– Nie wiem.

– Taka obsluga jest i w Aorze. Jej funkcjonariuszy widzieliscie w salach regeneracji. Co o nich mozecie powiedziec?

– Dokladni, zdyscyplinowani – Kapitan zaginal palce – wymusztrowani.

– Przez kogo?

– Tego tez nie wiem.

– Moze jednak sa to roboty?

– Nie sadze. Jest w nich, pomimo ich automatyzmu, cos nieuchwytnie ludzkiego.

– Skoro tak, to jaka istnieje klasowa wspolzaleznosc pomiedzy nimi i Aoryjczykami? Eksperymentatorzy i kroliki doswiadczalne, jak przypuszcza Alik, czy panowie i sludzy? Ludzie wywodzacy sie z roznych gatunkow biologicznych, roznych cywilizacji, czy po prostu z dwoch klas – uciskanej i uciskajacej? Antagonisci czy sojusznicy, przyjaciele czy wrogowie?

Kapitan znowu sie zamyslil.

– Nieroby i pracusie – powiedzial Maly. – Tylko to na razie wiemy. Pozostale sprawy to ciemna magia.

– A moze cywilizacje te sa rownoprawne? – zasugerowal Bibl.

– Nauczyciel mowil tylko o jednej, konsumpcyjnej – przypomnial sobie Kapitan i zasepil sie. – A moze dalibysmy spokoj tym hipotezom? Kilku niewiadomych w tym rownaniu jeszcze nie znamy. A wiec zacznijmy jutro „rano. Od Blekitnego Miasta albo Nirwany.

Pierwsze ukazalo sie miasto.

Alik oznajmil o tym, wpadajac do pokoju z maszynka do golenia w reku. Palilo zwykle rude slonce, ale blekitne juz je dopedzalo, mijajac granatowe. Kazdego ranka kolejnosc ich wschodow sie zmieniala, i do tej pory Kapitanowi ciagle nie starczalo czasu na to, aby wyliczyc ich orbity. A zreszta teraz interesowala go zupelnie inna sprawa.

Byl to ten sam pamietny widok, jaki ukazal sie z tego samego okna podczas pierwszego dnia ich pobytu na stacji. Znane i nieznane bryly geometryczne splaszczone, rozciagniete, przekrzywione, pogniecione. Wszystko to pstrzylo sie, mienilo wszystkimi barwami widma, gdzieniegdzie zastygalo, obnazajac bezksztalt i brzydote, gdzieniegdzie poruszalo sie, wilo. Barwy stawaly sie jaskrawe, to znow z wolna matowialy. Po pewnym czasie ten chaos przestawal draznic. W niezwyklych zalamaniach i krzywiznach pojawial sie swoisty rytm architektoniczny, fascynujacy i przyciagajacy spojrzenie. Tym razem miraz byl blizej, w odleglosci okolo pol kilometra, i wcale nie drzal, ani nie rozplywal sie. Dok sie nie omylil: to bylo miasto! Obce, nieziemskie, wcale nie basniowe, ale swa niewiarygodnoscia zapierajace dech w piersi.

– Szykowac „Portosa”? – zapytal Maly.

– Po co? To przeciez dwa kroki. Dojdziemy piechota.

– A oslona energetyczna?

– Zdjeta. To nie zwykle lacze, ale zblizenie faz.

Kapitan zrezygnowal i z ziemskiej broni. Wzieli tylko „bicze” i paralizatory. Maly posepnial coraz bardziej. Goraco pragnal pojsc zamiast Bibla, ale kolejnosci pilnowano skrupulatnie. W rownym stopniu przestrzegano zasady: dwoch na wyprawie, dwoch na stacji. Zreszta nie bylo powodow do niepokoju. Tylko wlasna nieostroznosc, ryzykanctwo czy nieprzemyslane dzialanie mogly spowodowac jakies zagrozenie. Wszystko, co zdarzy sie w trakcie wyprawy, moze i powinno byc przewidziane.

Kapitan i Bibl szli w milczeniu, nie mogac oderwac wzroku od niezwyklego miasta. Strzelalo wysoko w gore, ale wlasciwie nic nie sugerowalo podzialu na pietra. Tylko na roznych poziomach, a bylo ich dosyc duzo, Bibl doliczyl sie ponad szesnastu i dal spokoj – miasto przecinaly plaszczyzny, po ktorych poruszaly sie jakies nie okreslone mechanizmy o konturach zamazanych predkoscia ruchu. Niekiedy plaszczyzny zakrzywialy sie, tworzac cos na ksztalt stadionow, przecietych zygzakami wiez telewizyjnych albo dzwigow bramowych promieniujacych czyms podobnym do swiatla neonowego. Wszystko to przypominalo nie tyle miasto, co fabryke o nieznanym przeznaczeniu i fantastycznej technologu. Mozna bylo nawet zidentyfikowac hale produkcyjne z tablicami swietlnymi, gigantyczne pulpity jeszcze bardziej gigantycznych maszyn matematyczno-liczacych, wachlarze rur, pedzace pionowo i na ukos wielkie windo – podobne ksztalty i dziwne spiralne tasmy przeszywajace wszystko na wskros. Jednego nie mozna bylo odnalezc w tym pseudoprzemyslowym balaganie – domow, mieszkan, pieter, okien, choc i one czasami byly kreslone wiazkami blyskawic na metnawoniebieskim tle nieba albo pojawialy sie w grze kolorowych plam na pionowych plaszczyznach siecznych. Blekitnawa szarosc, zmetniala ultramaryna, dziesiatki odcieni rozcienczonego indygo bladzily gdzies na wysokosciach, przekazawszy wszystkie pozostale barwy nizszym poziomom miasta. W jego ksztaltach, i tych nieruchomych, i w tych przelewajacych sie i migoczacych – nawet uwazny obserwator nie odnalazlby naturalnej barwy drzewa czy metalu. Nigdzie. Zamilowanie Hedony do jaskrawych barw i tu dawalo znac o sobie: wszystko mienilo sie i polyskiwalo jak szkielka w dzieciecym kalejdoskopie. Zaledwie przed chwila na dziesieciometrowej wysokosci przesunela sie niebieska rura wyrzucajac roznokolorowe, dziwacznie powygniatane plaszczyzny, kiedy nagle na jej miejscu zaczela peczniec pomaranczowa kula. Pokryla sie liliowymi plamami, najezyla sie wiazka strzal uderzajacych o czarna sciane, strzaly rozsypaly sie w iskry, iskry rozblysnely w gwiazdy, a gwiazdy znowu zlaly sie w pomaranczowa kule, ktora stopniowo wyciagnela sie w niebieska rure. Chwilami wydawalo sie, ze ta ruchoma geometria miasta nie posiada materialnych granic, lecz jest wykreslona tylko swiatlem i kolorem. Nawet z bliska nie mozna bylo sie zorientowac, co powstaje w tych zaczarowanych, widmowych halach: przedmioty – fantomy czy ich dziwacznie zabarwione cienie.

Kapitan i Bibl juz od kilku minut stali w milczeniu tuz przy samej granicy miasta, o ile mozna bylo tak nazwac to scianke, to schody, to pstro zabarwiona siatke, to wiazki wloczni podobnych do tyczek z wlokna szklanego, strzelajace u gory zielonymi iskrami. Obaj kosmonauci zupelnie nie zwracali uwagi na ten diabelski taniec barw i ksztaltow. Mysleli o gospodarzach miasta, ktorych za chwile moga spotkac na roznobarwnych, spiralopodobnych tasmach, ktore z bliska okazaly sie ruchomymi chodnikami – ni to trotuarami ulicznymi, ni to wewnetrznymi ciagami komunikacyjnymi hal fabrycznych, czy tez samobieznymi podstawami gigantycznych pulpitow sterowniczych jakichs maszyn. Najprawdopodobniej wlasnie te „ulice” widzieli Maly i Alik, mknac „Portosem” poprzez rozrzedzona materie miasta i identyfikujac pulpity jako „domy”, a plaszczyzny jako „dworce”

Kapitan i Bibl znalezli sie w lepszym polozeniu: mogli obserwowac „ulice” i ludzi z bliska i z nieruchomego punktu.

Ludzie byli tacy sami jak ci, ktorych Kapitan widzial w salach regeneracyjnych Aory – ubrani w czarnoniebieskie trykoty i nieco bardziej jaskrawe niebieskie kurteczki, ludzaco podobne do kombinezonow turystow lub kosmonautow. Zdumiewal niebieski kolor nie oslonietych czesci ich ciala. Jedni mieli skore nieco bledsza, inni znow intensywnie zabarwiona. W jakis sposob podobni byli do polnocnoamerykanskich Indian, z ta roznica, ze byli o wiele nizsi, no i nie czerwonoskorzy. Siedzieli, stali, poruszali sie, suneli na chodnikach, ale zawsze pojedynczo, nigdy w grupach, nawet nie po dwoje czy troje. Ten brak wzajemnych kontaktow Kapitan zdazyl juz zauwazyc w salach regeneracyjnych. Nie porozumiewali sie ani telepatycznie, ani slownie – to juz zostalo sprawdzone. Moze ich praca nie wymagala wzajemnych kontaktow, moze byly one zabronione w czasie pracy.

– W jaki sposob bedziemy sie z nimi porozumiewac? – zapytal nagle Bibl.

Kapitan wzdrygnal sie, myslal przeciez o tym samym.

– Nie wiem – odparl powoli i z wahaniem. – Moze wszelkie formy porozumienia sa wzbronione tylko w salach regeneracyjnych. Nie wierze, aby istnialo spoleczenstwo pozbawione jakichkolwiek wzajemnych kontaktow. Przeciez ucza sie nawet gluchoniemi.

– A moze ci tez sa gluchoniemi? Tego na dobra sprawe nie mozemy wykluczyc.

Kapitan wzruszyl ramionami.

– To tylko ulatwi sprawe.

– A jezeli to roboty?

– Nie wierze.

– Mam na mysli bioroboty. Istoty wyhodowane w probowkach na podstawie okreslonych norm. Przeciez to mozliwe. Na Ziemi dawno juz opracowano metody produkcji, ale projekt zarzucono, poniewaz byl bezuzyteczny. A tu zasadnosc uzycia biorobotow jest wyrazna i bezposrednia.

Kapitan nie zrozumial, dlaczego wyrazna, dlaczego bezposrednia?

Вы читаете Wszystko dozwolone
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату