciebie tez to czeka – powiedzial ktos z tylu.
Nawet nie odwracajac sie wiedzial, ze Kapitan mimo wszystko go odnalazl. Malego tak to ucieszylo, ze nie zmieszal sie ani troche.
– Jak tu trafiles?! – zawolal, obejmujac towarzysza.
– Szkoda gadac – gniewnie odparl Kapitan. – Przeciez znam cie, durniu, jak zly szelag. Od razu zgadlem, co wymysliles. A kiedy zobaczylem w kabinie twoj promiennik, to popedzilem natychmiast z powrotem. Ledwo zdazylem na to uprzatanie nieboszczykow.
– No, a potem?
– Co potem? Przez sale ze „stolami”, przez rure i tutaj.
– Glos slyszales?
– Zadnych glosow. Wszyscy tutaj sa niemi. A bo co?
– Nic. Opowiem pozniej. Chodz do wyjscia.
– A gdzie to wyjscie?
– Znajdziemy.
Przeszli obok ekranow i foteli z wskrzeszonymi nieboszczykami, plynacymi jak na tasmociagu w zamglona dal. Niebieskoskorzy przy ekranach nawet nie zauwazyli Kapitana i Malego. Zachowywali sie tak, jakby obok nich poruszali sie nie ludzie, ale jakies niewidzialne istoty. Obaj kosmonauci doszli wreszcie do ostatniego fotela, staneli obok i w dalszym ciagu nie zauwazeni przez nikogo blyskawicznie znalezli sie na dzieciecym placyku w Zielonym Lesie. Nadzy Hedonczycy baraszkowali w niewazkosci i ssali ciecz ze znajomych