wiadomo dlaczego, odbila go, jak batut, i cisnela nim na krawedz innej plaszczyzny. Kapitan pomyslal, ze wrocil na te poprzednia, i pobiegl wzdluz skraju w slad za uciekajacym; chodnikiem, ale natychmiast zatrzymal sie. „Pejzaz” byl zupelnie inny, rownie bezsensownie uksztaltowany i zabarwiony, ale calkowicie odmienny konstrukcyjnie. Zorientowawszy sie w sytuacji Kapitan znowu skoczyl na ruchoma „ulice”, ta znowu odbila go, ale tym razem utrzymal sie, opadlszy na czworaki. Ten chodnik byl juz inny, szerszy i ciemniejszy, przypominajacy swa barwa jesienna, zasypana pozolklymi liscmi sciezke. Poprzedni, bladorozowy, przepadl gdzies razem z Biblem.

Kapitan zaczal nadsluchiwac, ktos wolal nad nim, za krawedziami dwoch przecinajacych sie pod ostrym katem plaszczyzn – przejsc po nich mogl tylko cyrkowiec.

– Jestem tutaj! – krzyknal Kapitan, ale Bibl nie odpowiedzial albo nie uslyszal, albo jego glos zostal stlumiony przez kolorowe, gazopodobne potoki.

Kolyszac sie i sprezynujac, chodnik skoczyl pomiedzy biegnace naprzeciw tasmy z ludzmi w niebieskich kurtkach. Plyneli oni na spotkanie razem z tablicami swietlnymi pelnymi klebiacej sie, kolorowej abrakadabry. Kapitan tracil jednego z nich w ramie, reka nie dotknela kurtki odrzucona uderzeniem niewidocznej, ale wyraznie elastycznej przegrody podobnej w dotyku do silnie napietej gumy. Pole silowe? Tracil drugiego, reka napotkala te sama niewidzialna zaslone. Czyzby kazdy z siedzacych na tasmie znajdowal sie pod nieprzenikliwa kopula silowa? Najwidoczniej w ten sposob, poprzez spotegowanie izolacji kazdego stanowiska roboczego, zapewniono maksymalna dokladnosc pracy.

Zaglebiony w rozmyslaniach, Kapitan o maly wlos nie zlecial z chodnika, ktory zakrecal w tym miejscu tak ostro, ze trzeba bylo sie polozyc, by nie zostac wyrzuconym na sasiadujaca krawedz plaszczyzny.

– Jestem pod panem, Kep – uslyszal z glebin opadajacego w dol, kolorowego kanionu.

Chodnik przeskakiwal nad nim jak ruchomy most, a na plaskim „brzegu” podobnym do nie pomalowanego arkusza blachy cynkowej, stal Bibl, wymachujac rekami:

– Niech pan skacze!

Kapitan skoczyl, ale chybil i zostal podchwycony przez inny chodnik, ktory najwidoczniej wyskoczyl mu na spotkanie z tego wlasnie kanionu. Teraz azurowe konstrukcje opadaly w dol, ich geometria ulegla znieksztalceniu, a polyskujace dyski rozsypaly sie w mglawice, podobne do dalekich gwiazd, widzianych z okien kosmolotu. Gdzie jest Bibl? Dopiero co byl na dole, ale Kapitan przelecial obok i Bibl powinien byc gdzies nad nim, na krawedzi plaszczyzny, ktora mignela mu przed oczyma. Moze ten ratujacy go w biedzie chodnik ja dosiegnie?

Bibl! – zawolal Kapitan. Jego glos zabrzmial glucho i cicho. Najprawdopodobniej fale dzwiekowe byly wytlumiane w tym splocie plaszczyzn i chodnikow napelzajacych jedne na drugie jak nitki w klebku.

Na sciany albo raczej na to, co mozna by uznac za sciany, Kapitan nie patrzyl – pokrywaly je kolorowe amorficzne ksztalty. Mignal podswietlony od wewnatrz szescian, za nim drugi i trzeci, z przemieszczajacymi sie w ich wnetrzu figurkami. „Klast” – Kapitan przypomnial sobie hedonskie szachy. Ktoz w nie tu gra? I natychmiast domyslil sie: nikt. W tym miejscu sa tylko odbierane myslowe rozkazy z zewnatrz i telekinetycy przekazuja przesuniecia, ktore wynikaja z toku gry. Chodnik nagle skoczyl do gory i Kapitan znowu zobaczyl Bibla.

– Hej! – krzyknal Bibl. – Kep, tutaj!

Ocynkowana plaszczyzna naplywala skosem z gory na dol i wyciagnieta reka Bibla pomogla zachowac rownowage. Obydwaj westchneli z radoscia i ulga.

– Odsunmy sie od brzegu – zaproponowal Kapitan – dopiero tu przekonalem sie w sposob brutalny i naoczny, co to znaczy poleciec w diably.

Odchodzac od krawedzi spojrzeli po sobie. I znowu „pejzaz” zadziwil ich swymi na nowo przeksztalconymi formami architektonicznymi. Zadnej gry swiatel, zadnej oszalalej, kolorowej geometrii juz nie bylo. Swiatlo padajace ze zmetnialego sufitu – „nieba” oswietlalo rownomiernie dluga sale, przypominajaca opustoszala ulice zasnuta poranna, zimowa mgla. Po bokach ciagnely sie szare „sciany”, podobne do domow z jednym tylko szeregiem nisko osadzonych iluminatorow – „okien”. „Okna” zapalaly sie i gasly w sposob pozornie niewytlumaczalny, ale jak sie to pozniej okazalo, z calkiem zrozumiala prawidlowoscia. Obok tych „okien” powoli przesuwala sie tasma chodnika, nie szersza od normalnego trotuaru malenkiej uliczki. Na tasmie, w rownych odstepach, umocowane byly stoliki podobne do pulpitow dyrygenckich, a za kazdym stolikiem czy to w kucki, czy na ledwo widocznym krzesle, siedzial czlowiek w niebieskiej kurtce. Kiedy zrownal sie z oswietlonym „oknem” – iluminatorem, wyjmowal cos z niego, stawial to na stole i plynal dalej obok zgaszonych „okien”, az do nastepnego oswietlonego, powtarzal te sama operacje i znowu powtarzal ja przy nastepnym oswietlonym, minawszy uprzednio ponad dziesiec wygaszonych.

Po raz czwarty czynnosc ta sie nie powtorzyla, albo Bibl i Kapitan jej nie widzieli: chodnik z niebieskoskorymi znikal we mgle. Identyczna ruchoma tasma pelzla i po drugiej stronie ulicy, ale w przeciwnym kierunku.

– Rozumie pan cos z tego, Kep? – spytal Bibl.

– Jakis rodzaj pracy.

– To nie praca.

– Wiec co?

– Wciaz sie zastanawiam. Cos mi swita.

Co mu switalo, Kapitan dowiedzial sie chwile pozniej.

– To obiad, sniadanie albo cos w tym rodzaju – powiedzial Bibl.

– Z okien?

– Oczywiscie: „okna” to wlasnie okienka automatow kelnerskich.

Swieci sie, to znaczy, ze danie gotowe. Czlowiek zabiera je i zjada, przejezdzajac obok wygaszonych okien. Zapalaja sie one dopiero dla nadjezdzajacych klientow, a potem znowu gasna, nim automat nie poda nastepnego dania. Dania sa, jak widac, trzy albo cztery. Jestesmy w ich stolowce, Kep.

Kapitan skrzywil sie z niedowierzaniem.

– Obawiam sie, ze to tylko hipoteza.

– No to sprawdzmy.

Podeszli do miejsca, w ktorym chodnik wypelzal do sali, i wyprzedzajac nie spieszacych sie niebieskoskorych, zajeli dwa krzesla-niewidki. Juz pierwsze oswietlone okno potwierdzilo przypuszczenie Bibla: w jego wnetrzu unosila sie, bez zadnego widzialnego podparcia, przezroczysta miseczka z ciemnozielona masa. Kapitan bez namyslu zabral miseczke. Okno natychmiast zgaslo, a nastepnie zapalilo sie juz dla Bibla, ktory powtorzyl czynnosc Kapitana. Zielona masa okazala sie gesta galareta z wetknieta w nia szeroka lopatka. Nie przypominala lyzki, ale sluzyla najwidoczniej do tych samych celow.

– Sprobowal pan, Kep?

– Tylko troche, na koniec jezyka. Niezle. Przypomina kisiel z agrestu.

Nieprzewidziane wtargniecie Ziemian nie wywolalo poplochu. Nawet ich nie zauwazono. „Obiad” podawany byl z absolutna precyzja. Nastepne okno obdarzylo ich miska z brazowawa masa: przypominalo to dobrze odparowana fasole po gruzinsku, tyle ze bez przypraw. W trzecim oknie otrzymali kulki, zupelnie bez smaku, ktore topnialy w ustach jak lody. I wreszcie jakis plyn, przypominajacy coca-cole. Potem w stanie szczesliwej sytosci Kapitan i Bibl poplyneli siedzac za pustymi juz pulpitami. Nakrycia natychmiast gdzies zniknely, nawet nie brzeknawszy. Okien juz nie bylo, ale krzesla usypiajaco kolysaly jak hamaki. Ile minut i sekund trwal ten blogostan, zaden z nich nie wiedzial, ale zakonczyl sie prozaicznie i nawet, mozna rzec, bezceremonialnie: „krzesla” podskoczyly i miekkim pchnieciem wyrzucily obu Ziemian na podloge drugiej sali. Majaczace z przodu niebieskie kurtki skoczyly na krzyzujace sie chodniki i zniknely za krawedziami plaszczyzn. To samo zrobili i ci, ktorzy podazali za Kapitanem i Biblem. Nikt sie do nikogo nie odezwal, nie padlo ani jedno slowo, calkowity brak kontaktu – i w sali pozostali tylko Kapitan i Bibl.

Nie byla to w gruncie rzeczy sala, lecz skrzyzowanie ruchomych „ulic” – drog, rozbiegajacych sie w trzech kierunkach. Wlasciwie wcale sie nie krzyzowaly, a przebiegaly na roznych poziomach jedna nad druga, nigdy jednak nie znajdowaly sie ponizej wzrostu czlowieka. Dzieki temu mozna bylo swobodnie przejsc pod nimi.

Вы читаете Wszystko dozwolone
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату